Nie biorę żadnego autobusu. Idę pieszo. Nie jest to przecież wcale tak daleko. Poza tym chodzenie daje mi możliwość zobaczenia z bliska jak wygląda Rzym fuori le mura. Wychodzimy zatem poza mury aureliańskie, przechodząc przez Porta Nomentana, która to niegdyś otwierała drogę do miejscowości Nomentum, stąd jej nazwa. W XVI wieku odbudowana na polecenie papieża Piusa IV, znana jest dziś – od jego imienia – jako Porta Pia. W jej projektowaniu brał udział sam Michał Anioł. Lecz nie o bramie dziś chcę pisać. Moim celem jest miejsce szczególne na mapie Wiecznego Miasta, a właściwie to dwa miejsca położone tuż obok siebie – Bazylika św. Agnieszki za Murami (Sant’Agnese fuori le mura) i Mauzoleum Konstantyny lub Konstancji – jak kto woli. Po włosku świątynia zwie się Mausoleo di Santa Constanza, co jest w zasadzie pomieszaniem dwóch łacińskich imion Constantina i Constantia będących żeńskimi odpowiednikami imion Constantinus i Constans.
MAUZOLEUM ŚW. KONSTANTYNY
Miejsce to jest szczególne choćby ze względu na to, iż pomimo tego, że mauzoleum jest budowlą późnoantyczną, stoi w zasadzie prawie tak, jak zostało zbudowane w 342 roku. Do jej zbudowania namówić miała swego brata Konstancjusza II jego siostra Konstantyna, by być blisko miejsca spoczynku świętej męczennicy Agnieszki, której bazylikę zaraz obok ufundowała. Jej zwłoki miały zostać sprowadzone tu w 360 roku z Bitynii, gdzie później mieszkała i umarła. Zresztą nie tylko ona tutaj spoczęła po śmierci; także jej młodsza siostra Helena – żona cesarza Juliana Apostaty. Tego, który chciał odwrotu od chrześcijaństwa i restauracji rzymskiej religii. Niektórzy twierdzą nawet, że to sam Julian Apostata wzrósł ową bazylikę dla swojej przedwcześnie zmarłej żony i jej siostry. Cesarz był także szwagrem Konstantyny, która wyszła powtórnie za mąż za jego brata Konstancjusza Gallusa. Nie jest to jednak jedyna interpretacja przeznaczenia tejże budowli.
W papieskich biografiach pod tytułem Liber pontificalis wspomniane jest – zbudowane obok bazyliki – baptysterium, w którym ochrzczona została Konstantyna wraz ze swoją ciotką o tym samym zresztą imieniu. Część badaczy uważa więc, że budynek wcale nie był w zamierzeniu mauzoleum. Pełnił on rzeczywiście w późniejszym czasie rolę baptysterium i być może chciano w ten sposób podkreślić przeznaczenie tej budowli. Co do tego jednak żadnej pewności nie mamy. Wiadomo jednak, że budowla w 1254 roku została przekształcona w kościół imieniem św. Konstantyny.
Należy w tym miejscu zadać sobie pytanie czy sama Konstantyna naprawdę była taka święta, bo – choć jako taka przeszła do historii – wcale za życia się nią nie wydawała. Historyk Ammian Marcellinus w swoich Dziejach rzymskich pisał o niej bez ogródek: „Konstantyna […] była prawdziwym potworem w niewieścim ciele, nigdy niesytym krwi ludzkiej”. No tak, ale to dotyczy czasu sprzed jej nawrócenia, bo gdy już się to stało to właśnie ona ufundowała bazylikę ku czci św. Agnieszki i zajmować się miała ubogimi jak mało kto. Faktem jest, że w tamtych czasach kult świętych odbywał się poza wszelkimi procedurami i wynikał z tego, co lud boży czuł.
NAJSTARSZE MOZAIKI W RZYMIE
Ale wejdźmy może do środka, bo nagrodą za tak długi spacer będzie możliwość zobaczenia najstarszych zachowanych w Rzymie mozaik pochodzących z roku 360. Aczkolwiek mozaiki o tematyce religijnej, jakie tutaj napotkamy, nie są akurat tymi najstarszymi, te zostały bowiem wykonane dopiero w okresie od V do VII wieku. W półkolistych niszach znajdujących się w obejściu wokół prezbiterium, mamy mozaikę z bardzo popularnym motywem ikonograficznym – tak zwane traditio legis – czyli obraz Chrystusa spoczywającego na ziemskim globie i przekazującego nowe prawo świętemu Piotrowi oraz klucze, które jak powszechnie wiadomo są kluczami do królestwa niebieskiego (traditio clavum), którego Kościół ma być na ziemi zaczynem.
