Wchodzę do jednej z największych i najważniejszych świątyń chrześcijańskiego świata, choć ta nie jest już dziś ani kościołem, ani nawet muzeum, a zaledwie jednym z wielu meczetów Istambułu. Jednak przez ponad tysiąc lat – zanim w 1520 roku ukończono katedrę w Sewilli – była największą chrześcijańską świątynią na świecie. Niewątpliwie jest ona także arcydziełem rzymskiej architektury późnego antyku. Ta monumentalna budowla była bowiem klejnotem cesarstwa wschodniego, które dopiero XIX-wieczni historycy zaczęli nazywać bizantyjskim.
Musimy mieć więc na uwadze, że wciąż jesteśmy w cesarstwie rzymskim, a Konstantynopol jest niczym innym jak nowym Rzymem i centrum świata, które nigdy przecież nie ma charakteru tylko geograficznego, lecz przede wszystkim sakralny. W owym czasie i długo jeszcze Konstantynopol pozostawał duchowym centrum Europy, najważniejszym ośrodkiem kultury i najbogatszym miastem basenu Morza Śródziemnego. Niestety dawny cesarski Rzym prestiżowo i pod względem ludności bardzo podupadł. Tak się akurat składa, że w czasach Justyniana Wielkiego, czyli w czasie budowy kościoła Bożej Mądrości, ponownie stał się jednym z miast na obrzeżach imperium rzymskiego.
NAJWIĘKSZY KOŚCIÓŁ CESARSTWA RZYMSKIEGO
Prokopiusz z Cezarei – nadworny historyk cesarza Justyniana – w swym dziele O budowlach, rozpływał się w opisie wnętrza świątyni. „Któż – pisze on – mógłby opisać piękno kolumn i kamieni, którym jest przyozdobiony? Oto można wyobrazić sobie, że stąpamy po łące pełnej rozkwitających kwiatów. Kogóż bowiem nie zadziwiłby purpurowy odcień jednych marmurów, a zielona barwa innych, te na których zakwita szkarłat, i te, które jaśnieją bielą, wreszcie te, na których Natura niczym malarz wymieszała różne, nawet najbardziej skontrastowane barwy.”
Cesarz Justynian, którego wszystkie ważne celebry odbywały się właśnie w kościele Bożej Mądrości, miał jakoby wydać z siebie okrzyk, iż w swym dziele przewyższył nawet świątynię Salomona. Zresztą do niej właśnie przyrównuje ją w swym hymnie O trzęsieniach i pożarach Roman Melodos, którego dzieło jest niezwykle ważnym źródłem informacji o społecznym kontekście budowy świątyni Mądrości Bożej. Hymn wpisuje bowiem jej budowę w historię zbawienia, a jej ukończenie ma być dla mieszkańców Konstantynopola – stolicy chrześcijańskiego świata – rodzajem nowego przymierza z Bogiem. Kościół jest wszak dedykowany wprost Bożej Mądrości, czyli Wcielonemu Słowu Boga, dlatego też jego świętem patronalnym był dzień Bożego Narodzenia.
Świątynia Mądrości Bożej za czasów Justyniana Wielkiego nie była pierwszym kościołem, jaki stał w tym miejscu. Budowę pierwszego miał zacząć sam Konstantyn Wielki, a ukończył jego syn Konstancjusz w 350 roku. Stanęła ona najprawdopodobniej w miejscu świątyni poświęconej Apollinowi, tudzież Artemidzie albo obydwojgu z nich. Nie na długo dane mu było istnieć, bo już w 404 roku podczas zamieszek po wygnaniu biskupa Jana Chryzostoma, kościół spłonął. Kolejny wybudował na jego miejscu cesarz Flawiusz Arkadiusz oraz jego syn Teodozjusz II w 415 roku. Ten także spłonął w czasie sławetnego powstania Nika w 532 roku.
Jednak już 27 grudnia 537 roku pełniąca funkcję katedry świątynia ponownie została otwarta. Justynian nie chciał, aby nowa katedra przypominała poprzednie. Tym bardziej nie mogła mieć drewnianego sufitu, żeby marnie skończyć jak dwa poprzednie kościoły. Miała być zbudowana z maksymalnym przepychem i w najszybszym możliwym tempie. Do pracy zaangażowano dwie grupy robotników po 5 tysięcy osób, które pracowały na zmiany dniem i nocą pod nadzorem matematyka Antemiusza z Tralles oraz geometry Izydora z Miletu. Ci nie mieli ponoć doświadczenia jako architekci, a całe przedsięwzięcie opierało się na czysto teoretycznych założeniach. Co prawda przypisuje się im projekt znajdującego się także w Konstantynopolu kościoła świętych Sergiusza i Bakchusa, który ma tyleż podobieństw z Hagią Sophią, co i niepodobieństw, więc akurat w tej sprawie nie ma żadnej pewności.
