Całe szczęście, że Chrystus zmartwychwstał. Bazylika Grobu Pańskiego w Jerozolimie – to absolutne „święte świętych” chrześcijaństwa – jest świadkiem scen gorszących, które nie utwierdzają nas w przekonaniu, że religia – i to przecież ta sama – łagodzi obyczaje. Może to nic dziwnego, skoro gospodarzami jest w niej aż sześć chrześcijańskich denominacji. Oprócz rzymskich katolików w postaci wszechobecnych w Ziemi Świętej franciszkanów, kościoły Ormian, Greków, Syryjczyków, Koptów i Etiopczyków. Niestety koegzystencja wyznań chrześcijańskich w tym miejscu nie jest najlepszym przykładem ekumenizmu. W tym przypadku ani święte miejsce, ani powołanie do życia oddanego Bogu, nie wprowadza pokoju. Bili się tam już wszyscy ze wszystkimi.
WOJNY ŚWIĘTYCH MĘŻÓW
Wojny mnichów o „miedzę” i przysługujące im z tego tytułu prawa, trwają po dziś dzień od czasów wypraw krzyżowych. Już w 1187 roku – aby im zapobiec – muzułmański zdobywca Jerozolimy Saladyn – przekazał klucze do drzwi bazyliki dwóm muzułmańskim rodzinom, które są w ich posiadaniu po dzień dzisiejszy. Dodajmy do tego, dwóm zwaśnionym muzułmańskim rodzinom. Rodzina Joudeh odpowiada za otwieranie i zamykanie bramy bazyliki, natomiast rodzina Nuseibeh posiada przywilej przechowywania klucza.
Codziennie o 4.30 rano przedstawiciel rodziny Nuseibeh przemierza uliczki Jerozolimy, aby wręczyć klucz przedstawicielowi rodziny Joudeh, którego zadaniem będzie otworzyć bramy bazyliki dla pielgrzymów. Ten sam rytuał powtarza się o 7.30 wieczorem. Właściwie to rodzina Nuseibeh posiada ten przywilej już od czasów zdobycia Jerozolimy przez kalifa Omara w 637 roku, który zagwarantował wówczas arcybiskupowi Sofroniuszowi, że chrześcijańskie miejsca kultu będą chronione.
Dekret sułtana Osmana III z 1762 roku ustanowił opiekunami tego miejsca prawosławnych, co oczywiście było generatorem wielu napięć. W połowie XIX wieku przedstawiciele każdego z wyznań wydali wspólne oświadczenie, w którym określono zasadę „niezmiennego stanu rzeczy” w zakresie praw własności miejsc świętych, w tym przestrzeni wewnątrz świątyń, czasu zakresu sprawowania liturgii, w tym bazyliki Bożego Grobu, w której ustanowiono siedziby dla katolików, Ormian i Greków, natomiast reszcie wyznaczono możliwość celebrowania liturgii w wyznaczonych terminach.
TA ZNIEWAGA KRWI SIĘ DOMAGA
Mimo tego, co jakiś czas w bazylice wybuchają potworne waśnie, a w zasadzie prawdziwe bijatyki. Bezpośrednim powodem są trywialne sprawy, a to kłótnia o przestawiony stołek, o korki do zasilania, czy możliwość skorzystania z toalety. Nie są to jakieś drobne pyskówki, ale prawdziwe rozróby z użyciem niebezpiecznych narzędzi.
W 2002 roku koptyjski mnich siedzący na dachu jednej z kaplic przesunął krzesło w cień, naruszając w ten sposób obszar znajdujący się pod kontrolą mnichów etiopskich. Wskutek tego drobnego incydentu, doszło do bójki tak krwawej, iż w jej efekcie 11 mnichów odniosło poważne rany zadane przy użyciu metalowych prętów i krzeseł.
