O wyjątkowe kościoły w Rzymie nie trudno. Prawie każdy z nich jest wyjątkowy i ciągnie się za nim historia przynajmniej kilkuset lat. A jest w czym wybierać. Jest w Rzymie ponad 800 kościołów! W czym więc tkwi wyjątkowość bazyliki św. Klemensa? Otóż ten – bardzo niepozorny z zewnątrz kościół – nie wskazuje w żaden sposób na wspaniałości, jakie w sobie kryje. Choć bardziej precyzyjnie byłoby napisać, że kryje je pod sobą. Otóż ma on bowiem pod sobą jeszcze trzy poziomy, w tym wcześniejszy kościół z końca IV wieku.
CZTERY WARSTWY HISTORII RZYMU
Otóż w 1857 roku irlandzki dominikanin ojciec Joseph Mulooly rozpoczął pod bazyliką wykopaliska, dzięki którym odsłonił nie tylko wcześniejszy – pochodzący z IV wieku – kościół, ale także – położoną najniżej – warstwę budowli z I wieku po Chrystusie. Późniejsze wykopaliska wskazały, że właściwie mamy tu do czynienia aż z czterema warstwami, z których najwcześniejsza dotyczy budynków spalonych podczas pożaru Rzymu za Nerona w 64 roku. Po pożarze budynki zasypano i przygotowano pod zabudowę na wyższym poziomie – mniej więcej takim, na jakim znajduje się Koloseum. Na wyższym, trzecim poziomie znajdują się budynki wykonane z cegły – najprawdopodobniej insule, wśród których stoi także niewielkie mitreum z końca II wieku, a wzdłuż przejścia budynek z tufowych bloków podtrzymujących mury okalające jakiś – całkiem sporych rozmiarów – dziedziniec.
Budynek ten najprawdopodobniej należał do mężczyzny o imieniu Klemens, o którym będzie mowa nieco dalej. Po edykcie mediolańskim zbudowano tam pierwszy kościół, który dedykowano św. Klemensowi papieżowi. Przetrwał on gdzieś do roku 1100. Najprawdopodobniej uległ on poważnemu uszkodzeniu podczas najazdu Normanów pod wodzą Roberta Guiscarda, który przybył do Rzymu z odsieczą papieżowi Grzegorzowi VII w 1084 roku. Pojawił się więc pomysł, aby na jego miejscu wybudować nowy kościół. W tym celu zasypano całkowicie poprzednią bazylikę. Zrobiono to tak dobrze, że nikt przez kilkaset lat nie przypuszczał, że pod obecnym kościołem znajduje się poprzednia świątynia z IV wieku.
CO ZOSTAŁO ZE STAREGO W NOWYM?
Główne wejście do kościoła znajduje się na Piazza San Clemente i jest tak skromne i niepozorne, że za nic w świecie nie domyśliłbyś się, że za chwilę czeka Cię zupełnie inny wymiar, wypełniony po brzegi symbolami wieczności. Po wejściu znajdujemy się w XII wiecznym dziedzińcu, a wiedzieć trzeba, że jest to jedyny średniowieczny dziedziniec, jaki ocalał w Rzymie. W jego lewym kącie stoi dzwonnica z 1600 roku, która zastąpiła poprzednią, stojącą z kolei po jego prawej stronie.
Obecna bazylika powiela układ poprzedniego kościoła. Nawa główna jednak i dwie nowy boczne są od niego nieco mniejsze. Oczywiście sam kościół nie wygląda tak jak w czasie, kiedy go zbudowano. Przeszedł – jak prawie każdy kościół o wielowiekowej historii – szereg modyfikacji. Nawa główna została przeprojektowana, a w dwóch bocznych nawach dodano kaplice. W XVII wieku w nawach zamurowano okna i dodano freski. Nie będę się jednak skupiał na ich opisie, gdyż istotniejszą w tej chwili rzeczą jest zwrócenie uwagi na to, że coś jednak się ze starej bazyliki ostało w tej nowej.
Tym czymś jest schola cantorum, czyli chór, który został rozebrany, a następnie złożony ponownie w nowej świątyni, co nie oznacza, że odtworzono go to dokładnie w ten sam sposób. Część paneli pominięto, gdyż nowa schola nie była już tak duża jak poprzednia. W prezbiterium od razu przykuwa uwagę mozaika krzyża. To znany i popularny motyw z IV i V wieku. Jest to więc być może realizacja na mniejszą skalę mozaiki, jaka znajdowała się w poprzedniej bazylice. Krzyż jest przedstawiony jako drzewo życia wyrastające pośród odzyskanego przez Chrystusa raju, które nie wydaje już owoców poznania dobra i zła, lecz owoce odkupienia mające źródło w jego zbawczej męce. Na krzyżu widzimy gołębice symbolizujące dusze, które przysiadły na jego ramionach. Krzyż wpisuje się tutaj w uniwersalną symbolikę axis mundi – osi świata i centralnego punktu we wszechświecie. Mozaika ta jest o tyle ciekawa, iż wykorzystuje symbolikę wczesnochrześcijańską, lecz jej kompozycja jest charakterystyczna dla średniowiecza. Jest zdecydowania bardziej zatłoczona niż na przykład – pochodzące z VI wieku – mozaiki w kościele San Apollinare in Classe w Rawennie, z którymi jest ona zazwyczaj porównywana.
