Termy Dioklecjana to największe starożytne rzymskie łaźnie. Ich budowa miała przyćmić wszystkie dotychczas działające. Niektórzy jednak twierdzą, że to termy Karakalli były największe. Nie jest to prawdą! Obejmowały powierzchnię 12 hektarów i były o jeden hektar mniejsze niż termy Dioklecjana, z których to mogły korzystać nawet trzy tysiące osób jednocześnie. Choć dziś nie zajmują już tak rozległego obszaru, wciąż zachwycają swoim rozmachem. Ogrom budowli pozwala na własnej skórze odczuć majestat upadłej dawno potęgi. A zbudowano je w tempie iście błyskawicznym, bo zaledwie w 8 lat! W 298 roku ich budowę zlecił cesarz Maksymian, który był współwładcą Dioklecjana w zachodniej części imperium. Budowę ukończono w 306 roku i dedykowano właśnie Dioklecjanowi. Termy przetrwały nawet zachodnie cesarstwo i działały aż do 537 roku, kiedy to Goci odcięli dopływ wody do akweduktu Aqua Marcia.
Termy dla Rzymian nie były jedynie miejscem zażywania kąpieli. Nie da się ich porównać do współczesnych aquaparków. Były obiektem wielofunkcyjnym, a przede wszystkim takim, w którym miało kwitnąć życie towarzyskie. Były one jednocześnie: basenem, sauną, kawiarnią, biblioteką, siłownią i teatrem. Ale również miejscem ogólnie pojętego relaksu, gdzie w otoczeniu natury i dzieł sztuki można było nacieszyć się niepewnym jutra żywotem. I co najważniejsze – były otwarte dla każdego, tak dla biednych, jak i dla bogatych. Opłata za wejście była naprawdę symboliczna. Wewnątrz term znajdowało się wiele pomieszczeń o różnorodnym przeznaczeniu. Zanim jednak przespacerujemy się po termach Dioklecjana, warto zapoznać się z ich łacińskim nazewnictwem, którego dziś jeszcze używa się w kompleksach saun.
- apodyterium – przebieralnia.
- palestrae – miejsce do ćwiczeń fizycznych.
- natatio – basen na otwartym powietrzu.
- laconica i sudatoria – sauny sucha i mokra.
- calidarium – ogrzewane pomieszczenie wraz z basenem z gorącą wodą
- tepidarium – pomieszczenie z podgrzewaną podłogą oraz basen z letnią wodą, zazwyczaj główne pomieszczenie w termach
- frigidarium – nieogrzewane pomieszczenie wraz z basenem z zimną wodą
SANTA MARIA DEGLI ANGELI E DEI MARTIRI
Ten monumentalny starożytny kompleks stoi przy Piazza della Repubblica, tuż obok dworca Termini. Choć codziennie mijają go setki tysięcy osób, bez cienia przesady można je nazwać ukrytym skarbem Rzymu. Bynajmniej nie oblegają ich tłumy, a biorąc pod uwagę kilometrowe kolejki do Muzeów Watykańskich czy Koloseum, jest to zaledwie znikomy procent odwiedzających te miejsca. Zresztą na załączonym poniżej filmie z mojej wizyty w termach, można się przekonać, że wcale nie przesadzam.
Niestety budowa wspomnianego dworca w XIX wieku pochłonęła znaczną część obszaru starożytnych term. Sama jego nazwa pochodzi zresztą od słowa Thermae. Nie inaczej zresztą jest z Piazza della Repubblica, który stoi na esedrze termalnego kompleksu. Zresztą wiele innych okolicznych obiektów pochłonęło ten wspaniały zabytek, inne z kolei powstały poprzez zaadaptowanie ruin do nowych funkcjonalności.
