I tak oto jedno z najbardziej uroczych miejsc w Rzymie okazuje się być cmentarzem. Są ludzie z gatunku tych, którzy wprost uwielbiają włóczyć się po cmentarzach oraz tacy, którzy omijają je z daleka. Cmentarze niekoniecznie jednak muszą napawać nas smutkiem, a w zasadzie nawet nie powinny. W ramach duchowego treningu, od czasu do czasu powinniśmy sobie robić wyprawę na cmentarz, by pomyśleć choćby o tym, ile dobra – które wciąż wśród nas żyje – zawiera ta ziemia. A przy okazji pomyśleć o własnej skończoności i o tym, że nigdy nie wolno marnować czasu, bo jego upływ – podobnie jak śmierć – jest nieodwracalny. Dziś zapraszam do zajrzenia na cmentarz Campo Santo Teutonico w samym sercu Watykanu.
CAMPO SANTO TEUTONICO – OAZA CISZY I SPOKOJU
Na Campo Santo nie da się trafić przypadkiem, gdyż jest dość dobrze ukryty za wysokim murem, pomiędzy bazyliką św. Piotra a nową salą audencyjną. Stoi dokładnie w miejscu, gdzie mieścił się cyrk Nerona, a więc także i miejsce śmierci pierwszych chrześcijańskich męczenników. Na cmentarz wchodzi się zresztą od strony placu poświęconym ich pamięci – Piazza dei Protomartire Romani.
Według legendy, Helena – matka cesarza Konstantyna – zabrała ze sobą ziemię z Kalwarii i rozrzuciła ją właśnie w miejscu, gdzie znajdował się cyrk, stąd wzięła się nazwa Campo Santo – święte pole. W zasadzie legenda ta ma zastosowanie także do zupełnie innego miejsca w Rzymie, a mianowicie do bazyliki Santa Croce in Gerusalemme. Ciekawy jest status terytorialny cmentarza i znajdującego się obok kościoła Matki Boskiej Bolesnej, gdyż choć są na terenie Watykanu, należą do Włoch, a przy tym mają charakter eksterytorialny, będąc pod jurysdykcją państwa watykańskiego.
Nie jest to zresztą jedyny cmentarz na terenie Watykanu: pierwszy z nich to antyczny cmentarz pod bazyliką św. Piotra, gdzie oprócz grobu apostoła Piotra znajdują się liczne antyczne groby oraz – działający do roku 1870 – cmentarz gwardzistów szwajcarskich obok kościoła św. Peregrynusa.
Trzeba więc najpierw poprosić gwardzistów strzegących Porta Cavalleggeri o możliwość wejścia. Ci – o ile akurat będą mieli dobry humor i nie wymyślą czegoś w rodzaju „dziś zamknięte” – trzeba przejść kontrolę bagażu zaraz przy kolumnadzie Berniniego i oto znajdujemy się zaskakującej enklawie spokoju i ciszy, jakby w ogrodzie, bo cmentarz jest porośnięty różnego rodzaju śródziemnomorską roślinnością.
Niektórzy oglądający zdjęcia tego miejsca sądzą – na pierwszy rzut oka – że to ogród właśnie. Palmy, cyprysy, sterlicje wyrastają wśród gęsto rozłożonych grobów, sarkofagów, epitafiów, licznych posągów czy też samych płyt nagrobnych, którymi wyłożone są alejki. W samym centrum nekropolii znajduje się krzyż autorstwa Wilhelma Achtermanna (1799-1884) – niemieckiego rzeźbiarza, który mieszkał w Rzymie. W murze wokół cmentarza umieszczono także stacje drogi krzyżowej.
ARCYBRACTWO MATKI BOSKIEJ BOLESNEJ
W 1448 roku powołano do życia Konfraternię Matki Boskiej Miłosiernej, która w 1454 roku została oficjalnie uznana przez papieża. Powstała dla zapewnienia pochówku niemieckim pielgrzymom, których akurat w Rzymie dopadł także kres ich doczesnej pielgrzymki. W 1576 roku dokonano rewizji konstytucji bractwa określając, iż należeć do niego mogą jedynie żyjący w Rzymie obywatele Świętego Cesarstwa Rzymskiego. W 1597 roku bractwo zmieniło nazwę na Arciconfraternità di Santa Maria della Pietà nel Campo Santo dei Teutonici e Fiamminghi (Erzbruderschaft zur Schmerzhaften Muttergottes der Deutschen und Flamen) i składa się z osób niemiecko, flamandzko bądź holendersko języcznych zamieszkałych na terenie Rzymu. Oficjalnie po polsku funkcjonuje jako Bractwo Matki Bożej na Cmentarzu Niemieckim u św. Piotra.
