Płynąc promem na wyspę Hvar po raz pierwszy w życiu przestałem lubić słońce! Wtedy też obiecałem sobie, że ostatni raz wybieram się w rejon Śródziemnomorza w okresie letnim. Być może to – pozostawiony daleko za sobą – horyzont młodości sprawia, że organizm, który kiedyś dobrze radził sobie z temperaturami powyżej 40 stopi, teraz kapituluje przed lipcowym chorwackim słońcem. Jednak nie moje słabości są tematem dzisiejszego wpisu, lecz arcyciekawa wyspa, jaką jest Hvar. To istny raj dla archeologów, którzy po dziś dzień mają tu ręce pełne roboty. A właściwie to od niedawna zajęli się oni na poważniej wyspą. Dopiero co w zeszłym miesiącu świat obiegła informacja o odsłonięciu kolejnej – pochodzącej z II wieku – rzymskiej mozaiki na jednej z wąskich uliczek Starego Gradu. Archeolodzy penetrują obecnie aż 14 kolejnych miejsc zlokalizowanych w pobliżu najnowszego odkrycia.
Willa Tyberiusza w Sperlondze
W połowie drogi między Rzymem a Neapolem, na wybrzeżu zwanym Riwierą Odyseusza, cesarz Tyberiusz (ur. 16 listopada 42 p.n.e., zm. 16 marca 37 n.e.) urządził sobie posiadłość adekwatną do prestiżu rzymskiego imperatora. Najbardziej znaną willą użytkowaną przez Tyberiusza była bezsprzecznie Villa Iovis na wyspie Capri, lecz ta w Sperlondze przeszła do historii za sprawą pewnego nieprzyjemnego zdarzenia, które Tyberiusz nieomal przypłacił życiem. Podobnych willi cesarz miał całe mnóstwo. Na samym choćby Capri miał ich aż dwanaście! Korzystał jednak głównie z willi Jupitera, gdzie – jeśli wierzyć Swetoniuszowi – spędzał głównie czas na skrajnie perwersyjnych rozrywkach.
Trogir – szczęście jest w okamgnieniu
Trogir to niewielkiego rozmiaru miasteczko, które przejdziesz wzdłuż i wszerz w nie więcej niż trzy godziny. Nie brak mu uroku, malowniczości i fascynującej historii sięgającej antyku, lecz nie jest to miejsce, w którym zatrzymałbym się na dłużej niż jeden dzień. Stare miasto wygląda jak wyjęte z innego wymiaru, tym bardziej, że kiedy opuszczasz jego mury, twoim oczom ukazuje się już dużo mniej ciekawa rzeczywistość.
Trogir jest połączony mostem z – obleganą przez wczasowiczów – wyspą Čiovo. W zatoce trogirskiej jest zresztą więcej wysp, takich jak Drvenik Mali czy Drvenik Veli, z których niedaleko już do – znacznie większej – wyspy Šolta. Jak nie trudno się domyśleć, w sezonie jest tu całe mnóstwo wczasowiczów okupujących mniejsze lub większe plażowiska, w związku z czym o niezmąconą kontemplację śródziemnomorskiej atmosfery raczej tu trudno. Lecz skupmy się na tym, co piękne, a więc na starówce, która w 1997 roku uzyskała zaszczytne miejsce na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Antyczna Salona – stolica rzymskiej prowincji Dalmacji
Być w Splicie i nie odwiedzić Salony to jak być w Rzymie i nie zobaczyć Koloseum! A jednak – takie mam wrażenie – mało kto odwiedza starożytną stolicę rzymskiej prowincji Dalmacji. Być może spora liczba turystów nie wie nawet o jej istnieniu. Szkoda, bo to jeden z największych rzymskich parków archeologicznych. Czy spotkałem kogoś pośród ruin antycznego miasta? Owszem, nie licząc starszego pana o nienajlepszych manierach, przez kilka godzin zaledwie kilka osób. Nie byli to jednak turyści, lecz pani wyprowadzająca owczarka na wieczory spacer i jakiś miejscowy, który – na pytanie którędy do amfiteatru – wzruszył tylko ramionami jakby pierwsze słyszał.
Pałac Dioklecjana w Splicie
Nasze potoczne wyobrażenia o pałacach tutaj akurat wydają się rozmijać z rzeczywistością. Podobnie było zresztą w przypadku Willi Hadriana w Tivoli, która zamiast być spodziewaną willą okazała się rozległym kompleksem przypominającym miasto. Kwestia nazewnictwa rezydencji Dioklecjana (Dioklecijanova palača) pałacem nastręcza także innego rodzaju trudności. Zwyczajowo każda cesarska rezydencja była nazywana pałacem w ślad za siedzibą cesarza na wzgórzu palatyńskim w Rzymie. Lecz nazywanie budowli pałacem to nie kwestia architektury, ale funkcji, jaką miał spełniać.
Otóż pałac Dioklecjana nie pełnił żadnej funkcji administracyjnej, gdyż nie był de facto siedzibą cesarza, który to zamieszkał tutaj dopiero po swojej abdykacji 1 maja 305 roku. Nie posiadał więc cech, które zazwyczaj posiadały cesarskie pałace, jak chociażby strategiczne położenie czy bliskość cyrku, w którym można by zwoływać zgromadzenia. A zatem tak zwany Pałac Dioklecjana to w zasadzie okazała emerycka willa, położona z dala od wszelkich ośrodków władzy. Doskonałe miejsce do spędzenia schyłkowego etapu życia i spokojnego oczekiwania na śmierć.
