Wszyscy kochają Ravello. Rodzaj ludzki dzieli się więc na tych, którzy już tam byli i chcą wrócić oraz tych, którzy pragną je zobaczyć, choć raz w swoim krótkim i nędznym życiu. Raj na ziemi – przyznają zgodnie wszyscy wpadający tam na dzień lub dwa. Nic dziwnego, skoro opis ziemskiego raju mówi, że ten jest ogrodem. To właśnie tutaj harmonia natury i kultury sprzęga się w doskonałą jedność. I choć Włosi zawsze wszystko robią lepiej, nie byłoby tego ziemskiego raju, gdyby nie dwóch Brytyjczyków.
Grecki geograf Strabon w I wieku przed Chrystusem nazwał to wybrzeże mianem boskiego, choć było wówczas prawie niezamieszkałe. Czujemy się więc niczym wygnańcy z raju i z zazdrością patrzymy na tutejszych mieszkańców. A jednak każdy mieszkaniec Kampanii powie pewnie, że do prawdziwego dolce vita, trzeba trochę więcej niż tylko boskich widoków, a codzienne życie na Amalfi wcale raju nie przypomina.
Turysta ma jednak ten przywilej odnajdywania miejsc, które nakarmią jego wyobraźnię i pozwolą rozkoszować się chwilą wytarganą z chaosu codziennego życia. Ravello nadaje się do tego wyśmienicie. Dobrą rekomendacją tego miejsca jest lista celebrytów, którzy znaleźli w nim upodobanie. Jest tak długa, że łatwiej chyba byłoby wymieniać tych, którzy tu nie byli.
WILLA RUFOLO
Willa Rufolo to pierwsze co należy zobaczyć w Ravello. Chyba najbardziej obfotografowane miejsce w południowych Włoszech. Nie będzie jednak cicho i romantycznie. Będą tabuny żądnych odnalezienia rozkoszy dla swoich oczu w tym śródziemnomorskim raju. Ravello nie jest już cichym, małym miasteczkiem, lecz kombinatem turystyki masowej. Choć byłem tam w drugiej połowie października, pogoda wciąż była doskonała, a turystów nie brakowało. Niech to jednak nikogo nie odstrasza. Tam po prostu trzeba być!
Jak nazwa wskazuje, niegdyś własność rodziny Rufolo, która zbudowała tę posiadłość w XIII wieku. Jednak pierwsze wzmianki o ich bytności w tym miejscu pochodzą już z wieku IX. Jej losy nie mają jednak nic wspólnego z panującą tu sielskością, wręcz przeciwnie – pełne są gwałtu i spływają krwią.
Giovanni Boccaccio w swym Dekameronie poświęcił jeden z rozdziałów niejakiemu Landolfo Rufolo i jego awanturniczym przygodom – zmyślonym oczywiście. Landolfo – według Boccaccia – traci majątek i staje się korsarzem, lecz ostatecznie wraca do domu – znów bogaty. Happy endu jednak w rzeczywistości nie było. Świetność rodziny Rufolo odchodzi do przeszłości. W końcu willa zostaje sprzedana w 1588 roku i przechodząc z rąk do rąk, ta, która niegdyś „miała więcej pokoi niż dni w roku”, popada w ruinę.
„Powszechnie twierdzą, że wybrzeże między Reggio a Gaetą najpiękniejszą część Italii stanowi. Tutaj, opodal Salerno, ku morzu obrócona, rozciąga się górzysta przestrzeń, którą mieszkańcy zwą wybrzeżem Amalfi, usiana miasteczkami, ogrodami i fontannami; tutaj mieszkają bogacze, głównie handlem się parający. Wśród tych miasteczek jest jedno, zwane Ravello, gdzie i dziś nie brak ludzi bogatych; a gdzie podówczas mieszkał niezwykle bogaty kupiec, Landolfo Rufolo.”