I tak w roku 1561, papież Pius IV zdecydował o budowie – wewnątrz term – bazyliki poświęconej Matce Boskiej Aniołów i Męczenników (Santa Maria degli Angeli e dei Martiri), mając tu głównie na myśli tych, którzy zginęli podczas budowy term. Wewnątrz świątyni znajduje się zresztą grobowiec papieża Piusa IV. Sama surowa fasada kościoła jest niczym innym jak fragmentem starożytnej budowli. Choć wnętrze kościoła wydaje się – na pierwszy rzut oka – mieć nijak do wnętrza term, nawet jego poziom jest o dwa metry wyższy aniżeli poziom z początków IV wieku, to jednak właśnie ono pozwala najlepiej oddać splendor i ogrom antycznego kompleksu. Granitowe, czerwone kolumny z korynckimi kapitelami są oryginalnymi kolumnami rzymskich łaźni. Każda ma aż 17 metrów wysokości.
Wejście do kościoła zostało wbudowane w apsydę calidarium, podczas gdy tepidarium pełni obecnie funkcję przedsionka. Prezbiterium kościoła było przejściem między frigidarium a natatio, którego jedną trzecią zajmują dziś przylegające do prezbiterium krużganki. Obecnie – co łatwo rozpoznać – drzwi bazyliki ozdabiają płaskorzeźby Igora Mitoraja, które zawitały tu w 2006 roku. Zmartwychwstały Chrystus nie przypomina na nich bynajmniej swoich tradycyjnych przedstawień, lecz wygląda bardziej jak mityczny heros, którego ciało zostało podzielone na cztery części przez niewidzialny krzyż. Drzwi w podobnym – mitorajowym – stylu, można zresztą zobaczyć w kościele jezuitów pod wezwaniem Matki Boskiej Łaskawej na warszawskiej starówce.
Nie jest to zresztą jedyny polski akcent w tym kościele. Znajdują się w nim dwie tabliczki. Jedna z nich upamiętniająca odsłonięcie na posadzce tzw. linii Klementyńskiej, czyli zegara słonecznego, którego w 1702 roku dokonała – w obecności papieża Klemensa XI – Marysieńka Sobieska. Druga tabliczka upamiętnia wiktorię wiedeńską króla Jana III Sobieskiego z 1683 roku. Mamy też kaplicę najsłynniejszego polskiego świętego – św. Jacka, a w nim namalowany przez Jana Baglione obraz przedstawiający św Jacka wraz ze św Rajmundem de Penyafort przed Matką Bożą z Dzieciątkiem w otoczeniu Aniołów.
Jak bardzo nietrafiony wydawałyby się nam pomysł stworzenia w tym miejscu kościoła, musimy zdać sobie sprawę, że do tego czasu termy były traktowane jak nieużytki, porośnięte bujną roślinnością i zamieszkałe jedynie przez dzikie zwierzęta. W średniowieczu teren ten był zresztą zupełnie niezamieszkały, gdyż miasto kończyło się po drugiej stronie Kwirynału. Nie jest to zresztą jedyny kościół na terenie term. W 1598 roku część z nich zamieniono w kościół pod wezwaniem św. Bernarda. A więc termy prawie tysiąc lat były opuszczoną ruiną. Dopiero w 1533 roku, kardynał Jean du Bellay kupił to miejsce i zaprojektował wokół ruin ogrody.
Zapisał je w spadku Karolowi Boromeuszowi – późniejszemu świętemu, a ten z kolei swojemu wujkowi papieżowi Piusowi IV. Za projekt kościoła odpowiedzialny był nie kto inny jak sam Michał Anioł. Jednak rola 86 letniego wówczas Michała Anioła sprowadziła się najprawdopodobniej jedynie do sporządzenia projektu, samo zaś wykonanie zlecił on swojemu uczniowi – Giacomo del Luca znanemu także jako Jacopo Do Luca. Dziwnym zrządzeniem losu był on bratankiem niejakiego brata Antonio Lo Duca – pomysłodawcy powstania kościoła na terenie term. Wiąże się z tym zresztą dość ciekawa historia.
