I tak oto jedno z najbardziej uroczych miejsc w Rzymie okazuje się być cmentarzem. Są ludzie z gatunku tych, którzy wprost uwielbiają włóczyć się po cmentarzach oraz tacy, którzy omijają je z daleka. Cmentarze niekoniecznie jednak muszą napawać nas smutkiem, a w zasadzie nawet nie powinny. W ramach duchowego treningu, od czasu do czasu powinniśmy sobie robić wyprawę na cmentarz, by pomyśleć choćby o tym, ile dobra – które wciąż wśród nas żyje – zawiera ta ziemia. A przy okazji pomyśleć o własnej skończoności i o tym, że nigdy nie wolno marnować czasu, bo jego upływ – podobnie jak śmierć – jest nieodwracalny. Dziś zapraszam do zajrzenia na cmentarz Campo Santo Teutonico w samym sercu Watykanu.
Mazara del Vallo – afrykańskie okno
Odkąd po raz pierwszy przeczytałem o Mazara del Vallo, natychmiast wiedziałem, że muszę tam pojechać. To ta bardziej „afrykańska” strona Sycylii i zdecydowanie mniej turystyczna niż wschodnia jej część. Aby tu trafić, trzeba tego chcieć! To pierwsze zdobyte przez Arabów miasto na Sycylii, ale i ostatnie, jakie opuścili. Na pierwszy rzut oka widać, że te 250 lat ich panowania wycisnęło tu silnie orientalne piętno. A jednak arabski klimat miasta nie należy jedynie do przeszłości. Za sprawą sporej liczby imigrantów z Tunezji pracujących w rybołówstwie, Mazara del Vallo jest po części wciąż miastem arabskim. Nic więc dziwnego, że śpiew muzzeina wdarł się brutalnie w ciszę Piazza della Repubblica, na którym przysiadłem, by zjeść arancinę i wypić piwo wpatrując się w absolutną pustkę, jaka mnie otaczała. Plac był bowiem do cna wyludniony.
Bergamo naprawdę jest kobietą!
Jak dawno mnie tu nie było! Niestety dopadł mnie kryzys i to nie tylko twórczy! Mam nadzieję otrząsnąć się i wrócić do bardziej regularnych wpisów, choć ostatnio wszelkie wyjazdy do Włoch – niestety – wstrzymałem z powodu nieprzewidywalności kierunku epidemii, która – tak się złożyło – najbardziej w Italii dotknęło miasto, o którym dziś chciałbym napisać kilka zdań. Mowa mianowicie o Bergamo. Miasto znane chyba wszystkim, ale często ledwie ze słyszenia. Bardzo niedocenione i mocno niedowartościowane. Żadna tam uboższa krewna Mediolanu, który swoim rozgłosem niewątpliwie przyćmiewa sąsiadkę. Założone przez celtyckie plemię Cenomanów około 380 roku przed Chrystusem. Eleganckie i zaskakująco bogate we wspaniałą architekturę. Kto tam nie rządził? Niemalże wszyscy tu byli i każdy zostawił po sobie jakąś pamiątkę. Warto tam spędzić kilka dni, bo zdecydowanie jest co oglądać, a obok tego stanowi świetną bazę wypadową nad jezioro Como czy jezioro Iseo.
Bellagio i jego wspaniałości nad jeziorem Como
Niewielkie Bellagio, do którego lgną wszystkie świata wspaniałości jest tego warte bez dwóch zdań. Musimy jednak podarować mu trochę więcej czasu i wybaczyć to, że zazwyczaj jest miejscem odpoczynku klasy próżniaczej. Miasteczko przyciąga celebrities z całego świata, w tym z samego Hollywood! Pomimo fejmu, jakie je otacza i snobistycznej atmosfery, trudno mu odmówić tytułu perły jeziora Como, jakiego to miana Bellagio się doczekało. Nie jest to bynajmniej miejsce znane tylko z tego, że jest tu momentami luksusowo; nie jest to coś w rodzaju Marbelli czy Porto Cervo. Tutaj o luksusie decyduje natura, jego wyjątkowo malownicza lokalizacja. Sam spacer uliczkami miasteczka jest przeżyciem estetycznym. Nic dziwnego, że Bellagio zasłużyło sobie na zaliczenie go do najpiękniejszych miasteczek Italii obok tych znajdujących się na wybrzeżu Amalfi czy słynnych Cinque Terre w Ligurii.
Bazylika św. Ambrożego w Mediolanie
Chyba prawie każde włoskie miasto lub miasteczko ma swojego świętego patrona. Może nie zawsze na wyłączność, ale prawie zawsze tak jakby był tym jedynym. Bywa, że losy miasta są do tego stopnia związane z osobą świętego, że bez przesady można o nim powiedzieć: miasto to ja. Tak właśnie jest w przypadku Mediolanu. Mediolan to święty Ambroży – ojciec Kościoła – jak się zwykło mówić o najbardziej znaczących postaciach wczesnego chrześcijaństwa, postać wybitna i to nie tylko w dziedzinie teologii. Napisać o nim tylko, że był biskupem, to wprowadzić czytelnika w błąd. Za mało powiedziane, bo to także namiestnik cesarski, dyplomata i mentalnie prawdziwy Rzymianin z krwi i kości. A także ten, który właśnie tutaj nawrócił błądzącego – jeszcze wówczas nieświętego – Augustyna. Ale o nim słów kilka nieco dalej, ponieważ najpierw chciałbym skupić się na miejscu, w szczególny sposób z nim związanym – Bazylice pod wezwaniem jego imienia.
