Wysiadam z pociągu na stacji Bagheria, po sycylijsku Baaria, czyli dobre powietrze. Jakże było mi trzeba w tym momencie pełnego, niczym nie zmąconego oddechu. Z radością więc pozbyłem się maseczki FFP2 i przystąpiłem do kolejnej penetracji tej – niezbyt popularnej dziś na turystycznym szlaku – miejscowości. Taką etymologię nazwy miasteczka przedstawiła mi spotkana przypadkiem – wlazłem nie tam gdzie trzeba – staruszka, mieszkająca na terenie sławetnej Villi Palagonia. Wrócę do niej w dalszej części mojego wywodu. Oczywiście są inne etymologie nazwy Bagheria w zależności od języka. I tak z fenickiego Bayharia, miałaby to być kraina zstępująca do morza. Z arabskiego Bāb al-Gerib – byłaby to wietrzna brama lub baḥrīyah – zwyczajnie po prostu morska.
Tu także czas się zatrzymał! Jednak nie w średniowieczu czy renesansie, ale pod koniec lat 90-tych ubiegłego wieku – patrząc na to z polskiej perspektywy tych szarych, smutnych lat. Pierwsze wrażenie oceniłbym jako naprawdę kiepskie; chaotycznie pobudowane domostwa ziejące szpetotą, wszędobylski brud, dziurawe ulice, rozwalone chodniki lub ich brak, ale i wciąż jeszcze czynna kafejka internetowa i okazje na płyty CD, jeśli kupisz od razu 100 sztuk. Nie jest to zresztą tylko moje wrażenie.
Peter Robb w swojej arcyciekawej książce Sycylijski Mrok pisze o Bagherii, że przypomina mu ona „dzielnice mieszkaniowe z czasów stalinowskich w Europie Wschodniej”. „We współczesnej Bagherii – pisze on – brakuje atmosfery, którą dawniej musiały tworzyć wspaniałe wille. Niskie betonowe bloki przytłaczają, wydają się groźne, chciwe, nie ma w nich ładu ani symetrii. Atuty tego miejsca – światło, bujna roślinność, widok na morze – przestały być osiągalne dla lokatorów wzniesionych przez mafię mieszkań, których można spotkać na tutejszych ulicach.”
Zdawałoby się na pierwszy rzut oka – nie ma tu nic do podziwiania! Nie wolno jednak zatrzymywać się na pierwszym wrażeniu, ani też sprowadzać naszych peregrynacji do poszukiwania powodów do powierzchownego stwierdzenia: ojej – jak tu ładnie! Interesuje nas prawda miejsca, czasem trudna jak trzeba, a kiedy mamy szczęście to i nawet chwilowy dostęp do piękna.
BAGHERIA – WILLOWE USTRONIE DLA ARYSTOKRACJI
To, że Bagheria nie należy dziś do najchętniej odwiedzanych sycylijskich miasteczek nie oznacza, że zawsze tak było. Kiedyś była ona popularnym punktem na szlaku tzw. Grand Tour, czyli włoskich wypraw osób dobrze sytuowanych szlakiem wzniosłości i piękna. Odkąd w 1658 roku książę Butery i były wicekról Sycylii Giuseppe Branciforti wybudował tu sobie wille znaną dziś jako Palazzo Butera, Bagheria szybko stała się ulubionym miejscem palermitańskiej śmietanki, z której chyba każdy chciał mieć tutaj swoją letnią rezydencję. Najpierw królował tu sycylijski barok, który następnie ustąpił miejsca willom w stylu neoklasycznym.
Niestety wiele z tych willi jest dziś zamkniętych jak choćby pełna ezoterycznych i alchemicznych inspiracji Villa Valguarnera zaprojektowana przez dominikanina ojca Tomasso Maria Napoli. Ciekawa zresztą z niego postać; oprócz tego, że był zakonnikiem i architektem, parał się także inżynierią wojskową i matematyką. Przez 11 lat pracował jako architekt w Dubrowniku. W samej Bagheri zaprojektował także Villę Palagonia, do której udam się później.
VILLA CATTOLICA – MUZEUM RENATO GUTTUSO
Moje kroki skierowałem do Villa Cattolica zbudowanej w 1736 roku przez księcia Francesco Bonanno. Dziś Villa Cattolica to przede wszystkim muzeum poświęcone jednej osobie – urodzonemu w 1911 roku w Bagherii – neorealistycznemu malarzowi Renato Guttuso, którego najsłynniejszy obraz Vucciria zobaczyć można w Palazzo Chiaramonte-Steri w Palermo. Villa Cattolica wypełniona jest jednak nie tylko jego pracami, ale też obrazami malarzy w jakiś sposób związanymi z jego twórczością. Artysta w 1973 roku podarował rodzinnemu miastu znaczną ilość swoich prac.