Ledwo dwa lata później doszło do wojny prawosławnych z katolikami. Tym razem pretekstem było pozostawienie przez franciszkanów otwartych drzwi w kaplicy podczas prawosławnej procesji, co zostało odczytane jako haniebna zniewaga. W 2008 roku pewien pobożny prawosławny kapłan zbyt długo modlił się w krypcie Grobu Pańskiego w ocenie innego kapłana kościoła ormiańskiego, którego cnota cierpliwości nie należała do najmocniejszych jego stron. W efekcie ten wziął go za fraki i wywlókł na zewnątrz. Na ten widok współbracia solidarnie rzucili się zaatakowanemu z odsieczą. Oprócz walk wręcz – jako, że była to prawosławna Niedziela Palmowa – do rozprawienia się z przeciwnikiem użyte zostały poświęcone palmy. Gdy izraelska policja przybyła na miejsce, w rozróbie brało już udział kilkudziesięciu mnichów. Na całe szczęście nie doszło do zamieszek na mieście, gdyż Ormianie już zgromadzili się przed komisariatem, w którym zatrzymano dwóch najbardziej agresywnych mnichów. Zapewne z zamiarem ich odbicia.
UWAGA NA SYNDROM JEROZOLIMSKI
W tłumie pielgrzymów trudno odnaleźć atmosferę sacrum. Zejście do Bożego Grobu to prawdziwy wyścig z czasem wśród wielkiego morza ludu. Na kontakt z tym świętym dla chrześcijan miejscem masz zaledwie kilka sekund. Porządku pilnuje srogi mnich, który nie tylko mógłby zabijać swoim wzrokiem, ale który potrafi także być także bardzo brutalny, jeśli któryś z pielgrzymów chciałby choćby na chwilkę przycupnąć na modlitwę. To akurat ostatnie miejsce na modły. Rzeczywistość Ziemi Świętej może niektórych rozczarować. Miejsca te dla wyobraźni wierzącego stają się często ahistoryczne i wydarzające się w jakimś baśniowym wymiarze. A rzeczywistość jest zazwyczaj brutalna.
Choć nie witają nas tam anioły i tak miejsca te oddziałują na pewne jednostki do tego stopnia, iż psychiatrzy wyodrębnili nawet jednostkę chorobową zwaną syndromem jerozolimskim, który polega utożsamianiu się z którąś z postaci biblijnych i egzaltowanymi praktykami religijnymi. Ten zespół urojeniowy – co ciekawe – dotyka najczęściej wcale nie starsze kobiety, a młodych mężczyzn przed 30 rokiem życia i – dzięki Bogu – zazwyczaj ustępuje po opuszczeniu Ziemi Świętej. Niekiedy jednak bywa gorzej. Pewien Australijczyk, Denis Michael Rohan w 1969 roku postanowił wypędzić muzułmanów z Jerozolimy poprzez podłożenie ognia pod meczet Al-Aksa znajdujący się na wzgórzu świątynnym. Jego wyczyn skończył się zamieszkami, a on sam zmarł wiele lat później w rodzinnej Australii, nigdy już nie wracając do zdrowych zmysłów.
CZY WIARA ŁAGODZI OBYCZAJE?
Czy to różnice wyznaniowe są źródłem tych konfliktów? Ależ oni nie biją się wcale z powodu teologicznego sporu o naturę Chrystusa czy też innych kwestii doktrynalnych. To wojny czysto prestiżowe, wojny o władzę. Smutne jest tylko to, że wspólnie wyznawana wiara bynajmniej nie temperuje ich wojowniczych nastrojów i nie wygasza wielowiekowych sporów.
Kiedy pątniczka Egeria przybyła w IV wieku do Jerozolimy, zastaje tam zupełnie inną sytuację. Liturgia zmartwychwstania, której przewodniczył mówiący po grecku biskup, była następnie tłumaczona na język łaciński i aramejski tak, by każdy był w stanie zrozumieć jego naukę. Wspólnoty chrześcijan mówiących różnymi językami uczestniczyły wtedy zgodnie w jednej liturgii. Czy kiedyś znów wróci ten czas?