Są takie miejsca w Rzymie, gdzie ludzie szukają ukojenia od zgiełku miasta. Czy to turyści zmęczeni całodzienną gonitwą od kościoła do kościoła, czy też mieszkańcy Rzymu, dla których życie tutaj nie ma nic wspólnego z dolce vita. Takim miejscem jest niewątpliwie Awentyn – jedno ze wzgórz, na których zbudowane jest Wieczne Miasto. Dziś to jego ekskluzywna część, lecz kto oglądał rewelacyjny serial HBO zatytułowany Rzym, ten z pewnością przypomina sobie, że Awentyn na przełomie starej i nowej ery nie był zbyt prestiżową okolicą. W czasach republiki mieszkali tu w insulach, czyli wielorodzinnych czynszówkach, sami plebejusze.
Chwały nie dodaje mu także mitologia, w której był siedzibą pożerającego ludzi potwora Kakusa, którego ostatecznie wyeliminował Herkules. I chwała mu za to, gdyż dziś możemy cieszyć oczy spoglądając z Awentynu na wspaniałą panoramę Rzymu, jaka roztacza się z pomarańczowego ogrodu – Giardino degli Aranci, czy też — znajdującego się obok – Giardino di San Alessio. Podła opinia o tym miejscu nie wynikała tylko z faktu pomieszkiwania tu trzygłowego syna Wulkana ziejącego ogniem. Miejsce słynęło złą sławą przede wszystkim dlatego, iż Remus wybrał je na założenie miasta, nie uzyskując dla swojej decyzji aprobaty bogów.
AWENTYN – WZGÓRZE PATRYCJUSZY
Szybko jednak znamienici Rzymianie docenili atrakcyjność tego miejsca i zaczęli tu inwestować jak choćby Cyceron, który miał tu kilka domów na wynajem. W 49 roku po Chrystusie – czyli za panowania cesarza Klaudiusza – Awentyn stał się częścią Rzymu, dotychczas bowiem – choć znajdował się w obrębie murów miejskich – administracyjnie był poza jego obszarem. Wkrótce stało się to także miejsce zamieszkania bogatych Rzymian. Do tego stopnia, iż cesarz Decjusz (249-251) wybudował im w połowie III wieku ekskluzywne termy, by bogacze nie musieli fatygować się do pobliskich term Karakalli, do których wstęp mieli wszyscy. Dziś eksponaty z term, po których pozostały niewielkie ruiny, możemy zobaczyć w Muzeum Kapitolińskim.
Zaraz obok miejsca, gdzie powstały termy mieszkał także przyszły cesarz Trajan (98-117), a także znajdowała się świątynia bogini Diany lub Minerwy – jak kto woli. Dziś w miejscu tym stoi willa – Casale Torlonia. Na ulicy Diany stoi także jedno z najstarszych miejsc związanych z kultem chrześcijańskim w Rzymie, a mianowicie kościół św. Pryscylli lub Pryski (Chiesa di Santa Prisca), który powstał w miejscu, w którym rzekomo stał dom Pryscylli i jej męża Akwilii – postaci znanych z Dziejów Apostolskich jako gospodarze św. Pawła. Pod kościołem z kolei znaleziono pozostałości zabudowań z I wieku oraz mitreum, czyli miejsce kultu Mitry. Awentyn był także miejscem, w którym mieszkał – podczas pobytu w Rzymie – jeden z największych ojców Kościoła – św. Hieronim, który przetłumaczył Pismo Święte z hebrajskiego i greki na język łaciński.
PRZEZ DZIURKĘ OD KLUCZA
Gdyby jednak zapytać dziś co jest największą atrakcją turystyczną wzgórza awentyńskiego, okazuje się, że nie są to wcale liczne – nabrzmiałe historią – miejsca wielkich ludzi i wydarzeń, ale niepozorna dziurka od klucza, do której ustawiają się kolejki turystów. Dlatego też nie sposób ją ominąć, bo od razu człowiek pyta: za czym ta kolejka? Właściwie nie chodzi o dziurkę, ale o spektakularny widok, jaki można przez nią zobaczyć, a więc kopułę bazyliki św. Piotra w szpalerze z żywopłotów. Niektórzy – jeśli mają do tego odpowiedni sprzęt – robią zdjęcia, inni tylko przez chwilę – bo kolejka niemała – zerkają przez dziurkę od klucza i napawają się widokiem, jakiego nigdzie indziej zobaczyć nie można. Tym bardziej, że miejsce to jest niedostępne.
