Jeśli zachwyciły Cię widoki, jakie roztaczają się z wysokości Taorminy, te, które zobaczysz z wyżyn Castelmoli wprawią cię w jeszcze większy zachwyt. Paweł Muratow pisał na początku XX wieku. „W tej biednej, brudnej górskiej wiosce podróżny czuje się jak gdyby na krańcu świata, nad granicą, za którą kończy się życie”. Oczywiście przepaść czasu zupełnie przekształciła tę „biedną, brudną wioskę” w jedną z borghi più belli d’Italia, choć trzeba przyznać, że swą piękność zawdzięcza głównie swemu spektakularnemu położeniu. Sama droga do Castelmoli to już nietuzinkowe przeżycie, jeśli oczywiście nie zamierzasz podjechać tam autobusem, lecz wybierzesz się pieszo szlakiem zwanym Ścieżką Saracenów (Sentiero dei Saraceni). Ja niezbyt wiernie skorzystałem z tej trasy, gdyż po drodze pobłądziłem.
Nic nie szkodzi! Poczułem się w tym swoim zbłąkaniu nader swojsko, gdyż na trasie nie spotkałem nikogo, kto nie by nie mówił w naszym ojczystym języku. Szczerze powiedziawszy, ścieżką Saracenów właściwie dopiero schodziłem w kierunku Taorminy, co – jak podkreśla Natalia z bloga Italia by Natalia – jest znacznie lepszym rozwiązaniem, gdyż – idąc wąską ścieżyną pośród mnogości opuncji i wielkiej rozmaitości śródziemnomorskiej roślinności – mamy przed sobą jedynie nieskazitelną toń morską. Czegóż chcieć więcej? Kiedy człowiek rozpostarty jest między dwoma żywiołami nieba i odmętów morskich, znikomość swą odczuwa jak mało kiedy. Po części o to chodzi w takich wędrówkach! Zdaję sobie sprawę, że nie każdy jest w stanie pójść tą trasą pieszo, dlatego Etna Transporti służy pomocą, ewentualnie autobus Hip-Hop, gdzie wysiądziesz, pokręcisz się i możesz jechać dalej.
MADONNA DELLA ROCCA
W drodze do Castelmoli warto zajrzeć do niewielkiego kościółka wykutego w skale – Madonna Della Rocca, czyli Matki Boskiej w Skale, ufundowanego w 1640 roku przez ówczesnego biskupa Messyny Geronimo Venero. Inne źródła mówią o tym, iż kościół był tutaj już w XII wieku. Obok niego znajdował się niegdyś niewielki klasztor bazylianów, do którego udawali się zakonnicy, by wieść życie pustelnicze wzorem sławetnych starożytnych anachoretów. Z powstaniem kościółka wiąże się opowieść cudowna, osadzona w mitycznym czasie, w której to wystraszony pastuszek chroni się w niewielkiej jaskini, a tam ukazuje mu się Piękna Pani – bez wątpienia Matka Boska, by go uspokoić słowami, iż po strasznej burzy wkrótce pojawi się słońce. Taka miałaby być legendarna geneza powstania tego niewielkiego, acz bardzo uroczego miejsca.
KILKA OKRUCHÓW HISTORII
Jeśli bardzo jesteśmy złaknieni zamków, tych kilka zaledwie murów – pozostałości normandzkiej twierdzy – wita nas w miasteczku. To właśnie jemu zawdzięcza ono swoją nazwę. Castel od zamku, a mola od jego kształtu przypominającego młyn – po włosku mola. Jak to zazwyczaj bywa Normanowie jedynie przebudowali wcześniejszą bizantyjską fortyfikację, którą odbili Arabom po siedmiu miesiącach oblężenia. I tak łuk, który został tutaj wkomponowany i umieszczony na wapiennych schodach to typowa konstrukcja bizantyjska pochodząca z IX wieku. Nie jest jednak wykluczone, że istniała tu wcześniej twierdza z czasów rzymskich.
Kiedy przybywamy pieszo do miasteczka, możemy zauważyć wykutą w skale kapliczkę z wizerunkiem Matki Boskiej. Obraz Madonna della Scala został tu umieszczony w latach 60-tych po budowie drogi. Wcześniej spoczywał on w murze zamku, dokładnie zresztą w tym samym miejscu. Antyczne Myle zostało podbite przez tyrana Syrakuz Dionizjusza w 392 roku przed Chrystusem. Najstarszym greckim zabytkiem są cysterny służące do zbierania wody wybudowane przez Andromacha w 367 roku przed Chrystusem. Było ich ponoć około trzydziestu, lecz w nienaruszonym stanie do naszych czasów przetrwały trzy z nich.
