Taormina jest jedną z najpiękniej, jeśli w ogóle nie najpiękniej położonym miasteczkiem na Sycylii. Zauważono to już dość dawno i nie jest żadną nowością, że latem trudno znaleźć tu dla siebie jakieś miejsce. Miasteczko wprost pęka w szwach. Wątpię jednak czy jest jakikolwiek sens, by tu wtedy przyjeżdżać. Ja osobiście – ze względu na upał – na Sycylię jeżdżę zazwyczaj zimą. Kiedy moda na Taorminę pojawiła się wśród europejskiej arystokracji, przybywano tam wyłącznie zimą. Kąpiele morskie było uznawane za dziwaczną fanaberię, a opalenizna świadczyła o niskim statusie społecznym tych, którzy zmuszeni byli wykonywać pracę fizyczną na otwartym powietrzu.
KULTURA Archive
Hagia Sophia – potęga i chwała Konstantynopola
Wchodzę do jednej z największych i najważniejszych świątyń chrześcijańskiego świata, choć ta nie jest już dziś ani kościołem, ani nawet muzeum, a zaledwie jednym z wielu meczetów Istambułu. Jednak przez ponad tysiąc lat – zanim w 1520 roku ukończono katedrę w Sewilli – była największą chrześcijańską świątynią na świecie. Niewątpliwie jest ona także arcydziełem rzymskiej architektury późnego antyku. Ta monumentalna budowla była bowiem klejnotem cesarstwa wschodniego, które dopiero XIX-wieczni historycy zaczęli nazywać bizantyjskim.
Bagheria – wille sycylijskich duchów
Wysiadam z pociągu na stacji Bagheria, po sycylijsku Baaria, czyli dobre powietrze. Jakże było mi trzeba w tym momencie pełnego, niczym nie zmąconego oddechu. Z radością więc pozbyłem się maseczki FFP2 i przystąpiłem do kolejnej penetracji tej – niezbyt popularnej dziś na turystycznym szlaku – miejscowości. Taką etymologię nazwy miasteczka przedstawiła mi spotkana przypadkiem – wlazłem nie tam gdzie trzeba – staruszka, mieszkająca na terenie sławetnej Villi Palagonia. Wrócę do niej w dalszej części mojego wywodu. Oczywiście są inne etymologie nazwy Bagheria w zależności od języka. I tak z fenickiego Bayharia, miałaby to być kraina zstępująca do morza. Z arabskiego Bāb al-Gerib – byłaby to wietrzna brama lub baḥrīyah – zwyczajnie po prostu morska.
Ferrara – pierwsze miasto nowoczesnej Europy
Mówi się o niej, że to pierwsze z nowoczesnych miast Europy. Choć wyraźnie dzieli się na część średniowieczną i renesansową, to właśnie dzięki części renesansowej Ferrara zasłużyła sobie na to na miano. A to z tej racji, iż została zaprojektowana wedle całkowicie nowych – jak na te czasy – założeń urbanistycznych. Ercole – z władającego miastem rodu d’Este – zlecił to wiekopomne zadanie w roku 1492 niejakiemu Biagio Rossetiemu – także rodem wywodzącemu się z Ferrary. To właśnie dzięki temu ambitnemu projektowi rozbudowy miasta w kierunku północnym, w 1995 roku Ferrara została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO zyskując zaszczytne miano miasta renesansu. W 1999 roku tytuł ten jeszcze rozszerzono na cały obszar doliny Padu.
Willa Tyberiusza w Sperlondze
W połowie drogi między Rzymem a Neapolem, na wybrzeżu zwanym Riwierą Odyseusza, cesarz Tyberiusz (ur. 16 listopada 42 p.n.e., zm. 16 marca 37 n.e.) urządził sobie posiadłość adekwatną do prestiżu rzymskiego imperatora. Najbardziej znaną willą użytkowaną przez Tyberiusza była bezsprzecznie Villa Iovis na wyspie Capri, lecz ta w Sperlondze przeszła do historii za sprawą pewnego nieprzyjemnego zdarzenia, które Tyberiusz nieomal przypłacił życiem. Podobnych willi cesarz miał całe mnóstwo. Na samym choćby Capri miał ich aż dwanaście! Korzystał jednak głównie z willi Jupitera, gdzie – jeśli wierzyć Swetoniuszowi – spędzał głównie czas na skrajnie perwersyjnych rozrywkach.
Trogir – szczęście jest w okamgnieniu
Trogir to niewielkiego rozmiaru miasteczko, które przejdziesz wzdłuż i wszerz w nie więcej niż trzy godziny. Nie brak mu uroku, malowniczości i fascynującej historii sięgającej antyku, lecz nie jest to miejsce, w którym zatrzymałbym się na dłużej niż jeden dzień. Stare miasto wygląda jak wyjęte z innego wymiaru, tym bardziej, że kiedy opuszczasz jego mury, twoim oczom ukazuje się już dużo mniej ciekawa rzeczywistość.