Giovanni Boccaccio Dekameron
Nowe życie tchnie w willę dopiero szkocki przemysłowiec, a przy tym botanik i archeolog amator – Francis Neville Reid, który zastał ją w kompletnej ruinie. Pierwszy raz przybył tu w 1851 roku w ramach Grand Tour i „utknął” na dobre. Zakochany w tym miejscu, postanowił kupić nieruchomość. A nie było mu łatwo zmagać się z lokalnymi układami i tutejszą mentalnością. Przetrwał mimo wszystko. Tu także zmarł, przeżywszy w tym uroczym miejscu ponad 40 lat.
W 1880 roku, willę odwiedził Ryszard Wagner, który także oczarowany, postanowił pozostać tu tak długo, dopóki nie dokończy tu swojej opery Parsifal, nad którą pracował ponad dwie dekady. Jarosław Iwaszkiewicz w swoich Podróżach do Włoch pisze, iż to właśnie ogrody Willi Rufolo zainspirowały Wagnera do stworzenia scenograficznej koncepcji ogrodu maga Klingsora. Tak też się dziś nazywa część ogrodów w willi. Obecnie każdego lata od 1952 roku, odbywają się tu ku jego czci koncerty muzyki poważnej w ramach Ravello Music Festival.
Przy wejściu wita nas wieża z gotycką bramą. Nie trzeba być wielkim znawcą architektury, żeby zauważyć, że willa zdradza silne wpływy arabskie. Szybko znajdujemy się w przedsionku w stylu mauretańskim z 36 małymi kolumnami. Kiedy opuścimy przedsionek, po pokonaniu kilku stopni, wchodzimy do głównego budynku – złożonej z trzech poziomów wieży o wysokości 30 metrów. To najstarszy obiekt na terenie posiadłości i świadectwo dawnego splendoru rodziny Rufolo.
Przyjmował on w swoich murach gości tak znamienitych jak papież Hadrian IV czy król Robert I Mądry z dynastii Andegaweńskiej. Obok jest jeszcze pawilon ogrodowy zwany Sala dei Cavalieri niegdyś połączony z wieżą. A poniżej to, co najbardziej wprawia wszystkich w zachwyt: dwupoziomowe ogrody z oszałamiającym widokiem na morze, którego lazurowa tafla zlewa się z błękitem nieba.
No i wreszcie jeden z najbardziej znanych pocztówkowych widoków nie tylko na wybrzeżu Amalfi, ale w całej chyba Italii. Dwie niewielkie kopuły w zestawieniu z drzewami piniowymi na tle morza tworzą naprawdę zgraną kompozycję. Nie ma chyba nikogo z odwiedzających, kogo ten widok nie skusiłby do zrobienia zdjęcia. Ten obfotografowany budynek to znajdująca się poniżej willi Rufolo Chiesa dell’Annunziata, czyli kościół Zwiastowania. Zbudowany w 1281 roku przez rodzinę Fusco, stał się następnie częścią posiadłości rodu Rufolo. Niegdyś budynek sakralny, dziś służy jako sala koncertowa Stowarzyszenia Koncertowego w Ravello.
WILLA CIMBRONE
Willa Cimbrone to kolejne ukochane przez fotografów miejsce w Ravello. Willa i sześć hektarów otaczającego ją ogrodu jest przykładem dobrej angielskiej roboty w śródziemnomorskiej scenerii. Dziś mieści się tu ekskluzywny hotel, ale wejście do ogrodów jest jak najbardziej możliwe dla każdego, kto zapłaci 7 euro. Nazwa willi wywodzi się od skalistej części, na której jest osadzona. W czasach rzymskich znajdowała się tu posiadłość – cimbronium, dostarczająca najwyższej jakości drewna przeznaczonego do budowy statków.