A bardziej przyziemnie jest to podkreślenie roli biskupa rzymskiego, którego prymat w kościele wcale nie był w tamtych czasach taki oczywisty. Druga mozaika, w której ponownie występuje Chrystus – tym razem jest on jasnowłosym młodzieńcem – oraz św. Piotr i Paweł stojący pod palmami. To, że akurat stoją pod palmami jest ważne, a to dlatego, że palmy to obraz drzewa życia rosnącego w raju (arbores vitae). Chrystus wskazuje zwój, którego koniec chwyta św. Paweł w sposób zupełnie nieprzypadkowy. Otóż gest Piotra to tzw. proskynesis, czyli ceremonialne odbieranie przedmiotu od cesarza w ściśle określony sposób. Przekazanie szarfy z napisem łacińskim Pan daje pokój, jest niewątpliwie nawiązaniem do polityki religijnej cesarza Konstantyna, którego dziećmi byli Konstancjusz II i św. Konstantyna.
Ale wspomniane mozaiki nie są tymi najważniejszymi i najbardziej intrygującymi. Oprócz stricte religijnych tematów, mozaiki na sklepieniu tzw. ambitu, czyli obejścia wokół prezbiterium, przypominają o tym, że mamy wciąż do czynienia ze sztuką późnoantyczną i pomimo tego, że jest to budowla sakralna, czujemy, że jesteśmy w starożytnym Rzymie. Widzimy tu zatem ornamenty roślinne i geometryczne, ptaszki przysiadłe na gałęzi, uskrzydlone postaci kobiece, pawie dumie rozkładające swe wielobarwne ogony, a to znów zwinne amory. Są też przedstawienia kobiety i mężczyzny; to prawdopodobnie portret Konstantyny i jej pierwszego męża Hannibaliana. To właśnie te mozaiki datowane są na drugą połowę IV wieku. Nie mają one – jak się zdaje – żadnego odniesienia do ikonografii chrześcijańskiej. Mamy tu także sceny z życia wzięte jak choćby uwijających się przy winobraniu rolników. Jedni zwożą winną latorośl na wozie zaprzęgniętym w woły, inni wyciskają ją depcząc stopami.
MOZAIKI, KTÓRYCH NIE MA
Co więcej, na kopule miały się znajdować – najprawdopodobniej – jeszcze cudowniejsze mozaiki, które – o zgrozo – usunięto, umieszczając w to miejsce barokowe freski. A wiemy o tym stąd, iż pewien portugalski malarz Francesco d’Olland wykonał rysunki kopuły podczas swojej wizyty w Rzymie w pierwszej połowie XVI wieku. Jego opis uzupełniają rysunki architekta rzymskiego Pompeo Ugonio z połowy XVI wieku. Oto więc czego nie zobaczą już nasze oczy. Na tratwach pływających po Nilu amorki zarzucają wędki i sieci, których pełna jest rzeka. Nad ich głowami obowiązkowo przelatują ptaki. Mamy też sceny biblijne: Kain i Abel składający swoje ofiary, sąd proroka Daniela nad lubieżnymi starcami, Lota siedzącego u bram Sodomy czy Tobiasza, któremu udało się właśnie wyciągnąć rybę z wód Tygrysu. Jednocześnie rysunki obydwu autorów nie są zgodne i różnią się co do ilości scen, ale nie miejsce w skromym poście, by wdawać się w aż takie szczegóły.
Tego rodzaju wystrój zasugerował renesansowych artystów i humanistów, iż budynek mógł być pierwotnie świątynią Bachusa. I tak też długo sądzono. A byli i tacy, którzy pod pozorem obrzędów ku czci patrona winnej latorośli, uprawiali wewnątrz najzwyklejsze pijaństwo. Podczas owej nieszczęsnej – jak w 1620 roku uważano „renowacji” – usunięto także płyty marmurowe, które pokrywały ściany. Zastąpiono je malowidłami i stiukami barokowymi, których z kolei pozbyto się w 1938 roku. Musimy mieć także na uwadze to, że efekt, jaki ukazuje się naszym oczom jako późnoantyczne dzieło jest po części wynikiem XIX wiecznych prac konserwatorskich. Z tego, co dowiadujemy się z ich przebiegu zaledwie 30 procent mozaik pozostało nienaruszonych. Reszta podlegała większej lub mniejszej rekonstrukcji.
POGAŃSKIE MAUZOLEUM
Mauzoleum ma kształt rotundy i jest przykładem poźnoantycznej bazyliki cmentarnej. Przypomina zresztą inne pogańskie mauzolea. Z zewnątrz budowla wyglądała jeszcze ciekawiej, kiedy otaczała go kolumnada, która niestety nie zachowała się do naszych czasów. Wewnętrzny obszar bazyliki wydzielony został poprzez dwanaście par kolumn o korynckich kapitelach. Do wnętrza wpada światło wprost na ołtarz pochodzące z dwunastu okien usytuowanych w kopule. Wewnątrz znajduje się okazały sarkofag, który jednak jest repliką oryginału znajdującego się w Muzeach Watykańskich. Wykonano go z czerwonego porfiru. Jest też całkiem słusznych rozmiarów: 225 cm wysokości, 223 cm długości i 155 cm szerokości. W XV wieku przetransportowano go do Bazyliki św. Marka w Wenecji, by w roku 1790 wrócić do Rzymu do Muzeum Pio Clementino ciągniętym przez aż 40 wołów. Jego ornamentyka koresponduje zresztą z wystrojem mauzoleum; mamy także i tu amory uwijające się przy winobraniu.