Trogir jest połączony mostem z – obleganą przez wczasowiczów – wyspą Čiovo. W zatoce trogirskiej jest zresztą więcej wysp, takich jak Drvenik Mali czy Drvenik Veli, z których niedaleko już do – znacznie większej – wyspy Šolta. Jak nie trudno się domyśleć, w sezonie jest tu całe mnóstwo wczasowiczów okupujących mniejsze lub większe plażowiska, w związku z czym o niezmąconą kontemplację śródziemnomorskiej atmosfery raczej tu trudno. Lecz skupmy się na tym, co piękne, a więc na starówce, która w 1997 roku uzyskała zaszczytne miejsce na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Jej bezwstydne piękno – Fontanna Pretoria w Palermo
Dziś swoją uwagę skupiam na pewnej niebanalnej fontannie, która bezwstydnie ujawnia przed nami swoje piękno. Nie jest to zresztą tylko jakaś tam – jedna z wielu – fontann, ale prawdziwe symboliczne centrum Palermo i jego ikona. Obok „Czterech Kantów”, trudno jest bowiem znaleźć bardziej emblematyczne dla tego miasta miejsce niż właśnie Piazza Pretoria. Fontannę postawiono w najbardziej reprezentacyjnej części miasta, gdzie doskonale wkomponowała się w otaczające ją budynki: klasztor dominikanek i przyległy doń kościół pod wezwaniem św. Katarzyny Aleksandryjskiej, ratusz miejski mieszczący się w Palazzo Pretorio – znany także jako Palazzo delle Aquile, Palazzo Bonocore oraz Palazzo Chiaramonte Bondonaro.
Złoty plaster miodu – Capella Palatina w Palermo
Guy de Maupassant nie miał wątpliwości, że oto zobaczył najpiękniejszy kościół na świecie. Oskar Wilde zmagał się z kolei z nieodpartym wrażeniem, iż przebywa w samym sercu plastra miodu, skąd przygląda się śpiewającym zastępom anielskim. Słusznie więc może się wydawać, że zamknięto nas w złotej klatce, a wraz z nami zamknięty został w niej cały wszechświat. Trudno jest współczesnej mentalności – przyzwyczajonej do postrzegania rzeczywistości jako chaosu – lub igraszki sił przypadku oraz ludzkiej nikczemności – wejść w boskie uniwersum znaczeń, które odsłania przed nami duchową hierarchię świata. Piękno nie jest tu jednak tylko językiem transcendencji, lecz także teologiczną legitymizacją normańskiej władzy.
Piazza Bellini – w samym sercu Palermo
Sycylia – o jakaż tu panuje błoga beztroska życia płynącego, a jakby zatrzymanego. Feria barw, a do tego bezlitosny żar słońca i rozkoszowanie się każdą chwilą, dla której przyszłość nie ma znaczenia! Może to być jednak zwykły pozór! Z jednej strony prawda, a z drugiej – nie cała prawda. Kłamstwo rzadko przecież przyjmuje dziś postać całkowitego zmyślenia, jest raczej niedopowiedzeniem – nie całą prawdą! Stoję więc na środku Piazza Bellini – w samym sercu Palermo, przyciągany przez wszystkie świata strony jednocześnie i nie wiem, w którym mam najpierw udać się kierunku. Ot taki – pełen napięć – urok sicilian vibes.
Sycylia to przecież – obok wszechobecnej jedności przeciwieństw – prosta radość ulotnej chwili podszyta smutkiem przemijania. Zmysłowość atakowana jest obsesją śmierci w jej najbardziej fizjologicznym wymiarze. Z drugiej śmierć na Sycylii to zawsze coś więcej niż tylko ustanie funkcji życiowych. Eros i Tanatos wydają się tu być dwoma obliczami tego samego – pojawiającego się w wielu wcieleniach – bóstwa niczym Chrystus-Dionizos z rojeń Szymanowskiego.
Mazara del Vallo – afrykańskie okno
Odkąd po raz pierwszy przeczytałem o Mazara del Vallo, natychmiast wiedziałem, że muszę tam pojechać. To ta bardziej „afrykańska” strona Sycylii i zdecydowanie mniej turystyczna niż wschodnia jej część. Aby tu trafić, trzeba tego chcieć! To pierwsze zdobyte przez Arabów miasto na Sycylii, ale i ostatnie, jakie opuścili. Na pierwszy rzut oka widać, że te 250 lat ich panowania wycisnęło tu silnie orientalne piętno. A jednak arabski klimat miasta nie należy jedynie do przeszłości. Za sprawą sporej liczby imigrantów z Tunezji pracujących w rybołówstwie, Mazara del Vallo jest po części wciąż miastem arabskim. Nic więc dziwnego, że śpiew muzzeina wdarł się brutalnie w ciszę Piazza della Repubblica, na którym przysiadłem, by zjeść arancinę i wypić piwo wpatrując się w absolutną pustkę, jaka mnie otaczała. Plac był bowiem do cna wyludniony.