Dotarłem w końcu do Tivoli, nie pierwszym, ani nawet nie trzecim autobusem odjeżdżającym spod Willi Hadriana. Kierowca każdego z nich – oprócz tego ostatniego – zapewniał mnie, że następny z pewnością zabierze mnie tam, gdzie już byłem myślami. Mylili się. Dopiero czwarty z rzędu rzeczywiście jechał do miasta. Westchnąłem z ulgą i wsiadłem do rozgrzanego jak piec wehikułu. Kilkanaście minut w tej piekielnej atmosferze i oto będę obcował z perłą renesansowej architektury, wzorowanej – nie inaczej – jak właśnie na willi Hadriana. W czasie, kiedy ją budowano trwała bowiem moda na antyk. Wszyscy arystokraci chcieli się otaczać antycznymi rzeźbami i mieszkać w budowlach nawiązujących do starożytnej architektury grecko-rzymskiej. Willa d’Este stała się dla nich punktem odniesienia i potężnym impulsem dla rozwoju sztuki projektowania ogrodów w całej Europie.
HIPOLIT II D’ESTE I JEGO PRESTIŻOWA POSIADŁOŚĆ
Ta wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO willa jest największą atrakcją Tivoli, choć wcale nie jedyną. W 1550 roku gubernatorem Tivoli zostaje – znany miłośnik luksusu i sybaryta – kardynał Hipolit II d’Este (1509-1572) – syn Lukrecji Borgii, a więc i wnuczek niechlubnej sławy papieża Aleksandra VI. Także jego ojciec nie mógł być byle kim; to Alfonso d’Este – książę Modeny i Ferrary. Kardynał zamieszkał w budynku zbudowanym przez benedyktynów, lecz należącym podówczas do zakonu franciszkanów, których wywłaszczył. Duchowość Biedaczyny z Asyżu raczej nie współbrzmiała z wrażliwością kardynała z Ferrary. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby kardynał był zwolennikiem minimalizmu. Dziś pewnie nie byłoby co tu oglądać. Jako, że prostota i skromność budynku nijak się miały do jego prestiżu, powziął decyzję o przebudowie obiektu i takiej aranżacji ogrodu, która powalałyby z nóg odwiedzających.
Głównym architektem tego ambitnego przedsięwzięcia został Giovanni Alberto Galvani. Jego zaś pomocnikiem i doradcą został Pirro Ligorio (1500-1583). Był on zresztą jednym z badaczy ruin pobliskiej Willi Hadriana. Był on wielkim wielbicielem antycznej sztuki i zarządcą kolekcji antyków Hipolita II. Niestety nie była to zwykła praca architektoniczna, ale raczej łupiestwo i dewastacja antycznego zabytku. Wiele marmurów pochodzących z willi Hadriana posłużyło jako materiał do ponownego wykorzystania. Liguro był odpowiedzialny głównie za aranżację ogrodów. Jak pisze David Coffin – biograf artysty w swojej książce “Pirro Ligorio: The Renaissance Artist, Architect, and Antiquarian”, Ligorio połączył w aranżacji ogrodów trzy wielkie tematy: relację między naturą i sztuką, motyw trzech rzek, jakie zasilają fontanny oraz mitologiczną ikonografię ogrodu Hesperyd, ze szczególnym uwzględnieniem zmagań Heraklesa. Wszystkie te motywy miały się oczywiście odnosić do osobistych zalet kardynała: jego umiłowania sztuki, miłości do natury oraz postawy moralnej, w której występek zostaje pokonany przez potęgę cnoty.
Zresztą postać Heraklesa była szczególnie bliska całemu rodowi d’Este. Imię Ercole nosił dziadek i brat kardynała, a dwanaście prac Heraklesa było częstym motywem umieszczanym w pałacach rodu. Ze szczególną estymą odnosili się właśnie do zadania jedenastego, w którym Herakles podstępnie kradnie jabłka z ogrodu Hesperyd, pilnowane przez – dotkniętego bezsennością – smoka. Gałęzie uginające się pod ciężarem złotych jabłek także znajdują się w herbie kardynała. Samo imię Hipolit nie jest przypadkowe, ani bynajmniej nie odwołuje się do chrześcijańskiego męczennika z III wieku, lecz do mitycznego Hipolita – syna Tezeusza. Pirro Ligorio projektując ogrody, połączył mit Heraklesa z mitem o Hipolicie; miał on być w zamyśle – o ironio – alegorią wstrzemięźliwości ujarzmionej za pomocą rozumu.
