Aż dziw bierze, że jeszcze niedawno mało kto zaglądał w takie miejsca jak Polignano a Mare. To niewielkie, lecz niezwykle urocze nadmorskie miasteczko w Apulii znajduje się zaledwie około 30 minut pociągiem od Bari. Dziś chyba nie ma nikogo, kto odwiedzając ten region, nie wpadłby tutaj choćby na chwilę. Klejnot Adriatyku – jak go zwią, jest dziś znany jako miejsce narodzin słynnego piosenkarza Domenico Modugno, którego światowej sławy hit „Volare, oh,oh… Cantare, oh,oh,oh,oh… Nel blu dipinto di blu… felice di stare lassù…” zna chyba każdy. Tej piosenki, która tak łatwo wpada w ucho, a której trudniej potem pozbyć ze swojej głowy.
Można tu podziwiać pomnik piosenkarza autorstwa argentyńskiego rzeźbiarza Hermanna Majera, bo Polignano jest dumne z rodaka, pomimo tego, że ten ponoć przez jakiś czas – jak mówi pewna plotka – udawał Sycylijczyka. Może tak dobrze mu to wychodziło, ponieważ w szkole uczył się w dialekcie San Pietro Vernotico zbliżonym do sycylijskiego. Takie tam gdybanie.
POLIGNANO A MARE – PERŁA ADRIATYKU
Samo miasteczko jest podobne do innych miasteczek w Apulii. Charakterystyczne dla regionu białe domy, senna atmosfera i niewielkie stare miasto otoczone weneckimi murami, do którego docieramy przechodząc przez Porta Vecchia. W środku urocza Piazza Vittorio Emmanuelle II i ex-katedra z 1295 roku pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Wewnątrz niej oprócz relikwii świętego Wita – patrona miasta, przede wszystkim rzeźby autorstwa XVI wiecznego rzeźbiarza Stefano da Putignano. Na szczególną uwagę zasługuje także datowany na 1445 rok poliptyk Bartolomeo Vivaniniego.
W wąskich uliczkach „wydmucha” Was być może przyjemny morski powiew, przeciwko któremu nie sposób protestować. Wiatr był naszym sprzymierzeńcem, bo słońce – choć w marcu wydawało się jeszcze dość nieśmiałe – potrafiło już boleśnie dać o sobie znać. Nie przeczuwając żadnego zagrożenia, wyłożyłem się wśród skał – średnio wygodnie – lecz w uroczych okolicznościach miejsca, z zamiarem oddania się śródziemnomorskiej lekturze. I oto – jak się okazało wieczorem – spaliłem sobie nos, co nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy i nigdzie.
PLAŻA, KLIFY I MOST TRAJANA
Do Polignano a Mare przyjeżdżą się przede wszystkim dla pięknych widoków. Na starym mieście są trzy tarasy widokowe, z których można podziwiać wspaniałą taflę Adriatyku. Jako, że miasto położone jest na majestatycznych klifach, w Polignano odbywają się zawody śmiałków w skokach do wody organizowane w ramach The Red Bull Diving Competition.
Polignano to także liczne groty wyżłobione w skałach przez matkę naturę, która jest przecież największą artystką, a ludzie – co najwyżej – jej marnymi naśladowcami. Najsłynniejsza z grot to Palazzese Grotto – wspomniana w encyklopedii Diderota i d’Alamberta i uwieczniona w 1778 roku przez słynnego francuskiego malarza Louisa Jeana Despreza. Obecnie fukcjonuje tu restauracja o tej samej nazwie, w której – co prawda – nie jadłem, ale ludzie powiadają – jak to w tego typu miejscach bywa – że płaci się przede wszystkim za ładny widok, nie za doznania kulinarne.
Najbardziej jednak znanym obrazkiem z Polignano jest położona pomiędzy dwoma klifami Cala San Giovanni. Sama plaża nie jest duża i w dodatku kamienista. W sezonie – można się spodziewać – że jest ekstremalnie zatłoczona. Lecz jej widok umieszczonej pomiędzy dwoma klifami, z których zwisają domy, jest naprawdę spektakularny. Ah już chciałoby się mieć taki balkon, z którego można się wpatrywać codziennie we wzburzone bałwany morskiej toni. Najlepszy widok jest jednak z mostu znajdującego się nad plażą. Sam most zresztą to starożytny zabytek, gdyż został wybudowany za panowania cesarza Trajana.
POLIGNANO A MARE – WCZORAJ I DZIŚ
Założenie Polignano jako Neapolis przypisuje się w IV wieku Grekom, a dokładniej Dionizjuszowi II Młodszemu – tyranowi Syrakuz, który ulokował tu garnizon wojskowy dla zabezpieczenia szlaków handlowych. Nigdzie tego wprawdzie nie odnotowano, lecz zostało to poświadczone na wielu monetach. Lecz prawdziwy impuls do rozwoju miasta dało dopiero otwarcie w latach 108 – 110 po Chrystusie Via Traiana – nowej drogi, do której należy wspomniany już wyżej most.
Jak widać rzymskie budownictwo – przypominając choćby znany most Tyberiusza w Rimini – w przeciwieństwie do współczesnego – przetrwało już całe tysiąclecia. Otwarcie nowej drogi, będącej przedłużeniem Via Appia z Benewentu do Brindisium (obecnie Brindisi), ożywiło wymianę handlową i tchnęło w miasto nowe życie. Tak więc, jak to bywa z miastem znajdującym się przy ważnym szlaku handlowym, kwitło niezależnie od tego czy rządzili nim Normanowie, Andegaweńczycy, Aragończycy czy może Wenecjanie.
Prestiż miasta rósł również za sprawą znajdującego się 3 km od miasta benedyktyńskiego opactwa Świętego Wita (Abbazia di San Vito). W 1793 roku Polignano odwiedził w drodze do Lecce, Ferdynand I – król Obojga Sycylii, a 10 lat później nie mniej uroczyście fetowano przyjazd króla Józefa Bonapartego. Taki to już los włoskich miasteczek; władcy przychodzą i odchodzą, a ludzie żyją tak jak żyli swoim życiem – bez pośpiechu, bo co się wydarzy… wszystko już było pod słońcem.
SLOW FOOD, SLOW LIFE I TURYSTYKA
Miasteczko poza sezonem senne, a jego mieszkańcy poruszali się – jak na nasze standardy – niczym w zwolnionym tempie. Pomimo nadmorskiego charakteru – z powodu braku jeszcze do niedawna bezpiecznej przystani – Polignano nie jest – o dziwo – miastem rybaków, lecz rolników. Zajmują się oni uprawą sałaty, ziemniaków i oliwek. Słynie jednak przede wszystkim z uprawy marchewki zwanej Bastinaca di San Vito zakwalifikowanej jako slow food.
Na szczęście czasy, kiedy mało kto zaglądał do Polignano należą do przeszłości.