Świadomość europejska zrodziła się w pielgrzymowaniu
J. W. Goethe
Ludzie robią wielkie oczy, kiedy jednym tchem wypowiadane są trzy wielkie cele duchowej wędrówki ludzi Średniowiecza: Jerozolima, Rzym i Santiago de Compostela. O ile dwa pierwsze są raczej oczywiste, to Santiago de Compostela wydaje się być sporym zaskoczeniem. A przecież Santiago de Compostela to nie mała – zapomniana gdzieś – mieścina na północy Hiszpanii, z dala od wakacyjnych kierunków, ale wielki ośrodek duchowego odrodzenia dla setek tysięcy ludzi na przestrzeni wielu wieków.
DROGA MLECZNA
Choć nie są to już te czasy, kiedy to do Santiago de Compostela, do grobu Apostoła Jakuba, z całej Europy ściągały miliony pielgrzymów, miejsce to zaczęło rozkwitać na nowo i cieszy się coraz większą popularnością. Dobrą reklamę zrobił mu nie kto inny jak Jan Paweł II przy okazji Światowych Dni Młodzieży w 1989 roku. No i nieszczęsny Paulo Coelho – autor tych wielu okropnych książek, ze swoim Pielgrzymem, którego niepojęta popularność jest proporcjonalna do skali jego grafomaństwa.
Prawdziwy przełom nastąpił jednak w 1993 roku, kiedy to Rząd Autonomicznej Wspólnoty Galicji przeprowadził szeroko zakrojoną akcję promocyjną szlaku. To właśnie wtedy także wpisano jego hiszpańską część – zwaną Drogą Mleczną (zwracam w tym miejscu uwagę na doskonały film Louisa Buñuela o tym tytule) – na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Camino de Santiago stało się idealną duchową propozycją i to bynajmniej nie tylko dla katolików, lecz przede wszystkim dla zmęczonego trudami życia człowieka, który choć niekoniecznie wierzy, to jednak szuka w swoim życiu „czegoś więcej”, albo po prostu zwyczajnie ma już wszystkiego dosyć i chce przemyśleć swoje życie w drodze.
MODA NA SANTIAGO
Kolorowa prasa pełna jest opisów duchowych przeżyć celebrytów, którzy tak jak hiszpańscy piłkarze (Andrés Iniesta, Fernando Torres, Carlos Marchena i Sergio Busquets) wyruszyli do Santiago w ramach dziękczynienia za zdobyte w 2010 roku mistrzostwo świata. Wiadomo, że nic tak nie nakręca masowej spirali pragnień jak zapośredniczenie własnego skromnego pragnienia w pragnieniu wyższego rzędu, tego kogoś, kto wyznacza wzorcowe trendy w stylu życia. Tak też Santiago de Compostela stało się zwyczajnie znów modne. Oczywiście zwiedzanie to jedno, a pielgrzymowanie to coś zupełnie innego. Ja – choć odwiedziłem to wspaniałe miasto – to niestety nie w charakterze pielgrzyma. Aby być prawdziwym pielgrzymem, należy przejść co najmniej 100 km albo przejechać rowerem 200 km. Otrzymuje się wówczas książeczkę poświadczającą status pielgrzyma zwaną Credencial del Peregrino, która jednocześnie służy po drodze jako karta rabatowa.
ŚWIĘTY JAKUB STARSZY – PATRON HISZPANII I PORTUGALII
Początki kultu religijnego świętego Jakuba (po hiszpańsku Santiago) sięgają IX wieku. Jednak szczyt ruchu pielgrzymkowego przypada od wieku XI do XIV. Święty Jakub Apostoł, zwany Starszym – pierwszy biskup Jerozolimy, miał według legend – niezbyt skutecznie zresztą – nawracać tutejszych mieszkańców, po czym wrócił do Jerozolimy, gdzie poniósł śmierć męczeńską z rozkazu Heroda Agryppy I. Jego ciało miało cudownym sposobem przybyć drogą morską do rzymskiego portu Ira Flavia. Następnie zostało potajemnie pochowane.
W 811 roku, pewien eremita miał słyszeć dziwną muzykę dobiegającą spośród drzew i zobaczyć olśniewający blask. To właśnie z powodu tego blasku miejsce to nazwano z łaciny Campus Stellae. Zdarzenie to dało początek śledztwu, które wszczął tamtejszy biskup. Koniec końców odnaleziono grób – jak przypuszczano – Apostoła Jakuba, którego król Asturii Alfons II Cnotliwy obwołał patronem swojego królestwa i zaraz nakazał zbudować na tym miejscu kaplicę. Tak narodził się kult świętego Jakuba. Papież Aleksander III nazwał Santiago de Compostela trzecim po Rzymie i Jerozolimie miejscem pielgrzymkowym chrześcijańskiego świata.
Pątnika udającego się do Santiago zaczyna się nazywać peregrino, tak jak swą nazwę miał pielgrzym udający się do Rzymu (romero) czy Jerozolimy (palmero). Tradycyjnie drogę rozpoczynano od progu własnego domu. Cała Europa – w tym także Polska – poprzecinana jest szlakami pielgrzymkowymi do grobu Apostoła Jakuba. Niektórzy jednak pielgrzymowali dalej, aż do miejscowości Fisterra (łac. finis terrae – „koniec ziemi”), którą w starożytności i wciąż jeszcze w średniowieczu, uważano za koniec świata. To tutaj pozbywano się zgrzebnego, pielgrzymiego odzienia i obmywano w zimnych wodach Atlantyku, zostawiając za sobą brud drogi i dotychczasowego życia. Jako symbol i dowód przebytej wędrówki, pielgrzymi zabierali stąd muszle, które stały się symbolem Drogi świetego Jakuba.
HOMO VIATOR
Najprawdopodobniej pielgrzymki do grobu Apostoła wpisywały się w jeszcze starszą tradycję pielgrzymowania właśnie do krańca świata. Co ciekawe, pielgrzymki do Santiago nie przypominają tych wielkich masowych pielgrzymek do Częstochowy, które znamy z naszego podwórka. Odbywają się co najwyżej w małych grupach lub indywidualnie. Obecnie szlak pielgrzymkowy dotyczy głównie tras biegnących już na terenie Hiszpanii, a najpopularniejszy jest tak zwany 800 kilometrowy szlak francuski ciągnący się od granicy z Francją, z miejscowości Saint Jean Pied de Port lub Roscenvalles, poprzez północą Hiszpanię.
Coraz częściej w całej Europie, w tym także w Polsce pojawiają się szlaki św. Jakuba nawiązujące do średniowiecznych szlaków pielgrzymkowych wiodących do Santiago de Compostela. I coraz częściej wielu sobie o nich przypomina. Jako, że człowiek jest nazywany właśnie homo viator, czyli wędrowcem, może być zarówno tułaczem bez celu, jak i pielgrzymem, którego pozornie bezsensowna droga nabiera znaczenia przez kierunek, który sam w sobie wymyka się racjonalnemu wytłumaczeniu.
Leave a Reply