Z całego ówczesnego świata ściągnięto więc to, co najcenniejsze, nie oszczędzając antycznych budowli jak choćby – dla przykładu – kolumny ze świątyni Artemidy w Efezie, czy ze słynnego kompleksu Baalbek w dzisiejszym Libanie. Zresztą liczba użytych do budowy materiałów – tak zwanych spolia – odzyskanych z innych budowli – jest ogromna. Dziś wydaje nam się to barbarzyństwem, lecz wtedy i długo jeszcze było to normą. Nikt wówczas nie myślał w kategoriach zabytku, o czym już nieraz pisałem w swoich wpisach. O wykorzystaniu materiałów z antycznych świątyń nie decydował jedynie zwycięski stosunek chrześcijaństwa do pogańskiej przeszłości, lecz podejście czysto utylitarne. Dla przykładu weźmy choćby pod uwagę, iż aby zbudować Bazylikę św. Piotra w Rzymie, w 1506 roku papież Juliusz II kazał zburzyć poprzednią bazylikę konstantyńską z IV wieku!
Ewagriusz Scholastyk pisze, iż cesarz Justynian „wybudował gmach olbrzymi, przekraczający wszelkie porównanie, rzecz, o jakiej nigdy dotąd nie pisały kroniki: niesłychanej wielkości budynek kościelny […]”. Idąc nurtem katastrof, także i tego budynku nie ominęły nieszczęścia. Trzęsienia ziemi w latach 553 i 557 spowodowały, iż majestatyczna kopuła popękała. A co najgorsze, podczas prac remontowych w 558 roku jej wschodnia część zawaliła się. Nową kopułę podwyższono i zwiększono liczbę okien. To właśnie na tę okazję niejaki Paweł Silencjariusz stworzył poemat nazywany po grecku Ekphrasis. Hagia Sophia jest – jego zdaniem – świadectwem tego, iż Konstantynopol przewyższył już pod względem świetności Rzym. Niestety około 60 % mieszkańców Konstantynopola, którzy oglądali ukończenie tej świątyni cztery lata później już nie żyło. Cesarstwo dosięgła bowiem plaga dżumy, zwana odtąd zarazą Justyniana. Sam cesarz przeżył, lecz liczba jego poddanych została zdziesiątkowana.
WIĘCEJ ŚWIATŁA!
Na szczególną uwagę zasługuje kopuła katedry. Jej pierwotna wysokość to około 50 metrów, by po remoncie mieć już około 56 metrów. Miała być dostrzegalna z daleka przez tych, którzy dopiero dopływali do portu w Konstantynopolu. Nic zaskakującego, skoro pierwotnie pokryta była złotem. Jedyną istniejącą wówczas budowlą, z którą mogłaby się ona równać był rzymski Panteon, będący w istocie inspiracją dla jego twórców. Kopuła o średnicy 31 metrów wspierana jest przez cztery pendentywy, czyli rodzaje narożnika w kształcie żagla, które pozwalają przejść z planu kwadratu do planu koła. Zastosowanie pendentywów było jak na owe czasy zastosowaniem nowatorskim.
Poniżej kopuły znajduje się aż 40 okien, przez które – wpadające światło – oświetlało mozaiki i prezbiterium tworząc podczas sprawowanej liturgii atmosferę niebiańskiej tajemnicy. Kościół został zaprojektowany w ten sposób, aby światło w czasie zimowego przesilenia wpadało wprost na nawę główną, a następnie w kierunku cesarskich drzwi. Od strony wschodniej i zachodniej do kopuły przylegają dwie półkopuły, a pod nimi po dwie eksedry. Boczne nawy pokryte są sklepieniem krzyżowym, a nad nimi – pokryta z kolei sklepieniem kolebkowym – empora, czyli okalająca nawę główną galeria.
Wielka szkoda, że nie jest możliwe spojrzenie na świątynię właśnie z jej perspektywy. Cześć galerii była zarezerwowana dla cesarza i jego dworu tworząc cesarską logię. Wejście do świątyni poprzedzone jest narteksem, czyli przedsionkiem, gdzie znajdowało się aż dziewięć wejść, z których najważniejsze jest oczywiście wejście cesarskie. Dziś z zewnątrz katedra nie wygląda jakoś szczególnie okazale, porównując ją choćby z innymi istambulskimi meczetami. Pierwotnie jednak lśniła, pokryta była bowiem słynnym białym prokonezyjskim marmurem, który charakteryzował się niebieskawymi przebarwieniami.