MASOLINO I MASACCIO
Nie sposób opisywać tu historii poszczególnych kaplic, jednak zwrócić należy uwagę na pewną ciekawostkę malarską, jaka znajduje się w kaplicy św. Katarzyny Sieneńskiej. Kaplicę wzniesiono za czasów, gdy kardynałem opiekującym się świątynią był niejako Branda di Castiglione, który zamówił freski u Masolino da Panicale (1335-1440). Jeden z fresków przedstawiający ukrzyżowanie krytycy sztuki uznają jednak za wcześniejszy i przypisują jego autorstwo Tomasso di Ser Giovanni di Simone, znanemu powszechnie jako Masaccio. A ten umarły za młodu w wieku zaledwie 27 lat artysta – trzeba wspomnieć – jest postacią przełomową dla malarstwa zachodnioeuropejskiego, gdyż jako pierwszy malarz wprowadził on w swoim słynnym fresku w kościele Santa Maria Novella we Florencji perspektywę linearną. Obaj artyści Masolino i Masaccio pracowali zresztą już wcześniej wspólnie w kościele Santa Maria del Carmine we Florencji, gdzie tworzyli freski w kaplicy Brancaccich. Co do fresków w kaplicy św. Katarzyny jest kilka opinii co do ich autorstwa; a to, że obaj artyści tworzyli je wspólnie, a to, że Masolino skończył je po nieodżałowanej śmierci Masaccia w roku 1428, jaka zastała go – nie w porę – w Wiecznym Mieście.
STARA BAZYLIKA ŚW. KLEMENSA
Do bazyliki z IV wieku wchodzi się przez kaplicę św. Dominika. W starym kościele znajdują się kolejne niezwykle ciekawe freski, a w zasadzie to fragmenty fresków przedstawiających wiele postaci i historii hagiograficznych: św. Katarzynę z Aleksandrii, Sąd Ostateczny a także dość dobrze zachowany fresk Madonny z Dzieciątkiem, co do której niektórzy uczeni mają wątpliwości czy aby naprawdę mamy tu do czynienia z Madonną czy też nie jest to ariańska cesarzowa Teodora – żona cesarza Justyniana, której dopiero później domalowano Dzieciątko. Na końcu północnej nawy znajduje się antyczny sarkofag przedstawiający mit o tragicznej historii Fedry i jej pasierba Hipolita. Pomimo swej pogańskiej treści był on najprawdopodobniej wykorzystywany do pochówku. Z kolei – co ciekawe – Chrystus przedstawiony na fresku Sądu Ostatecznego błogosławi na sposób bizantyjski, to znaczy wyciągniętym pierwszym, trzecim i czwartym palcem dłoni.
Wśród klęczących postaci pojawiają się tak zwani apostołowie Słowian, czyli święci Cyryl i Metody. To właśnie oni mieli odnaleźć szczątki św. Klemensa – biskupa Rzymu na wyspie w pobliżu Chersonia i zabrać je ze sobą, co zresztą zostało przedstawione na jednym z fresków. Legenda mówi bowiem, że Klemens został zesłany za czasów cesarza Trajana właśnie na Krym, by tam wieść marny żywot górnika. Jednak jego apostolskie sukcesy wśród innych górników, jak i rzymskich żołnierzy spowodowały taką wściekłość, iż został wrzucony do Morza Czarnego, co także przedstawiają tutejsze freski. Miały one zostać ostatecznie złożone właśnie w tym kościele. Mamy tu jeszcze sporo innych fresków pochodzących z IX wieku.
Na samym końcu południowej nawy jest przypuszczalne miejsce pochówku św. Cyryla. Piszę „przypuszczalne”, gdyż nie ma żadnych dowodów na to, że jeden z wielkich apostołów Słowian rzeczywiście został tu pochowany. Według legendy, Metody – po śmierci brata – prosił papieża Hadriana II, jaki cały lud rzymski o możliwość zabrania ze sobą jego ciała do rodzinnej Grecji, na co jednak nie wydano zgody. Metody pocieszył się jednak tym, że doczesne szczątki jego brata spoczną chociaż obok relikwii św. Klemensa. Za tą sprawą także Klemens stał się patronem narodów słowiańskich.