Za zamkniętą bramą znajduje się bowiem posiadłość Suwerennego Rycerskiego Zakonu Szpitalników św. Jana z Jerozolimy, Rodos i Malty, czyli potocznie zwanych kawalerami maltańskimi lub joannitami. A trzeba wiedzieć, że ich posiadłości mają charakter eksterytorialny, gdyż zakon jest podmiotem prawa międzynarodowego. W związku z czym wydaje nie tylko własne znaczki, ma także swoje tablice rejestracyjne oraz walutę – scudo. Nie da się tylko być wyłącznym obywatelem Zakonu; obywatelstwo to jest możliwe na zasadzie łączonej. Drugą siedzibą Zakonu Maltańskiego w Rzymie jest Palazzo Malta przy Via dei Condotti 68, gdzie rezyduje Wielki Mistrz Zakonu.
Wracając jednak do budynków. Plac, na którym znajduje się posiadłość – Piazza dei Cavalieri di Malta, a w nim być może także słynny skarb templariuszy, do których wcześniej należała posiadłość. Plac został zaprojektowany przez kogoś, kogo przedstawiać nie trzeba, lecz kto znany jest raczej jako twórca akwafort i miedziorytów starożytnych budowli; chodzi mianowicie o Giovanniego Battistę Piranesiego. To jedno z dwóch zamówień architektonicznych Piranesiego. Drugie to przebudowa znajdującego się na terenie posiadłości kościoła Santa Maria del Priorato. „Powiadano, że Piranesi był nieudanym architektem – pisze we Wspaniałościach Rzymu Mario Praz – że – zgodnie z jego własnymi słowami, niezależnie od tego czy mówił poważnie, czy żartował – miał tyle pomysłów w głowie, że gdyby Pan Bóg poprosił go o nowy plan nowego wszechświata, podjąłby się śmiało tego zadania.”
Przy tym samym placu znajduje się także benedyktyński kościół św. Anzelma (chiesa di San Anselmo all’Aventino), który akurat nie jest jakimś wielowiekowym zabytkiem, lecz XIX-wiecznym kościołem zbudowanym w stylu neoromańskim. Obok niego znajdziemy sklepik z książkami religijnymi i dewocjonaliami, gdzie można napić się kawy, spokojnie posiedzieć i nacieszyć się nieco atmosferą benedyktyńskiej ciszy. Idąc dalej wzdłuż Via San Anselmo natkniemy się na fragment najstarszych murów Rzymu wzniesionych za czasów panowania króla Tuliusza Seweriusza, czyli w VI wieku przed Chrystusem.
NAJGORSZY PAPIEŻ W HISTORII
Oczywiście kolejność odwiedzanych miejsc zależy od tego, którędy dotarliśmy na Awentyn. Ja wszedłem na niego od strony pomnika Giuseppe Manziniego – pewnego ważnego masona znanego powszechnie jako jeden z architektów zjednoczenia Włoch. I oto zaraz mamy pierwszą atrakcję – ogród różany z 1100 gatunkami róż, który stoi w miejscu, gdzie w III wieku przed Chrystusem znajdowała się świątynia bogini Flory. Dochodzimy do – wspomnianego już przeze mnie – Ogrodu Pomarańczowego, który zwie się inaczej Parkiem Savelli od nazwy średniowiecznego rodu, który zamieszkiwał twierdzę wewnątrz której mieści się ów popularny park.
Twierdza ta należała w X wieku do longobardzkiego księcia Alberyka II, który stał się przyczyną poważnego kryzysu kościelno-politycznego w momencie, gdy na łożu śmierci nakazał rzymskiej szlachcie i duchowieństwu – bezprawnie zresztą – wybrać na papieża swojego niespełna 18 letniego syna Oktawiana. Wedle tzw. dekretu Symmachusa nie wolno było wybrać nowego papieża za życia urzędującego. Oktawian – bez cienia wątpliwości – zasłużył sobie na miano najgorszego papieża, jaki zasiadał na Piotrowym tronie. Choć sławą przewyższa go Aleksander VI Borgia, ten wyuzdany młokos – znany jako papież Jan XII – przebił go swoją nieokiełznaną nastoletnią chucią, w której płeć ofiary i więzy krwi nie miały znaczenia.
Jan XII podporządkował także Państwo Kościelne tworowi znanemu odtąd jako Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego, wynosząc do godności cesarskiej Ottona I. Szybko jednak złamał swoją przysięgę i kiedy cesarz zwołał w Rzymie synod, Rzymianie wytoczyli przeciwko niemu swoje zarzuty takimi oto słowy: papież „zamienił święty pałac w regularny burdel, […] oślepił zmarłego niedawno Benedykta, swojego ojca duchowego; zamordował Jana kardynała-subdiakona, odcinając mu genitalia; podłożył ogień, przepasał się w miecz i uzbroił w hełm i pancerz”; na rozkaz diabelski grał też w kości prosząc o pomoc „Jupitera, Wenus i inne demony”.