KIM BYŁA AGNIESZKA?
Agnieszka miała – wedle przekazu św. Ambrożego – zaledwie 12 lub 13 lat – kiedy poniosła śmierć męczeńską za kolejnego z całej serii prześladowań cesarza Dioklecjana. Jej kult rozwijał się prężnie w IV wieku, o czym dają świadectwo znaleziska archeologiczne, jak chociażby jej płyta grobowa, która dziś przechowywana jest w muzeum archeologicznym w Neapolu. Według tradycji jej śmierć miała mieć miejsce 21 stycznia 305 lub 304 roku. Tego dnia w bazylice święci się dwa baranki, z których wełny siostry benedyktynki z bazyliki św. Cecylii na Zatybrzu wykonują następnie paliusze kardynalskie. O niej samej wiadomo niewiele, jeśli ośmielę się powiedzieć, że prawie nic. Element legendarny na tyle mocno przylgnął to tej świętej, iż przytaczać możemy jedynie tego typu opowieści. Miała zginąć – spalona lub ścięta – na stadionie Domicjana, czyli na dzisiejszym Piazza Navona, przy którym zresztą stoi inny kościół pod jej wezwaniem (Sant’Agnese in Agone).
Jeden z legendarnych epizodów z jej życia został odnotowany w epigramacie z 384 roku zawartym w zrekonstruowanej inskrypcji papieża Damazego znajdującej się przy końcu długich schodów prowadzących do kościoła. Mowa w nim o tym jak to włosy pokryły ciało świętej chroniąc ją przed zhańbieniem, na jakie została wydana. Jej ciało złożono w znajdujących się w tym miejscu katakumbach, które zresztą zwiedzać można do dziś. Jej grób można z kolei nawiedzić w krypcie bazyliki, gdzie jej doczesne szczątki spoczywają razem ze jej byłą niewolnicą Emerencjaną, zabitą za modlitwę na grobie swojej pani.
BAZYLIKA ŚW. AGNIESZKI ZA MURAMI
Bazylika św. Agnieszki wzniesiona obok grobu młodziutkiej męczennicy za cesarza Konstantyna była jedną z największych w Rzymie. Pomimo renowacji w 500 roku, popadła w ruinę. Pozostał jednak po niej całkiem pokaźnych rozmiarów mur. Dlatego też papież Honoriusz I (625-638) wzniósł niedaleko niej nową, znacznie mniejszą bazylikę w połowie VII wieku. Także i tutaj – pomimo wielu przeróbek – wciąż można tu poczuć starożytnego ducha, już choćby tylko za sprawą antycznych kolumn z korynckimi kapitelami, które najprawdopodobniej pochodzą z poprzedniej konstantyńskiej bazyliki. Naszą uwagę musi przykuć mozaika w głównej apsydzie, w której św. Agnieszka została przedstawiona jako bizantyjska księżniczka. Obok niej papież Honoriusz z modelem bazyliki i nieskromną informacją ile na nią wydał. A nie było tego mało, bo aż 252 libry srebra, czyli mniej więcej 126 kilogramów. Z drugiej strony papież Symmachus (498-514), który przyczynił się do renowacji poprzedniej bazyliki, choć są tacy, co uważają, że to papież Grzegorz Wielki.
Są to niestety jedyne mozaiki, jakie zachowały się z pierwotnego wystroju. W świątyni znajduje się ciekawa rzeźba świętej patronki, rzeźba, która wydaje się coś nam przypomina. Tak, nie inaczej, jest to rzeźba, w której rzeźbiarz Nicolas Cordier wykorzystał alabastrowy tors pogańskiej bogini. Ten sam autor wykonał jeszcze – znajdującą się w kościele – rzeźbę głowy Chrystusa, która miała być kopią zaginionego dzieła Michała Anioła. W XVII wieku porządnie odnowiono bazylikę, lecz my już doskonale wiemy co oznacza taka „odnowa”. Położono nową posadzkę, dawna Cosmatich najwidoczniej wyszła z mody, na sufit zainstalowano kasetony. Ołtarz także postawiono nowy, by odpowiadał gustom nowych czasów. Takie to były ówczesne praktyki, które dziś budzą w nas jedynie zgrozę. Czyż nowe nie jest prawie zawsze wrogiem dobrego?