SIEDMIU ARCHANIOŁÓW I SIEDMIU MĘCZENNIKÓW
Ów sycylijski ksiądz odnalazł w jednym z kościołów w Palermo wizerunki siedmiu aniołów, których imiona pochodzą z apokryficznej księgi Henocha. Oprócz biblijnych: Michała, Gabriela, Rafała mamy jeszcze czterech apokryficznych: Uriela, Raguela, Ramiela i Sariela. Kiedy wyjechał do Rzymu starając się krzewić swoje nabożeństwo ku czci wyżej wymienionych, nie znalazł uznania ze strony papieża Pawła III dla swoich apokryficznych aniołów.
Wtedy to Antonio miał sen, a w nim pojawiły się ruiny term i siedmiu męczenników, którzy zginęli prawdopodobnie jako niewolnicy przy ich budowie. Wtedy to doszedł do wniosku, że w miejscu term musi powstać kościół. Udał się więc tam i wymalował imiona siedmiu archaniołów na kolumnach. Na pomysł przystał dopiero następca papieża Pawła III, Juliusz III. Same prace zainicjował z kolei Pius IV, który powierzył kościół Matce Boskiej, rozwiewając tym samym niezbyt czyste doktrynalnie pomysły księdza Antonio. Pomimo tego w nazwie pobrzmiewają pomysły sycylijskiego księdza – tytuły zarówno aniołów, jak i męczenników.
KLASZTOR KARTUZÓW
W dalszej części term zorganizowano klasztor zakonu kartuzów, którzy opuścili go dopiero w 1884 roku. Ich cele pochłonęły część dawnej palestrae. Klasztorne krużganki nazywane są krużgankami Michała Anioła, ponieważ one także stanowiły część jego projektu. Choć co do tego są dziś wątpliwości. Zanim jednak dotrzemy do krużganków, przejdziemy głównym korytarzem kartuzji, na którego ścianach odsłonięto freski Giovanniego Odazzi (1663-1731) przedstawiający cnoty boskie: wiarę, nadzieję i miłość.
Na naszą uwagę zwracają też drzwi, z których patrzy na nas kartuski mnich Falquois – ojca papieża Klemensa IV, który przyjął śluby zakonne po śmierci swojej żony. W środku znajduje się ogród, a pośrodku niego fontanna wokół której zgromadzono intrygujące rzeźby – wielkie głowy zwierząt znalezione w Palazzo Valentini w roku 1586. Istnieją jeszcze tzw. Małe krużganki, zwane krużgankami Ludovisi, o których wspominałem, że zajmującą jedną trzecią natatio.
MUSEO NAZIONALE ROMANO
Termy od 1889 roku są częścią Rzymskiego Muzeum Narodowego (Museo Nazionale Romano), składającego się z czterech części. Obok Term Dioklecjana możemy zobaczyć jedną z największych kolekcji sztuki antycznej w Palazzo Massimo alle Terme, w szczególności rzeźby greckiej i rzymskiej. Kolejna dawka antyku pochodząca z kolekcji sławnych rzymskich rodów znajduje się w pięknym Palazzo Altemps niedaleko Piazza Navona. Możemy tu zobaczyć choćby słynny sarkofag Ludovisi przedstawiający walkę Rzymian z barbarzyńcami. Do tego jeszcze możemy wstąpić do Krypty Balbii – dość skromnego muzeum w porównaniu do poprzednich, lecz ukazującego zmiany urbanistyczne w Rzymie od cesarza Augusta po wiek XVI.
Zresztą same Termy Dioklecjana oprócz ruin budynków term, także są muzeum zawierającym pokaźny zbiór rzymskich artefaktów. Mieści się w nich muzeum epigraficzne zawierające aż 10 tysięcy inskrypcji, z których na trzech piętrach zobaczyć możemy około 1000. A oprócz inskrypcji około 400 eksponatów ilustrujących różne aspekty życia starożytnego Rzymu: płaskorzeźby, reliefy, sarkofagi oraz posągi. Jeśli więc ktoś – tak jak ja – jest fanem starożytnego Rzymu – musi tu – wcześniej czy później – trafić. Jest też sekcja poświęcona najdawniejszej historii regionu Lacjum od epoki brązu do założenia Rzymu. Całe szczęście bilet do muzeum ważny jest trzy dni. Nie sposób jest zwiedzić je wszystkie jednego dnia. Ja każdego dnia zwiedzałem jedną część.