Później na długo cała ta chwalebna inicjatywa bardzo podupadła aż do czasu, kiedy to w 1876 roku ks. Anton de Waal powołał kolegium kapłańskie przy bractwie w celu kształcenia duchownych pochodzących z krajów niemieckojęzycznych, głównie w takich dziedzinach jak archeologia chrześcijańska oraz historia Kościoła. Sam był bowiem pasjonatem archeologii i samoukiem w tej dziedzinie.
Członkiem tegoż bractwa jest także emerytowany papież Benedykt XVI, który jako kardynał ponoć często tu przychodził posiedzieć i podumać, a w każdy czwartek odprawiał mszę w kościele przycmentarnym. W 1476 roku Konfraternia Matki Boskiej Miłosiernej rozpoczęła bowiem budowę kościoła, który zastąpił kaplicę Matki Boskiej i kościół pod wezwaniem św. Grzegorza. Po nieszczęsny sacco di Roma w 1527 roku chowano tu szwajcarskich gwardzistów. Spoczywają oni w barokowej kaplicy ozdobionej freskami Polidora da Caravaggio (1499 – 1543). Pierwsze, co przykuwa uwagę zaraz po wejściu są dwie – nieco przerażające – rzeźby na filarach przedstawiające szkielety wykute z białego marmuru. W ołtarzu znajduje się obraz przypisywany renesansowemu malarzowi Macrinowi Alba.
Ale sam cmentarz to historia dużo starsza niż wiek XV, gdyż powstał już w 799 roku wraz z kościołem oraz przytułkiem dla pielgrzymów dzięki fundacji Karola Wielkiego. Była to tak zwana Schola Francorum – zresztą jedna z czterej obok Schola Langobardorum, Schola Frisonum, oraz Schola Saxonum. Tyle tylko, że założony wówczas cmentarz znajdował się w innym miejscu, a w tym, w którym jest obecnie, była wówczas łaźnia. Obecny cmentarz w tym miejscu pochodzi najprawdopodobniej z XI wieku, kiedy to w 1053 roku papież Leon III uregulował kwestie odpowiedzialności za pochówek dla każdej Scholi i tak dla frankijskiej przypadł pochówek pielgrzymów z terenów znajdujących się na północ od Alp.
W tej okolicy znajdował się niegdyś klasztor św. Idziego (Monastero di Sant Egidio), który jest o tyle ważny, iż wieńczył słynną via Francigena, którą pielgrzymi przybywali z północy do grobu św. Piotra. W średniowieczu scholae podupadły, a w czasie niewoli awiniońskiej liczne instytucje kościelne mieszczące się w Rzymie straciły na znaczeniu albo całkowicie zaprzestały działalności. Później mieliśmy do czynienia jeszcze z kilkoma inicjatywami stawiającymi sobie za cel opiekę i grzebanie osób „zza Alp”, lecz nie będę się wdawał w zbytnie szczegóły.
CMENTARZ „NIEMIECKICH LUDZI WYBITNYCH”
Trzeba zauważyć, że to wciąż czynny cmentarz, na który przychodzą członkowie rodzin pochowanych tutaj osób jak te dwie starsze panie, które pytały mnie o zapałki. Jeden z ostatnich pochówków, jaki się tu odbył, miał miejsce w 2010 roku. Przechodząc wzdłuż krużganków zobaczymy zdjęcie uśmiechniętego młodzieńca, a zaraz obok niego miniaturowy motocykl. To zaledwie osiemnastoletni książę Alexis Ferdinando Windisch-Graetz (1991-2010), który – wracając z piątkowego spotkania z przyjaciółmi – do swojego Il Palazzo w Sant Angelo d’Alife niedaleko Caserty w Kampanii, stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w drzewo. Tego samego wieczoru, na tej samej drodze miał zresztą miejsce inny śmiertelny wypadek z udziałem 19 letniej studentki Antonelli di Crosta.