Papież Jan zmarł w 964 roku w wieku zaledwie lat 27 – jak pisze historyk Liutprand z Cremony – w wyniku udaru, jaki sprowadził na niego diabeł w chwili, gdy ten oddawał się rozpuście, choć w innej wersji został zabity przez zazdrosnego męża pewnej niewiasty. A to prawda niezmienna jak świat światem, że żaden urząd – choćby najwznioślejszy – nie jest źródłem cnót, a jeśli ma być przedmiotem szacunku to raczej krytycznego i bardzo powściągliwego. W końcu po owocach ich poznacie.
MASZKARON I CUD ŚWIĘTEGO DOMINIKA
Gdy już przekonaliśmy się jak wyborny smak goryczy mają tutejsze pomarańcze, wchodzimy na Piazza Pietro d’Illiria. Zanim jednak powiem co też ważnego miało się tu wydarzyć i zanim zwiedzimy największy zabytek Awentynu, warto zwrócić uwagę na pewną wannę. W zasadzie trudno nie zwrócić na nią uwagi ze względu na płaskorzeźbę zawieszoną nad nią. Jest to twarz – być może – jakiegoś bóstwa, z którego ust – wprost do wanny – leje się woda. Miejsce to zwane jest Fontanną Masquerone. Z nieuświadomionych mi przyczyn uznałem, że z tą dziwną, starodawną facjatą będzie mi do twarzy i jest to właśnie idealny moment na zrobienie sobie selfie, co też uczyniłem. Choć fontannę zainstalowano w tym miejscu dopiero w 1936 roku, wanna jest autentycznie antyczna, podczas gdy nasz maszkaron to dzieło Bartolomeo Bassi z roku 1593.
Tyle o Maszkaronie, ponieważ plac, na którym się znajdujemy ma duże znaczenie. To właśnie tutaj – jak mówi legenda – św. Dominik Guzman – założyciel dominikanów – przywrócił do życia niejakiego Napoleona Orsiego, który swój młodzieńczy żywot utracił wskutek nieszczęśliwego upadku z konia. Scenę tą możecie zobaczyć na poniższym obrazie autorstwa Lorenzo Lotto, który widziałem w Akademii Carrara w Bergamo. Cudowi temu przyglądali się najsławniejszy polski święty – Jacek Odrowąż oraz błogosławiony Czesław – także Odrowąż, który pod wpływem tego wydarzenia wstąpił do zakonu dominikanów i otrzymał habit z rąk samego św. Dominika, a dziś jest patronem Wrocławia. W bazylice znajduje się zresztą barokowa kaplica św. Jacka z obrazem Lawinii Fontany i freskami Federico Zuccari. W przedsionku znajduje się jeszcze tabliczka upamiętniająca 750 lecie śmierci św. Jacka w języku łacińskim i polskim.
BAZYLIKA ŚWIĘTEJ SABINY NA AWENTYNIE
A zaraz przy placu stoi najważniejszy dominikański kościół i jednocześnie największy zabytek Awentynu – pochodząca z V wieku Bazylika św. Sabiny (Basilica di Santa Sabina all’Aventino). Sabina była rzymską patrycjuszką mającą na Awentynie swoją posiadłość. W samym kościele można zobaczyć kolumnę rzekomo pochodzącą z jej domu. Zginęła – wedle tradycji – śmiercią męczeńską ścięta mieczem, kiedy to odkryto, iż wraz ze swoją niewolnicą – św. Serafiną z Antiochii odwiedza katakumby. Niewolnica, która nawróciła swoją panią została zachłostana z kolei na śmierć. Lecz to czy bogata matrona Sabina, na której posesji wybudowano kościół jest tą samą, co męczennica z II wieku, tu należy mieć wątpliwości. W każdym bądź razie, to ponoć jej relikwie spoczywają w tym kościele od VII wieku obok szczątków papieża Aleksandra I (zm. 115 r.). Prawdopodobnie doszło do utożsamienia tych dwóch postaci.
Kościół wybudowany został w latach 422-432 przez Piotra z Ilirii, którego imieniem nazwano znajdujący się przed kościołem plac. Wielokrotnie go przebudowywano, a w 795 roku była najwidoczniej już w tak złym stanie, że papież Leon III kazał świątynię odbudować. Wkrótce papież Eugeniusz II (824-827) odnowił ją, ozdobił malowidłami i postawił w środku prezbiterium schola cantorum.