POZOSTAŁOŚCI TERM DIOKLECJANA
Znaczną część pomieszczeń term Dioklecjana – w tym klasztorne krużganki – zajmuje ekspozycja muzealna. Pomimo tego, że część kompleksu zniknęła całkowicie z powierzchni ziemi, a inna ulegała znacznemu przekształceniu, to, co pozostało wciąż daje nam odczuć wspaniałość pierwotnej architektury term. Budynek oznaczony numerem VIII wychodzi na krótszy bok natatio. Wewnątrz możemy zobaczyć poszczególne elementy architektoniczne pozbierane z term: kolumnę, podstawę i joński kapitel, które najpewniej były częścią przedniej części natatio, do którego teraz przechodzimy.
Tutejsze natatio to gigantyczny basen o powierzchni 4 tysięcy metrów kwadratowych. Wszystko było wyłożone kolorowym marmurem i mozaikami. Fasada natatio została przerwana przez apsydę kościoła Santa Maria degli Angeli. Gmach numer X oszałamia swoim ogromem. A było to jednak zaledwie atrium, czyli przedsionek do gmach numer IX – apodyterium, czyli przebieralni. Pomieszczenie to pełne jest funeralnych artefaktów. Mamy tu – pochodzący z około 20 roku po Chrystusie – „mały domek”, do którego wejścia strzegą dwa posągi. W rzeczywistości stały one wewnątrz pomieszczenia.
Jeden z nich to posąg Marka Atoriusza Geminusa – budowniczego grobowca, a posąg kobiecy to Antonia Furnilla – jego ostatnia właścicielka żyjąca za czasów panowania Nerona. To grób rodu Platorini znaleziony na prawym brzegu Tybru w 1880 roku. Mamy tu jeszcze dwie komory grobowe znalezione w 1951 roku w wielkiej nekropoli przy Via Portuensis. Jedna z nich posiada bogate, malowane zdobienia, druga zaś wytworne stiuki. W niszach wystawione są także pogrzebowe posągi, pod ścianami spoczywają sarkofagi. Na szczególną uwagę zasługuje posąg małego chłopca na koniu – bardzo rzadki przykład rzeźby pogrzebowej w przypadku dziecka.
Gmach numer IX – wysoki na 40 metrów – był on zbiornikiem wodnym dla basenu na otwartym powietrzu. Wewnątrz znajdziemy piękną podłogową mozaikę przeniesioną tu z willi Nerona w Antium – dzisiejsze Anzio. Na niej znajdziemy Herkulesa z maczugą i lwią skórą, trzymającego krwawiący róg, który właśnie wyrwał z – przemienionego w byka – łba rzecznego boga Acheloosa, z którym walczył o rękę księżniczki Dejaniry. Ciekawszym jednak przedmiotem jest – pełna groteski – mozaika ścienna przedstawiająca leżącą na biesiadnej sofie postać z wyrazistym szkieletem oraz podpisem w języku greckim – znanym delfickim hasłem gnothi seauton – poznaj samego siebie. Korzystający z ulotnych przyjemności życia kościotrup najlepiej wie gdzie są granice naszej doczesnej kondycji.
Mamy wreszcie pomieszczenie, w którym nie byłem niestety, a to dlatego, że było zamknięte. To gmach ośmiokątny będący częścią głównego kompleksu term i ostatnim z czterech pomieszczeń umiejscowionych tuż obok calidarium. Mogło się tu mieścić dodatkowe frigidarium. Jeszcze niedawno było tu kino i planetarium. Dziś jest on częścią muzeum i przechowywane są w nim rzeźby znalezione na terenie term Dioklecjana, a także przeniesione tu z term Karakalli. Jako, że lubię wracać w te same miejsca, mam dodatkowy powód, żeby wpaść znów do term Dioklecjana podczas kolejnej wycieczki do Wiecznego Miasta, którego nigdy przecież nie da się dobrze zwiedzić i które nigdy nie nudzi. Przynajmniej jeśli o mnie mowa.