BURZLIWE DZIEJE MOZAIK
Pierwotne mozaiki, jakie znalazły się w świątyni, były dość skromne. Sprowadzały się do typowo wschodnich motywów w postaci liści akantu czy krzyży. Brak było natomiast jakichkolwiek mozaik przedstawiających postaci. Kościół był z pewnością jednak wypełniony malowanymi portretami Chrystusa, Matki Boskiej i świętych, które następnie zostały zniszczone w okresie kolejnych fal ikonoklazmu w VIII i IX wieku. Jak one wyglądały możemy zobaczyć chociażby w klasztorze św. Katarzyny na Synaju, jeśli postanowimy przerwać nasze plażowanie w którymś z pobliskich kurortów.
Mozaiki, które możemy dziś oglądać powstały w okresie późniejszym. Ich los także nie szczędził. O ile nie zostały wcześniej złupione i wywiezione na Zachód przez krzyżowców, doświadczyły naturalnych katastrof w postaci pożarów oraz trzesień ziemi, których doliczyłem się szesnastu, ale mogę się mylić zaniżając ich liczbę. Po przejęciu kościoła przez Turków, mozaiki początkowo pozostawiono, lecz wraz z upływem czasu część z nich uległa zniszczeniu, inne zaś po prostu zatynkowano.
W 1847 roku sułtan Abdülmecid I (1839-1861) wynajął dwóch szwajcarskich architektów i dekoratorów – nieszczęsnych braci Gaspare i Giuseppe Fossati, aby wykonali niezbędne prace renowacyjne. To właśnie im „zawdzięczamy” odsłonięcie zakrytych pod warstwą tynku bizantyjskich mozaik. Tyle tylko, że mozaiki odsłonięto, odrysowano i zatynkowano ponownie. Bracia wykonali rysunki i akwarele mozaik, zdeponowane dziś w Archiwum Kantonu Ticino. Ich metody renowacji wzbudzają jednak poważne kontrowersje. Warstwa olejnej farby, jaką pokryto świeży tynk spowodowała zatrzymanie wilgoci, co spowodowało uszkodzenie mozaik.
W 1931 roku, zaraz po przekształceniu świątyni w muzeum, zapoczątkowano pod kierownictwem Thomasa Whittemora z Bizantyjskiego Instytutu Ameryki – trwający aż 18 lat projekt – mający na celu odnalezienie wszystkich mozaik znanych z rysunków i obrazów braci Fossati. Dopiero wtedy wszystkie mozaiki zostały na dobre odsłonięte. Istnieją domniemania, iż pod arabską kaligrafią na samym szczycie kopuły wciąż ukryta jest mozaika Chrystusa Pantokratora.
Podobnie z przełomu IX i X wieku pochodzi mozaika znajdująca się nad cesarską bramą, a przedstawiająca oddającego pokłon Chrystusowi – najprawdopodobniej – cesarza Leona VI. Mozaika znajdująca się nad południowo-wschodnim wejściem przedstawia Matkę Boską siedzącą na tronie wraz z cesarzem Justynianem trzymającym model kościoła Hagia Sophia oraz Konstantynem Wielkim z modelem Konstantynopola. Stroje, w jakie obaj cesarze są odziani są oczywiście anachroniczne w stosunku do czasów, w których żyli i wskazują, iż mozaika ta powstała na początku X wieku.
Są jeszcze inne mozaiki znajdujące się w niedostępnych dla turysty miejscach jak choćby mozaika przedstawiająca cesarza Aleksandra, cesarzowej Zoe i cesarza Konstantyna Monomachosa, czy cesarza Jana II Komeniusa. Mozaiki te są nieco młodsze i pochodzą z XI i XII wieku. Najpiękniejszą jednak – bez wątpienia – mozaiką, jest tak zwane Deesis, czyli wizerunek Chrystusa z Matką Boską i Janem Chrzcicielem znajdujący się w południowej galerii. Niestety galerie nie są dostępne zwiedzającym, więc pisząc te słowa jestem pozbawiony własnej naoczności i opieram się jedynie na reprodukcjach. Mozaika ta wyróżnia się niezwykłą delikatnością – wręcz malarską precyzją – w oddaniu rysów twarzy. Nie są to już schematyczne twarze bez ludzkiego. Niektórzy mówią nawet, że to wyraz XIII wiecznego bizantyjskiego renesansu, choć nie jest to chyba właściwe określenie, ponieważ zainteresowanie antykiem nigdy w Bizancjum nie było uśpione i nie trzeba było na nowo go odkrywać. Ostatnie mozaiki datowane są na wiek XIV znajdują się na wschodnim sklepieniu; przedstawiają cesarza Jana V Paleologa w Matką Boską, Janem Chrzcicielem i jedną niezidentyfikowaną postacią.