Kardynał niestety nie doczekał ukończenia budowy; zmarł w 1572 roku. Później posiadłość przechodziła kolejne przeobrażenia. W 1605 roku, kardynał Alessandro d’Este zlecił nową aranżację ogrodów i nowe dekoracje dla fontann. W latach 1660-1670 pracował w willi sam Gian Lorenzo Bernini, który jest twórcą fontanny Bicchierone. Niestety ród d’Este nie zawsze był na fali i okazało się, że nie stać ich na utrzymanie willi i ogrodów. W wieku XVIII willa pozostawała niezamieszkała i popadała w ruinę. Kiedy posiadłość w 1796 roku przejęli Habsburgowie, niewiele się zmieniło. Jedynie kolekcja antycznych rzeźb została podzielona i wywieziona. Tych, których jeszcze nie ukradziono, sprzedano. Tak było aż do roku 1851, kiedy to kardynał Gustaw Adolf Hohelohe otrzymał posiadłość od książąt modeńskich. Postanowił on podźwignąć ją z upadku. Gościł tu często Franciszka Liszta, który zresztą odbył tu jeden ze swoich ostatnich koncertów w 1879 roku. W 1918 roku willa stała się własnością państwa włoskiego i w całości odnowiona. Niestety w 1944 roku została zbombardowana i po wojnie musiała przejść kolejne renowacje.
WILLA D’ESTE – FRESKI, OGRODY I FONTANNY
Trzeba powiedzieć, że wnętrza rezydencji robią duże wrażenie ze względu na wspaniałe freski, jakimi są pokryte ściany i sufity. Zostały one udekorowane przez przedstawicieli późnego manieryzmu: Livio Agresti, Federico Zuccari, Durante Alberti, Girolamo Muziano, Cesare Nebbia i Antonio Tempesta. Dziś trudno sobie wyobrazić, że te pokoje, w których zewsząd otaczają nas piękne malowidła, mogły kiedyś służyć jakimś praktycznym celom. Niestety dało się zauważyć na ścianach także ślady barbarzyńskiej głupoty. Część z nich była pokryklane przez tzw. “turystów”. Nie podejmuje się tutaj nawet próby pobieżnego opisywania tych olśniewających wnętrz wypełnionych scenami mitologicznymi, biblijnymi, mnóstwem alegorii oraz pejzaży i zwykłych scen z życia codziennego.
Z willi aż pięć ścieżek prowadzi w dół do ogrodów, które jakby wiszą na stromym zboczu. Fontanny zostały zaprojektowane w ten sposób, aby wykorzystywać siłę grawitacji i zasady hydrauliki. Zresztą ogród to nie tylko fontanny, ale także ozdobne baseny i groty. Okna pałacu zwrócone są na północ, na ogrody i malowniczą okolicę. Jako, że Rzym był daleko, zbudowano Romettę – alegorię Rzymu z posągiem wilczycy, Romulusem i Remusem oraz statkiem z obeliskiem symbolizującym Isola Tiburtina. Zaraz obok mamy fontannę z Sybillą poświęconą Tivoli. Obydwie łączy aleja tzw. aleja stu fontann złożona z trzech poziomów symbolizujących trzy rzeki przepływające przez Tivoli: Aniene, Erculaneo i Albuneo. Środowy poziom zawiera terakotowe reliefy przedstawiające sceny z Metamorfoz Owidiusza.
Kolejną z fontann jest fontanna smocza, która nawiązuje oczywiście do smoka z ogrodu Hesperyd. Kiedy jednak papież Grzegorz XIII odwiedził willę we wrześniu 1572 roku, był ponoć zachwycony hydrauliką, lecz zdegustowany mitologicznymi odniesieniami oglądanych fontann. Jak już wiemy trzy miesiące po tej wizycie Kardynał Hipolit II udał się na wieczny odpoczynek, a willę odziedziczył jego bratanek – Luigi, także kardynał, który zamienił mitycznego smoka na smoka z herbu papieża Grzegorza XIII. Dalej mamy fontannę Sowy – Fontana della civeta; także udekorowaną mozaiką przedstawiającą złote jabłka. Najbardziej okazała Fontana dell’Organo posiadała wcześniej rzeźbę bogini Artemidy z Efezu, która dla kardynała Hipolita była przede wszystkim alegorią obfitości, jaką obdarza nas natura.