Sam przedsionek ozdobiony jest starożytnymi kolumnami z granitu, lecz prawdziwe cudo i unikat na skalę światową stanowią cedrowe drzwi z V wieku. Tak wciąż są w doskonałym stanie i nie są tylko eksponatem, lecz służą 1500 lat jako drzwi właśnie, choć nie przetrwały niestety w całości. W jednej z kwater tychże drzwi jest bodaj jeden z najstarszych przedstawień Chrystusa ukrzyżowanego, który w ogóle nie wydaje się ukrzyżowany, lecz stoi z rozwartymi ramionami w pozycji tzw. oranta, czyli modlącego się. Ma natomiast przebite ręce. Bardzo długo w ikonografii chrześcijańskiej nie przedstawiano Chrystusa jako umęczonego, lecz raczej jako młodzieńca z kędzierzawymi włosami – antycznym atrybutem boskości lub jako pasterza odnajdującego zagubioną owcę.
Wnętrze może nas nieco zszokować; kościół jest prosty i surowy jako przystało na kościół wczesnochrześcijański. Wewnątrz 24 antyczne kolumny pochodzące prawdopodobnie ze – wspomnianej już przeze mnie – świątyni Diany, jaka stała na Awentynie, choć nie jest to pewne, gdyż wszystkie są zbyt jednolite, jakby wyprodukowane w jednym konkretnym celu. Wnętrze kościoła nie raz zmieniano, lecz w latach 20-tych XX wieku, architekt i historyk sztuki Antonio Muñoz – zgodnie z nowym trendem powrotu do pierwotnego stanu – usunął wszystkie przeróbki Domenica Fontany z 1587 roku. Zrekonstruowano również drewniany sufit, który wygląda dziś tak jak w V wieku. Przywrócono bazylice – w miarę – pierwotny wygląd, choć – prawdę powiedziawszy – niewiele zostało z samego oryginalnego wystroju; w zasadzie to tylko fryz znajdujący się nad kolumnami, w którym dominują elementy geometryczne obok rzymskich insygniów militarnych oraz znaku krzyża. Niestety nie zobaczymy już mozaiki w apsydzie, którą zastąpiono w XVI wieku freskiem autorstwa Taddeo Zuccari. Mozaiką pokryte były zresztą wszystkie ściany świątyni.
O tyle dobrze, że chociaż przestał być barokowy. W Rzymie można się przesycić barokiem, bym bardziej, że zniweczył on wygląd wielu średniowiecznych i późnoantycznych budowli. Bazylika św. Sabiny straciła sporo na pierwotnym wystroju, lecz i tak miała dużo szczęścia, gdyż nie była poddawana żadnej większej przebudowie.
Wewnątrz świątyni znajdują się okratowane schody prowadzące do pozostałości rzekomego domu św. Sabiny. W roku znajduje się tzw. czarci kamień, którym – wedle legendy – diabeł cisnął w św. Dominika zirytowany jego długimi modlitwami. W rzeczywistości to antyczny odważnik. W przylegającym do kościoła klasztorze dominikanów znajduje się kaplica, w której modlił się na różańcu – będący także dominikaninem – papież Pius V o zwycięstwo chrześcijańskiej floty nad Turkami podczas pamiętnej bitwy pod Lepanto w 1571 roku. Od czasu tego właśnie pontyfikatu papieże noszą białą sutannę, która pozostaje znakiem rozpoznawczym biskupa Rzymu jako, że Pius V – będąc papieżem – nie zrezygnował z chodzenia w białym dominikańskim habicie. W XIII wieku znajdowała się tu zresztą papieska rezydencja, którą ufortyfikował papież Honoriusz (1216-1227), który to w 1221 roku odstąpił św. Dominikowi jej część dla nowego zakonu, zwanego kaznodziejskim, a od imienia Dominika nazywanym potocznie dominikańskim.
To oczywiście nie koniec kościołów na Awentynie. Zaraz obok mamy kościół pw. św. Bonifacego i Aleksego (San Bonifacio e Alessio). Kościołów w tym miejscu było już zresztą kilka. Co ciekawe jest on starszy od bazyliki św. Sabiny, gdyż pierwszy kościół w tym miejscu datowany jest już na III i IV wiek. Ten, który stoi dzisiaj pochodzi z XVI wieku i znajduje się pod opieką Ojców Somaskich, czyli Zgromadzenia Kanoników Regularnych z Somaska zajmującymi się przede wszystkim jadłodajniami dla ubogich, o czym zresztą sam przekonałem się na miejscu. Od razu uwagę przykuwa dzwonnica z przełomu XII i XIII wieku.
Wewnątrz nie jest on może zbyt ciekawy poza studnią znajdującą się w lewej nawie kościoła, która być może jest pozostałością rzymskiego domostwa, które znajdowało się w tym miejscu. Według legendy był to dom senatora Eufemiana, którego syn Aleksy – powracając ze świętej tułaczki – nie rozpoznany przez rodzinę – zamieszkał pod schodami rodzinnego domu w charakterze żebraka i popychadła. To by było na tyle o Awentynie, jest – co prawda – jeszcze niższe wzniesienie nazywane Małym Awentynem, ale to chyba za dużo jak na jeden wpis.
Leave a Reply