Pawia – dawna stolica Lombardii
Choć dziś może to dziwić, Pawia była kiedyś konkurentką pobliskiego Mediolanu. Jej pełna splendoru przeszłość otwiera przed nami stulecia wielkich postaci i nie mniejszych wydarzeń, których była udziałem. Dawna stolica królestwa Longobardów – germańskiego ludu, który wtargnął do Italii w 568 roku, a Pawię zdobył nieco później, podbijając po drodze także Mediolan. To właśnie Longobardowie odbudowali Pawię, która służyła im za stolicę aż do roku 772, kiedy to sami zostali pokonani przez Franków.
Problem jest tylko jeden – kim jest “Nowy papież” Sorrentino?
Doczekaliśmy się kolejnej odsłony serialu Paolo Sorrentino, tym razem pod tytułem „Nowy papież”. O “Młodym papieżu” pisałem prawie cztery lata temu z nieukrywanym entuzjazmem. Kto czyta mojego bloga od dłuższego czasu, a głęboko wierzę, że gdzieś tam istnieją takie osoby, ten wie, że zaliczam się do nieskrywanych fanów Paolo Sorrentino. Tego, jak opowiada swoje historie, w jakie ubiera je słowa i obrazy.
Postaci są przerysowane, karykaturalne, a przy tym – o dziwo – bardzo realistyczne. Przesada, paradoks i prowokacja pozwala mu pokazać to, czego w normalnych warunkach pokazać się nie da. Sceny są niejednokrotnie wręcz surrealistyczne, ale to właśnie wywleka z ich wnętrza właściwą esencję. W ten sposób surrealizm zdarzeń jest tylko maską, dzięki której istota problemu może się ujawnić z cała siłą – taką, jaką naprawdę jest. Wzięte dosłownie są absurdem, kpiną a – czasem nawet – zbyt nachalną publicystyką i kiczowatą symboliką. Bywa też, że Sorrentino potrafi być irytujący i zupełnie nie trafia tam, gdzie trzeba.
Rzymski Awentyn – gdzie gorzkie rosną pomarańcze
Są takie miejsca w Rzymie, gdzie ludzie szukają ukojenia od zgiełku miasta. Czy to turyści zmęczeni całodzienną gonitwą od kościoła do kościoła, czy też mieszkańcy Rzymu, dla których życie tutaj nie ma nic wspólnego z dolce vita. Takim miejscem jest niewątpliwie Awentyn – jedno ze wzgórz, na których zbudowane jest Wieczne Miasto. Dziś to jego ekskluzywna część, lecz kto oglądał rewelacyjny serial HBO zatytułowany Rzym, ten z pewnością przypomina sobie, że Awentyn na przełomie starej i nowej ery nie był zbyt prestiżową okolicą. W czasach republiki mieszkali tu w insulach, czyli wielorodzinnych czynszówkach, sami plebejusze.
Ostia – starożytny port Rzymu
Ostia nieźle mnie zaskoczyła swoim ogromem. Nic dziwnego! W czasie największej prosperity mieszkało tu nawet 75 tysięcy ludzi ! To drugie po Pompejach, względem wielkości, wykopaliska archeologiczne we Włoszech. Zresztą w 2014 roku, uczeni z Cambridge i Southampton odkryli, że Ostia była dużo większa niż się wydawało i to aż o 40%. Tybr nie był więc naturalną granicą miasta jak dotąd myślano.
A zatem przygotujcie się na naprawdę długi spacer. Mnie zajęło to ponad cztery godziny, a niestety nie mogę o sobie napisać, że zaglądnąłem do każdej dziury. Ostia Antica jest chyba jednym z najbardziej niedocenionych parków archeologicznych we Włoszech, choć jest tu wszystko, w co wyposażone było rzymskie miasto i to w całkiem niezłym stanie. Jeśli więc chcesz zobaczyć jak wyglądało rzymskie miasto, nie nadwyrężając przy tym zbytnio swojej wyobraźni, Ostia jest miejscem, które trzeba odwiedzić.
Termy Dioklecjana – największe łaźnie antycznego Rzymu
Termy Dioklecjana to największe starożytne rzymskie łaźnie. Ich budowa miała przyćmić wszystkie dotychczas działające. Niektórzy jednak twierdzą, że to termy Karakalli były największe. Nie jest to prawdą! Obejmowały powierzchnię 12 hektarów i były o jeden hektar mniejsze niż termy Dioklecjana, z których to mogły korzystać nawet trzy tysiące osób jednocześnie. Choć dziś nie zajmują już tak rozległego obszaru, wciąż zachwycają swoim rozmachem. Ogrom budowli pozwala na własnej skórze odczuć majestat upadłej dawno potęgi. A zbudowano je w tempie iście błyskawicznym, bo zaledwie w 8 lat! W 298 roku ich budowę zlecił cesarz Maksymian, który był współwładcą Dioklecjana w zachodniej części imperium. Budowę ukończono w 306 roku i dedykowano właśnie Dioklecjanowi. Termy przetrwały nawet zachodnie cesarstwo i działały aż do 537 roku, kiedy to Goci odcięli dopływ wody do akweduktu Aqua Marcia.