Jej bezwstydne piękno – Fontanna Pretoria w Palermo
Dziś swoją uwagę skupiam na pewnej niebanalnej fontannie, która bezwstydnie ujawnia przed nami swoje piękno. Nie jest to zresztą tylko jakaś tam – jedna z wielu – fontann, ale prawdziwe symboliczne centrum Palermo i jego ikona. Obok „Czterech Kantów”, trudno jest bowiem znaleźć bardziej emblematyczne dla tego miasta miejsce niż właśnie Piazza Pretoria. Fontannę postawiono w najbardziej reprezentacyjnej części miasta, gdzie doskonale wkomponowała się w otaczające ją budynki: klasztor dominikanek i przyległy doń kościół pod wezwaniem św. Katarzyny Aleksandryjskiej, ratusz miejski mieszczący się w Palazzo Pretorio – znany także jako Palazzo delle Aquile, Palazzo Bonocore oraz Palazzo Chiaramonte Bondonaro.
Za murami Rzymu – mauzoleum Konstantyny i bazylika św. Agnieszki
Nie biorę żadnego autobusu. Idę pieszo. Nie jest to przecież wcale tak daleko. Poza tym chodzenie daje mi możliwość zobaczenia z bliska jak wygląda Rzym fuori le mura. Wychodzimy zatem poza mury aureliańskie, przechodząc przez Porta Nomentana, która to niegdyś otwierała drogę do miejscowości Nomentum, stąd jej nazwa. W XVI wieku odbudowana na polecenie papieża Piusa IV, znana jest dziś – od jego imienia – jako Porta Pia. W jej projektowaniu brał udział sam Michał Anioł. Lecz nie o bramie dziś chcę pisać. Moim celem jest miejsce szczególne na mapie Wiecznego Miasta, a właściwie to dwa miejsca położone tuż obok siebie – Bazylika św. Agnieszki za Murami (Sant’Agnese fuori le mura) i Mauzoleum Konstantyny lub Konstancji – jak kto woli. Po włosku świątynia zwie się Mausoleo di Santa Constanza, co jest w zasadzie pomieszaniem dwóch łacińskich imion Constantina i Constantia będących żeńskimi odpowiednikami imion Constantinus i Constans.
Złoty plaster miodu – Capella Palatina w Palermo
Guy de Maupassant nie miał wątpliwości, że oto zobaczył najpiękniejszy kościół na świecie. Oskar Wilde zmagał się z kolei z nieodpartym wrażeniem, iż przebywa w samym sercu plastra miodu, skąd przygląda się śpiewającym zastępom anielskim. Słusznie więc może się wydawać, że zamknięto nas w złotej klatce, a wraz z nami zamknięty został w niej cały wszechświat. Trudno jest współczesnej mentalności – przyzwyczajonej do postrzegania rzeczywistości jako chaosu – lub igraszki sił przypadku oraz ludzkiej nikczemności – wejść w boskie uniwersum znaczeń, które odsłania przed nami duchową hierarchię świata. Piękno nie jest tu jednak tylko językiem transcendencji, lecz także teologiczną legitymizacją normańskiej władzy.
Piazza Bellini – w samym sercu Palermo
Sycylia – o jakaż tu panuje błoga beztroska życia płynącego, a jakby zatrzymanego. Feria barw, a do tego bezlitosny żar słońca i rozkoszowanie się każdą chwilą, dla której przyszłość nie ma znaczenia! Może to być jednak zwykły pozór! Z jednej strony prawda, a z drugiej – nie cała prawda. Kłamstwo rzadko przecież przyjmuje dziś postać całkowitego zmyślenia, jest raczej niedopowiedzeniem – nie całą prawdą! Stoję więc na środku Piazza Bellini – w samym sercu Palermo, przyciągany przez wszystkie świata strony jednocześnie i nie wiem, w którym mam najpierw udać się kierunku. Ot taki – pełen napięć – urok sicilian vibes.
Sycylia to przecież – obok wszechobecnej jedności przeciwieństw – prosta radość ulotnej chwili podszyta smutkiem przemijania. Zmysłowość atakowana jest obsesją śmierci w jej najbardziej fizjologicznym wymiarze. Z drugiej śmierć na Sycylii to zawsze coś więcej niż tylko ustanie funkcji życiowych. Eros i Tanatos wydają się tu być dwoma obliczami tego samego – pojawiającego się w wielu wcieleniach – bóstwa niczym Chrystus-Dionizos z rojeń Szymanowskiego.
Katedra w Monreale – mozaikowy odlot
Czy istnieje jakiś racjonalny powód, aby – przybywając do Palermo – ruszać się gdzieś jeszcze w poszukiwaniu atrakcji historyczno-architektonicznych? Czy Palermo nie jest wystarczająco bogate, by zaspokoić nasze pragnienie wzniosłości i piękna? Pomijając fakt, że przecież zapewne przyjeżdżamy tu głównie ze względów emocjonalnych, bo tutejsze vibes jest tak niepowtarzalne, że nigdzie indziej nie można poczuć się jak w Palermo właśnie. Otóż jest jeden wystarczający powód, aby wybrać się za miasto, a jest nim katedra w Monreale.