W XI wieku należała do znakomitej rodziny Acconciajoco, a następnie w połowie XIV wieku przeszła w ręce – równie znakomitej – rodziny Fusco. Niestety skończyła równie marnie co willa Rufolo. Popadła w ruinę i gdyby nie błogosławione Gran Tour, które przywodziło w te strony młodych, wykształconych i bogatych, nie wiadomo jakie byłyby jej dalsze losy.
Pod koniec XIX wieku, zainteresował się nią angielski podróżnik – Ernest William Beckett, lord Grimthorpe. Przybył tu za radą przyjaciół, którzy polecili mu to miejsce jako lekarstwo na depresję, która dotknęła go po śmierci żony. Nie mylili się. Pociecha, jakiej tu zaznał i ukojenie bólu doprowadziło do tego, że w 1904 roku kupił posiadłość z zamiarem doprowadzenia do dawnej świetności, uczynienia z niej „najwspanialszego miejsca na świecie”. Efekt pracy włoskich i angielskich specjalistów od krajobrazu – jak to się dziś mówi, to mnóstwo lokalnej i egzotycznej roślinności, w którą wkomponowano: fontanny, rzeźby antycznych bogiń i bogów, mini-świątynie i gloriety.
Idąc do samego końca aleją bezkresu, mając po swej prawej i lewej stronie całą rozmaitość śródziemnomorskiej roślinności, mijamy statuę Cerery – bogini urodzajnych żniw i wchodzimy na kolejny – niezwykle popularny w Ravello – punkt widokowy, a mianowicie słynny taras nieskończoności. To niezwykłej urody naturalny taras ozdobiony marmurowymi popiersiami, z którego rozciąga się widok, który pisarz Gore Vidal – bez cienia przesady – nazwał najpiękniejszym na świecie. Góry i morze, małe białe domki uczepione na skałach, malutkie stateczki przecinające błękitną taflę morza: wszystko wygląda inaczej z perspektywy nieskończoności.
KATEDRA ŚWIĘTEGO PANTALEONA
Wracając na Piazza Vescovado, koniecznie powinniśmy zajrzeć jeszcze do katedry, której patronuje święty Pantaleon. Był to pochodzący z Nikomedii w Azji Mniejszej, lekarz i męczennik z IV wieku, którego krew jest przechowywana w świątyni i – według przekazu wiary – ma ona przechodzić w postać płynną 27 lipca, podobnie jak krew św. Januarego.
Jako zaledwie 23 młodzieniec, naraził się kapłanom Eskulapa, został zadenuncjowany i po wielu torturach oddał życie jako patron lekarzy, pielęgniarek, a także osób samotnych. Kult św. Pantaleona rozpowszechnił się także w Hiszpanii w XVII wieku, kiedy to w 1611 r. Aldonza, córka wicekróla Neapolu Jana de Zúñiga, a jednocześnie druga przełożona klasztoru Wcielenia w Madrycie, przywiozła ampułkę z jego krwią oraz relikwię z fragmentem kości.
Katedra przechodziła wiele przeobrażeń. Obecnie to połączenie stylu romańskiego z barokowym. Jej dzwonnica z XIII wieku zdradza wpływy arabskie i bizantyjskie. Fasada świątyni jest cała biała i wygląda – delikatnie mówiąc – bardzo niepozornie. Posiada parę XI-wiecznych drzwi z brązu autorstwa Barisana z Trani – odnowionych w 2010 roku – i ukazujących 54 sceny Męki Pańskiej.
Wewnątrz świątyni znajduje się ambona z 1272 roku, spoczywająca na sześciu spiralnych kolumnach podtrzymywanych przez ryczące lwy. Po obu stronach da się zauważyć herby i portrety fundatorów z rodu Rufolo. Katedra ma także niewielkie muzeum, wśród którego eksponatów można znaleźć marmurowe popiersie Sigilgaity Rufolo, żony Nicoli Rufolo – XIII wiecznego kupca, który ufundował katedralną ambonę.
Leave a Reply