Tego dnia nawierzchnia drogi była wyjątkowo śliska, padały bowiem obfite zimowe deszcze, co wedle miejscowej policji było przyczyną obydwu wypadków. Dokładnie na tej samej drodze w 1976 roku zginął dziadek młodego księcia Maksymilian. Książę Alex był synem Sophie Habsburg oraz Mariano Hugo Windisch-Graetz – dyplomaty Zakonu Maltańskiego oraz posiadacza zaszczytnego tytułu Gentiluomo del Papa – świeckiego dygnitarza Domu Papieskiego przyznawany osobom zasłużonym dla Stolicy Apostolskiej. Niestety papież Franciszek zrezygnował z kontynuacji przyznawania tego tytułu z powodu jakoby zwyczaj ten był archaiczny, niepotrzebny i szkodliwy. Ah… wszędzie te skandale!
O cmentarzu zrobiło się głośno w prasie w zeszłym roku, kiedy to otworzono dwa groby – księżnej Sophie von Hohenlohe (zmarłej w 1836 roku) oraz Carlotty Federiki Meklemburskiej (zmarłej w 1840 roku), przypuszczając, że mogą się tam znajdować szczątki – zaginionej w tajemniczych okolicznościach w 1983 roku – 15 letniej Emanueli Orlandi. Rok wcześniej prawniczka rodziny Orlandi otrzymała bowiem anonimową przesyłkę, a w niej zdjęcie figury anioła wraz ze wskazówką „szukajcie tam, gdzie wskazuje anioł”. Dodatkową ciekawostkę stanowi fakt, iż figura anioła najprawdopodobniej pochodzi z innego okresu aniżeli płyta nagrobna, która – wedle tejże prawniczki – już raz została podnoszona. Niestety otwarte groby okazały się puste. Za to z kolei w sąsiedztwie cmentarza, pod Collegio Teutonico odnaleziono całe mnóstwo kości nie wiadomo do kogo należących.
Lista znakomitości spoczywających na cmentarzu jest długa, a można by się pokusić o stwierdzenie, że pochowane są tu wyłącznie znakomitości. Między innymi takie jak: Joseph Anton Koch — malarz, werbista ks. Johann Baptist Anzer — misjonarz i biskup; Joseph Spithover — promotor kultury niemieckiej w Rzymie w XIX wieku, Johann Martin von Wagner — archeolog i artysta, wspomniany już ks. Anton de Waal — pierwszy rektor Kolegium Niemieckiego, archeolog Ludwig Curtius, jezuita ks. Engelbert Kirschbaum — archeolog biorący udział w odkryciu grobu św. Piotra, kard. Gustaw Adolf von Hohenlohe-Schillingsfürst, kard. Augustin Theiner — prefekt Tajnego Archiwum Watykańskiego, czy wreszcie siostra Pascalina Lehnert — zakonnica, która służyła kard. Pacellemu – późniejszemu papieżowi Piusowi XII.
Z tymi – jakoby samymi znakomitościami – nie do końca jest prawda. Na cmentarzu znalazło się miejsce także dla bezdomnego Williego Herteleera, który żył na ulicy w okolicach Watykanu. Willy – pomimo swej burzliwej przeszłości – był człowiekiem bardzo pobożnym i codziennie chodził na mszę do Bazyliki św. Piotra lub kościoła św. Anny. Jako, że był Flamandem i znał się blisko z dziennikarzem Paulem Badde, będącym członkiem arcybractwa, właśnie dzięki jego staraniom spoczął wśród elity towarzyskiej Rzymu. Jego pogrzeb odbył się w 2015 roku.
Na cmentarzu jest także polski akcent; spoczywa tu bowiem księżna Karolina Sayn-Wittgenstein (urodzona jako Karolina Elżbieta Iwanowska) znana jako długoletnia partnerka kompozytora Franciszka Liszta, z którym usilnie próbowała się związać węzłem małżeńskim, co nie było wówczas proste, ani łatwe, gdyż poślubiła uprzednio księcia Mikołaja zu Sayn-Wittgenstein-Ludwigsburg. W całą sprawę unieważnienia małżeństwa zaangażowany był sam car oraz papież. Ostatecznie w tej złożonej sprawie, małżeństwo nie doszło do skutku, a Franciszek Liszt pod koniec życia przyjął święcenia diakonatu.
Na cmentarzu leży także chłopak z mojego rodzinnego Górnego Śląska, a dokładniej ze Świętochłowic – dziewiętnastoletni Jan (Johannes) Skolud, który w 1925 roku wybrał się na pielgrzymkę do Rzymu, gdzie nagle zachorował i zmarł. Jak podaje gazeta „Katolik codzienny” z 8 sierpnia 1925 roku, został on pochowany na „cmentarzu niemieckich ludzi wybitnych”.