TAJEMNICZY KULT MITRY
I tak wkraczamy do trzeciego poziomu, do którego prowadzą schody z IV wieku. Jest to poziom zabudowań datowanych na I wiek oraz mitreum z przełomu II i III wieku. Schodzimy wprost do westybulu świątyni, którego sufit pokrywają geometryczne i kwiatowe wzory. W triclinium, czyli rzymskiej sali bankietowej stoi dziś mitraistyczny ołtarz, niegdyś otoczony niewielkim dziedzińcem należącym zapewne do jakiejś insuli. Na zewnątrz znajduje się także pomieszczenie nazywane mitraistyczną szkołą, w której znajduje się siedem nisz reprezentujących zapewne siedem stopni wtajemniczenia. Kult Mitry – znany nam dziś najlepiej w jego rzymskiej wersji – był dość rozpowszechniony właśnie na przełomie II i III wśród rzymskich legionistów. To dlatego najwięcej ośrodków jego kultu znaleziono w rejonach nadreńskich i naddunajskich, a nawet w odległej Brytanii.
Był to kult bardzo hermetyczny, dostępny tylko dla mężczyzn, gdzie proces wtajemniczenia rozpoczynał się od odtworzenia aktu stwórczego w postaci zabicia byka i skropienia nią jego uczestników. Sam Mitra miał wyłonić się ze skały, zrealizować akt kosmogoniczny w postaci zabicia w ofierze byka na rozkaz bóstwa solarnego, by potem wstąpić do nieba. Relacje między bóstwem solarnym a samym Mitrą są dość enigmatyczne. Zapewne zmieniały się one w zależności od miejsca i czasu albo w ogóle nie istniały w pewnych kontekstach. Kult istniał także we wcześniejszych odmianach – irańskiej i indyjskiej. W wersji rzymskiej bóstwo solarne było utożsamiane z Apollinem – bogiem-słońcem. Raz to bóg Słońca klęczy przed Mitrą, to znów Mitra podąża za Słońcem, czasem to on sam nazywany jest Sol Invictus – Słońcem Niezwyciężonym.
Kult Mitry wspierało osobiście kilku cesarzy, a o złej sławy Kommodusie – jak pisze rzymski historyk Lampridus – mówi się, że biorąc w nich udział – zbezcześcił je za sprawą zabicia postulanta. Jego śmierć miała być inscenizowana i mieć charakter czysto symboliczny, natomiast cesarz posunął się w zbrodniczym akcie do jej świętokradczej dosłowności. Aż 17 mitreów znajdowało się w porcie w Ostii i około 60 w samym Rzymie, co nie jest liczbą szczególnie dużą, biorąc pod uwagę, że pod koniec III wieku Rzym był – jak na owe czasy – gigantyczną metropolią z liczbą ludności wynoszącą około miliona. Czwarty poziom, już poniżej poziomu mitreum to poziom – pochodzących z I wieku – domostw, które uległy zniszczeniu za sprawą pożaru Rzymu w czasach Nerona. Budynek mitreum pochodzący z końca I wieku powstał właśnie w wyniku zasypania tychże domostw.
KTÓRY TO KLEMENS?
Tuż obok niego znajdował się wówczas dom niejakiego Tytusa Flawiusza Klemensa – kuzyna cesarza Domicjana, który użyczał go dla celów kultu chrześcijańskiego. Niektórzy właśnie jego identyfikują ze św. Klemensem papieżem, inni z kolei uważają, że święty Klemens – biskup Rzymu był żydowskim niewolnikiem rzymskiego arystokraty Klemensa, który go wyzwolił, za co ten – w akcie wdzięczności – przybrał imię swojego byłego pana. W czasach konstantyńskich, połowa obszaru należącego poprzednio do patrycjusza Klemensa została przeznaczona pod budowę pierwszego kościoła ku czci papieża i męczennika Klemensa.
Prawdopodobnie to właśnie o tym kościele pisał św. Hieronim około roku 390, iż jest „jest w Rzymie pewien kościół, w którym po dziś dzień pielęgnuje się pamięć o św. Klemensie”. Z całą pewnością kościół został zbudowany przed rokiem 384, gdyż jego zadedykowanie św. Klemensowi odbyło się za pontyfikatu papieża Syrycjusza (384-399). W tym czasie wciąż jeszcze obok kościoła funkcjonowało mitreum. Kiedy jednak w 395 roku mitraizm został zdelegalizowany, jego budynek został przejęty przez duchowieństwo. I tak kościół ten istniał aż do 1100 roku, kiedy to ze względów bezpieczeństwa został zasypany, a na jego miejscu wzniesiono ten, który funkcjonuje do dziś.