O brzasku poranka wynurza się z oceanu mgły “miasto, które umiera” – jak je określił pochodzący stąd pisarz Bonaventura Tecchi. Można by je reklamować hasłem: odwiedź zanim zniknie, bo to doskonały przykład tego, jak można oczekiwanie na nadchodzącą katastrofę przekuć w komercyjny sukces. Nie wszystek jednak umarło albo umiera tylko w perspektywie geologicznej. Za to turystycznie jest zawzięcie podtrzymywane przy życiu. Każdego dnia, a szczególnie w sobotę lub niedzielę, może je odwiedzać nawet koło dwóch tysięcy ludzi dziennie. Na oko – są to w większości przedstawiciele Państwa Środka. Po latach odżyło i znów ma się nawet nieźle, biorąc pod uwagę liczbę turystów, którzy przybywają tutaj skuszeni w zasadzie tylko i włącznie malowniczością samego miejsca.
Monthly Archive:: wrzesień 2019
Willa d’Este w Tivoli
Dotarłem w końcu do Tivoli, nie pierwszym, ani nawet nie trzecim autobusem odjeżdżającym spod Willi Hadriana. Kierowca każdego z nich – oprócz tego ostatniego – zapewniał mnie, że następny z pewnością zabierze mnie tam, gdzie już byłem myślami. Mylili się. Dopiero czwarty z rzędu rzeczywiście jechał do miasta. Westchnąłem z ulgą i wsiadłem do rozgrzanego jak piec wehikułu. Kilkanaście minut w tej piekielnej atmosferze i oto będę obcował z perłą renesansowej architektury, wzorowanej – nie inaczej – jak właśnie na willi Hadriana. W czasie, kiedy ją budowano trwała bowiem moda na antyk. Wszyscy arystokraci chcieli się otaczać antycznymi rzeźbami i mieszkać w budowlach nawiązujących do starożytnej architektury grecko-rzymskiej. Willa d’Este stała się dla nich punktem odniesienia i potężnym impulsem dla rozwoju sztuki projektowania ogrodów w całej Europie.