W 1611 roku kardynał Alessandro d’Este uznał, że to nieco niestosowne dawać tak eksponowane miejsce pogańskiej bogini i kazał ją przenieść w inne miejsce. To oczywiście nie jest żadna antyczna rzeźba, lecz dzieło flamandzkiego rzeźbiarza Gilisa Van de Vliete, znanego we Włoszech jako Edigio della Riviera. Mamy wreszcie – wspomnianą już – Fontannę Bicchierone, czyli Wielkiego Kielicha z 1661 roku, której projektantem był sam Gian Lorenzo Bernini.
CO JESZCZE DO ZOBACZENIA W TIVOLI?
Bez cienia wątpliwości największą atrakcją Tivoli jest Willa d’Este, ale w samym mieście jest znacznie więcej do zobaczenia. Jest to jednak temat na odrębny wpis, dlatego ograniczę się zaledwie do wymienienia kilku miejsc spośród wielu, które w Tivoli warto jeszcze zobaczyć. Trzeba wiedzieć, że Tibur – jak się zwało wcześniej Tivoli – jest znacznie starszy od Rzymu i jego istnienie sięga do IX wieku przed Chrystusem. Willa d’Este nie jest jedyną słynną willą w mieście; jest jeszcze Willa Gregoriana, do której niestety tym razem nie udało mi się zajrzeć. Dlatego dobrym pomysłem jest zamówić sobie jeden nocleg w Tivoli, ewentualnie przyjechać wcześnie rano, choć i tak nie obejdzie się wtedy bez bieganiny, której przecież nikt nie lubi. Willa Gregoriana to wielki park zbudowany wokół dawnego koryta rzeki Aniene. Jedno z ulubionych miejsc wizytujących niegdyś Italię w ramach Grand Tour. Park powstał wskutek interwencji papieża Grzegorza XVI, który zdenerwował się z powodu kolejnej powodzi z 1826 roku i kazał przesunąć rzekę puszczając jej bieg sztucznym korytem. Na jej terenie znajdują się pozostałości rzymskiej willi należącej do Publisza Manliusza Vopisco.
Mamy rzymskie świątynie Westy i Sybilli. Wiele zresztą z budynków starego miasta powstało na rzymskiej zabudowie. Nie powinno nas zdziwić, że spacerując po starym mieście, tu i ówdzie znajdziemy wbudowane w średniowieczne mury fragmenty antycznych kolumn, całe kapitele lub nawet rzymski sarkofag służący za miejski hydrant. Smutek wzbiera, kiedy się pomyśli, że część z nich z pewnością pochodzi z Willi Hadriana.
Do tego nie sposób nie wspomnieć o – pochodzącym z przełomu II i I wieku przed Chrystusem – Sanktuarium Herkulesa Zwycięskiego (Santuario di Ercole Vincitore), drugim największym ośrodku kultu Heraklesa w basenie Morza Śródziemnego po hiszpańskim Kadyksie. Jest to kompleks rozciągający się na powierzchni trzech tysięcy metrów kwadratowych i składający się pierwotnie ze świątyni, teatru i placu stanowiącego przestrzeń sakralną. Do sanktuarium można kupić bilet łączony za dodatkowe dwa euro przy okazji zwiedzania Willi Hadriana. Jeśli jednak spodziewamy się zobaczyć tam coś spektakularnego, możemy się poczuć mocno zawiedzeni. Miejsce to jest dość “puste”. Zostało otwarte dopiero w 2015 roku, wcześniej mieściły się tutaj zakłady papiernicze.
I jak to w każdym włoskim mieście – niezależnie czy małym czy dużym – jest i moc kościołów. Odwiedzić należy katedrę pod wezwaniem św. Wawrzyńca (San Lorenzo Martire) czy rzucić okiem na – nieodstępny dla zwiedzających – zamek Rocca Pia. Pochodzący z Tivoli papież Symplicjusz (468-483) był inicjatorem budowy wielu kościołów w mieście. I tak Chiesa San Pietro alla Carita został zbudowany na ruinach rzymskiej willi. Kolejny z nich – kościół San Stefano ai Fierri zbudowany został z kolei na gruzach świątyni Izydy. Mam nadzieję wrócić do Tivoli, a owocem tej wizyty będzie z pewnością wpis dotyczący samego miasta.