A postać Renato Guttuso jest wyjątkowo barwna; był on – począwszy od lat 70-tych – prawdziwym celebrytą. Jak na zagorzałego komunistę przystało tworzył on sztukę zaangażowaną politycznie, jako i sam był politycznie zaangażowany. Na dobre i na złe był on związany z Włoską Partią Komunistyczną. Zdarzyło mu się być dwukrotnie senatorem, a nawet i współprzewodniczącym Kongresu – tak zwanego – Pokoju we Wrocławiu. Jego prace można także zobaczyć w Muzeum Narodowym w Warszawie.
W jego obrazach czuje się jego pochodzenie; są one tak sensualne, tak dotykające materialnej strony życia bliskiego śródziemnomorskiemu słońcu i sycylijskiej ziemi. Jednak nie byłby Guttuso sycylijczykiem, gdyby jego zmysłowość nie byłaby także podszyta destrukcją i rozkładem. Słynny sycylijski pisarz Leonardo Sciaccia pisał o nim; „„Wbrew pozorom Guttusa nękają strach, niepokój, cierpienie, przeczucie śmierci. On »nie żyje«, nawet gdy żyje pełnią życia”.
Lecz prawda jest taka, że Guttuso rzadko tu bywał, a na dobre przeprowadził się do Bagherii dopiero po swojej śmierci, którą przyjął bez wdzięczności w 1987 roku zaopatrzony w sakramenty święte. Pochowano go właśnie w ogrodzie Villi Cattolica jako „Walta Disneya włoskiego stalinizmu”.
Do willi prowadzi aleja palmowa, po obu stronach porośnięta imponujących rozmiarów cykasami. Gdyby zapomnieć co znajduje się za murem, było tu nawet całkiem przyjemnie. Tym bardziej, że w Polsce lodem skuty luty, a ja musiałem się rozebrać do krótkiego rękawa. Możecie się też poszwendać o pomieszczeniach wokół willi, a tam całe mnóstwo plakatów filmowych przeniesie was z nostalgią do złotych czasów kina. Pamiętać należy, że Bagheria zrodziła także Giuseppe Tornatore – zdobywcę oskara za Cinema Paradiso z 1988 roku. Tutaj także powstawały zdjęcia do tego filmu. Tych, co kochają ten kultowy już obraz, ucieszy zapewne wieść, że Tornatore będzie kręcił serialową wersję kinowego przeboju. W swoim rodzinnym mieście umieścił też akcję filmu Baaria z 2009 roku, tyle tylko, że akurat zdjęcia do tego filmu realizowano w Tunezji.
VILLA PALAGONIA – WILLA POTWORÓW
Nie było trudno znaleźć ową Villa dei Monstri – jak się sama reklamuje. Villa Palagonia – intrygujące miejsce, w którym czuje się atmosferę jakiejś tajemnicy. Miałem to szczęście znaleźć się w niej zupełnie sam, co tylko potęgowało tajemniczość tego miejsca. Pomimo, iż był dopiero luty, temperatura dobijała do 20 stopni. Sycylijskie niebo i słońce były dla mnie niezwykle przychylne. Ale zanim wszedłem do środka, trafiłem nie tam, gdzie trzeba i okazało się, że na terenie posiadłości, z boku znajduje się mieszkanie. Wyszła z niego starsza kobieta w szlafroku. Jej nieuporządkowana fryzura wskazywała na to, że dopiero witała dzień. Nie zganiła mnie bynajmniej, że zamiast do willi, trafiłem pod jej próg. Wypytała skąd przybyłem, a i sama przedstawiła się jako profesorka literatury klasycznej. I od razu przystąpiła do wykładu, iż willa ta nie jest żadną willą potworów, a ci, którzy to właśnie mówią, to ignoranci i głupcy. To są postaci mitologiczne, wielcy filozofowie – Platon i Arystoteles, a także poeci starożytni. Grzecznie tylko potakiwałem bezimiennej profesorce zanim pożegnałem się zachodząc przy tym w głowę, jakim cudem da się rozpoznać w owych maszkaronach wymienione postaci.