Przed Grekami była zamieszkana przez Sykulów, których groby wykute w skale dostarczyły sporo znalezisk. Ślady osady znajdującej się w tym miejscu uczeni datują na VIII wiek przed Chrystusem. Od 262 roku jest pod władzą Rzymu, który zarządza tym rejonem rękami Hierona z Syrakuz, a po jego śmierci jest poddana cesarstwu rzymskiemu aż do 902 roku, kiedy to Ibrahim II zdobywa miasto, morduje jego mieszkańców i opuszcza bramą, która po dziś dzień zwie się bramą Saracenów.
To właśnie tam – tuż przed niewielkim, acz uroczo położonym kościołem San Biagio – zaczyna się wspominany już szlak. W czasie prac restauracyjnych odkryto w nim XVIII wieczny fresk przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem, św. Błażeja w towarzystwie aniołów. Hrabia Roger oswobodził miasto, a następnie – w podzięce Matce Boskiej – zlecił budowę kościoła Santissima Annunziata w 1100 roku. Dziś rzadko jest on otwierany, służy głownie odprowadzaniu na cmentarz mieszkańców miasta.
MIGDAŁOWE WINO, PENISY I ETNA W TLE
Jakkolwiek szukam przede wszystkim tego, co może nieco wzmocnić mojego ducha, po przybyciu na Piazza San Antonio, bez zbędnej zwłoki udałem się do Cafe Antico San Giorgio, w którym serwują – wynalezione właśnie tutaj – il blandanino, czyli vino alla mandorla. Choć nie jestem amatorem słodkich trunków, tym jednak razem dałem się przekonać samemu sobie i nie zawiodłem się. To ten rodzaj wyśmienitego wina, po którym chce ci się żyć jeszcze bardziej. To sama kwintesencja śródziemnomorskiego smaku. Wykonane na bazie marsali z dodatkiem ziół i wyciągiem z migdałów. Obok migdałów można w nim wyczuć także smak karmelu, orzechów, a także sycylijskiej pomarańczy. To właśnie tutaj w Antico Cafe San Giorgio, niejaki Don Vincenzo Blandano w 1907 roku zaserwował je po raz pierwszy.
Lecz Castelmola słynie z innego baru za sprawą fallicznych osobliwości, jakie wypełniają jego wnętrze i to bez jakiegokolwiek umiaru. Chodzi oczywiście o Bar Turrisi. Otóż syn założyciela baru Peppino Turrisi postanowił uczcić fakt, iż jego żonie udało się wydać na świat aż trzech synów w ciągu pięciu lat symbolem płodności, czyli penisem w erekcji. Dziś tych atakujących przybyszów z każdej strony członków jest niezliczona ilość. Czy to kwintesencja złego smaku? Ten rubaszny żart nikogo już dziś nie bulwersuje, za to na dobre wpisał się w miejscowy koloryt. Warto go jednak odwiedzić głównie po to, by zrobić zdjęcie katedry i piazza San Nicolo z barowego balkonu.
Można też na to curiosum spojrzeć w innym kontekście, a mianowicie antycznej rzymskiej tradycji, w której penis w wzwodzie miał znaczenie nie tyle erotyczne, co symboliczne – miał być amuletem przynoszącym szczęście w szerokim spectrum ludzkich poczynań. Trudno pojmować go erotycznie, jeśli wieszano go na szyi nawet małym dzieciom. Jeszcze na początku V wieku św. Augustyn bolał nad tym, iż chrześcijanie nie potrafią pozbyć się pogańskiego zwyczaju i zakopują w ziemi drewniane fallusy.
Trzeba wspomnieć, iż przy głównym placu miasta znajduje się – rzec jasna – katedra ku czci św. Mikołaja z Bari. Kościół nie jest przesadnie stary jak na włoskie standardy, gdyż zbudowano go w latach 1934-1935, lecz w miejscu poprzedniego kościoła z XV wieku, z którego zachował się boczny portal i łuk chóru. Rzeźby i obrazy znajdujące się w kościele pochodzą z XVI do XVIII wieku jak chociażby XVIII-wieczna ambona wykonana z orzecha włoskiego.
W miasteczku jest jeszcze pochodzący 1450 roku kościół pw. św. Jerzego (Chiesa San Giorgio), którego osobiście nie widziałem wewnątrz, za to nie tak dawno oglądałem na żywo w relacji na instagramie spektakularne obchody ku czci Świetego w Castelmoli właśnie. Wynoszono wtedy z kościoła drewnianą figurę konną świętego wśród gromkich okrzyków vivat san Giorgio!