HAGIA SOPHIA JAKO MECZET
Dzieje Konstantynopola zakończyły się w 1453 roku, kończąc symbolicznie Średniowiecze, a także także 1500 letnie trwanie cesarstwa rzymskiego. Oczywiście należy wspomnieć o przerwie w latach 1204-1261, kiedy to Konstantynopol znajdował się w rękach krzyżowców. W kościele znajduje się pamiątka po tym barbarzyńskich latach, grób inicjatora zdobycia Konstantynopola przez uczestników IV krucjaty – doży weneckiego Enrico Dandolo. Wraz z upadkiem Konstantynopola Hagia Sophia przestała być kościołem chrześcijańskim i natychmiast – z rozkazu sułtana Mehmeda II – stała się meczetem, lecz – co ciekawe – zachowała swoją nazwa – Ayasofya.
Wewnętrzny i zewnętrzny wygląd świątyni w oczywisty sposób zmienił się. Kopułę oraz ściany pokryły tradycyjne muzułmańskie wzory. Turecki architekt Sinan usunął w XVI wieku część okien znajdujących się pod kopułą, przez co wnętrze świątyni wydaje się dziś dość mroczne. Dodatkowo w XIX wieku zastosowano witraże, które ograniczają dopływ naturalnego światła. Szacuje się, że do dzisiejszego wnętrza świątyni dociera go zaledwie 30% w stosunku do tego, które wypełniało ją na początku. Zlikwidowano ołtarz, a w jego miejsce wstawiono mihrab – niszę wskazująca na Mekkę – kierunek modlitwy oraz mimbar – podwyższenie dla imama czytającego Koran. Tym co najbardziej nie współgra z wnętrzem świątyni, nawet przy akceptacji, że jest to już ponownie meczet to te wielkie – XIX wieczne zresztą – medaliony z arabskimi inskrypcjami, na których widnieją imiona Allaha, proroka Mahometa, czterech pierwszych kalifów oraz dwóch wnuków Mahometa. Ataturk kazał je ściągnąć w 1931 roku, lecz już w 1951 roku turecki rząd przywrócił je na dawne miejsce. W zasadzie nie wiadomo czemu one służą. Są niezrozumiałe także dla tureckich wyznawców islamu.
W różnych okresach czasu zbudowano także cztery minarety oraz inne obiekty jak choćby mauzolea sułtanów, fontannę do rytualnych obmyć oraz medresę. Pozostała także wzorem dla wielu meczetów jak choćby pobliski XVII-wieczny Błękitny Meczet i wiele, wiele innych, których wygląd przywodzi nam od razu na myśl świątynię bizantyjską. W 1934 roku pierwszy prezydent republiki tureckiej Kemal Ataturk przekształcił świątynię w muzeum. W 2020 roku – decyzją prezydenta Erdogana – muzuem Hagia Sophia ponownie stało się meczetem, co wywołało niemałe kontrowersje. Zresztą nie zobaczymy już głównych mozaik jak choćby tej z apsydy; Matkę Boską z Dzieciątkiem zasłaniają białe kotary. Pociesza chociaż to, że sześcioskrzydłe serafiny spoglądają na nas z góry, choć nie zawsze i one były odsłonięte. Również układające się w fantastyczne wzory marmurowe posadzki pokryte zostały dywanami.
Do części kościoła nie wejdziemy w ogóle, gdyż został zarezerwowany dla modlących się. Niestety przekształcenie kościoła w meczet prowadzi wprost do jego dewastacji. Przestaje on mieć znaczenie przede wszystkim artystyczne jako obiekt dziedzictwa kulturowego ludzkości, a staje się obiektem funkcjonalnym, służącym kultowi. Od 2020 roku doszło już do zdrapywania fresków, czy uszkodzenia zabytkowych drzwi. Szacuje się, że w czasie świąt muzułmańskich, przez świątynie potrafi się przewinąć nawet 100 tys. osób dziennie.
Od 1985 roku Hagia Sophia widnieje na liście światowego dziedzictwa kulturowego ludzkości, co oznacza, że stan świątyni podlega stałemu monitoringowi. Dyrektor generalna UNESCO – pani Audrey Azoulay, a także grecka minister kultury Lina Mendoni wyraziły zaniepokojenie dekretem Erdogana przywracającym byłej świątyni status meczetu. Krytyka popłynęła z całego świata, w szczególności zaś ze strony prawosławnych chrześcijan na czele z patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem I, ale również ze strony Departamentu Stanu USA w osobie jego ówczesnego sekretarza Mike’a Pompeo. Miejmy nadzieję, że ten fakt nie doprowadzi do dalszej degradacji tego fantastycznego zabytku.