Villa Palagonia jest najbardziej znaną w Bagherii i niewątpliwie stanowi główną turystyczną atrakcję miasteczka. Jej budowa została zainicjowana w 1715 roku przez wspomnianego już ojca Tomasso Marię Napolego na zlecenie Don Ferdynanda de Gravina e Crujllas – V księcia Palagonii. Osławione monstra powstały jednak dużo później wedle pomysłu VII księcia Patagonii – Franceso Ferdinando Gravina e Alliata – wnuka zleceniodawcy. Ujrzałem więc fantastyczne zwierzęta, jakieś gnomy, postaci dam i jeźdźców, muzykantów, gryfy i inne ludzko-zwierzęce hybrydy oraz rozmaite karykatury zamieszkujące mur okalający posiadłość, które – szczerze powiedziawszy – nie przykuły zbytnio mojej uwagi. Dużo bardziej interesująca jest sama willa otoczona piękną śródziemnomorska roślinnością. Można było odnieść wrażenie, że znalazłem się w innym wymiarze, którym rządzą tajemne symbole i ich ukryte przesłania. Wnętrze jest puste. Na ścianach holu freski przedstawiające prace Herkulesa. Sufit sali tanecznej wyłożony jest potłuczonym szkłem, a zaraz obok Sala Filozofów z pięknie ozdobionymi ścianami.
Pierwszym, który rozsławił to miejsce był szkocki podróżnik Patrick Byrdone (1736-1818). Opisał ją w swojej książce A Tour through Sicily and Malta, in a Series of Letters to William Beckford wydanej w 1773 roku i wkrótce przetłumaczonej na francuski i niemiecki. Po tym fakcie uczestnicy Grand Tour nie mogli tu nie przyjechać. Dotarł tu także w 1778 roku sam Goethe, któremu miejsce to zupełnie nie przypadło do gustu. Już wtedy posiadłość wydawała się jakby nikt w niej nie mieszkał, a domniemane szaleństwo księcia widoczne było na każdym kroku. Co ciekawe to nie maszkarony na murze tak oburzyły wielkiego, niemieckiego poetę. „Absurdalność tego bezguścia – pisze Goethe w Podróży włoskiej – osiąga szczyt w gzymsach domków pochylonych to w jedną, to w drugą stronę tak, że nasze poczucie poziomu i pionu, znamię naszego człowieczeństwa i podstawa wszelkiej eurytmii, jest boleśnie naruszone. Nawet te dachy ozdobione hydrami i małymi popiersiami, chórami muzykujących małp i tym podobnymi obłąkanymi ornamentami. Smoki na przemian z bogami; Atlas, który zamiast kuli ziemskiej dźwiga beczkę wina.”
Lista zarzutów, jakie wysuwa Goethe jest znacznie dłuższa. O ile zewnętrzna część willi pozwalała mu spodziewać się równie znośnego wnętrza, nadzieja ta zostaje natychmiast rozwiana, kiedy jego oczom ukazała się głowa rzymskiego cesarza osadzona na korpusie siedzącego na delfinie karła. Z każdego kąta wyskakiwało jakieś dziwactwo w stylu nabitych kolcami krzeseł. My oczywiście nie spotkamy już takich atrakcji, gdyż wnętrza są zupełnie puste. Trzeźwe protestanckie myślenie, jakie lubił sobie przypisywać wielki niemiecki poeta skłoniło go do przekonania, że takie wariactwo mogło zrodzić się jedynie w głowie bigota, którego dewocja odebrała mu wszelki rozum i dobry smak.
Villi Palagonia nie ominęli także i nasi podróżnicy, by wymienić hrabiego Michała Jana Borcha, Juliana Ursyna Niemcewicza czy Michała Wiszniewskiego. Hrabia Borch w swoim dziele Lettres sur Sicile et sur l’île de Malte pisał, że kobiety w ciąży obawiały się, że widok tych szkaradztw spowoduje, że zamiast uroczych aniołków na świat wydadzą potworki.
W marcu 1984 roku do Villi Palgonia przybył człowiek najbardziej odpowiedni, pisarz, który – jak nikt inny chyba – dobił w swojej twórczości do granic ludzkiej wyobraźni; mowa o Jorge Lusie Borgesie (1899-1986). Ten autor Zoologii zwierząt zmyślonych, nie żył w realnym świecie jak twierdziła jego pierwsza małżonka Elsa Astete Millán. Villa Palagonia także nie należała do świata realnego. W tej podróży towarzyszyła mu powierniczka jego późnego życia – Maria Kadama, którą poślubił tuż przed śmiercią. Parze towarzyszył także – urodzony w Bagherii – fotograf Ferdinando Scanna. Borges widział wszystko już tylko oczami swojej wyobraźni, gdyż od dawna był niewidomy. Wrócił poniekąd do swojej ojczyzny mitu, który zaludniał jego wyobraźnię od lat dziecięcych, kiedy to wychowywał się w Palermo – jednej z dzielnic Buenos Aires – pełnej sycylijskich duchów.