Komu zmierzło plażowanie, a odwiedził już absolutne „must see” Andaluzji, czyli Kordobę, Sewillę i Granadę, pozostaje – przynajmniej na jeden dzień – wpaść do Rondy. Miasta szalenie ciekawego nie tylko za sprawą sporej ilości zabytków z różnych okresów historycznych, ale przede wszystkim z powodu jego niesamowitych walorów krajobrazowych. Miasta, o którym – bez żadnej przesady – można powiedzieć, że jest zawieszone na skałach. A to dlatego, że przez środek przecina je głęboki na około 120 metrów wąwóz – Tajo de Ronda, na którego dnie płynie rzeka Guadalevín.
A więc miasto dosłownie „zwisa” po dwóch stronach urwiska. Po jego południowej stronie znajduje się starsza, mauretańska część wraz z dzielnicą San Francisco. Po stronie północnej chrześcijańska dzielnica Mercadillo, zbudowana – rzecz jasna – dopiero po odbiciu miasta z rąk Arabów pod koniec XV wieku. Położenie Rondy sprawia, że jego najbardziej spektakularnym zabytkiem jest most łączący dwie części. Patrząc z niego w dół, można przeżyć całkiem niezły zawrót głowy. Niech więc cierpiący na lęk wysokości nie ośmielają się nawet tego robić.
PUENTE NUEVO
Wybudowany w 1735 roku „na szybko” w 8 miesięcy jako Puente Nuevo, zawalił się już po 6 latach, odbierając życie 50 nieszczęśnikom. Kolejny budowano za to aż 46 lat. I tym razem nie obyło się jednak bez ofiar. Zaraz po wybudowaniu nowego mostu, jego powstanie zwieńczył swoją śmiercią architekt i twórca – José Martin de Aldehuela. Zginął zgoła w sposób całkowicie pozbawiony wzniosłości.
Jego smutny los stał się ilustracją powiedzenia, iż w zasadzie każdy dzień jest dobry, by umrzeć. Otóż nieborak wychylił się ponad krawędź przepaści dokładnie w tym momencie, w którym gwałtowny podmuch wiatru zerwał mu z głowy kapelusz. Rola kapelusza w utracie równowagi była zatem niebagatelna. Dla uczczenia pamięci o nim – a był także – co należy dodać – budowniczym areny do walki byków w Rondzie oraz słynnej katedry w Maladze – jego imieniem uhonorowano punkt widokowy w postaci balkonu wystającego z murów miasta.
Most liczy sobie 100 metrów, a patrzenie z jego wysokości w dół nie należy do przeżyć najbardziej komfortowych. To jednak nie jedyny most w Rondzie. Są ich aż trzy: najstarszy, zwany Mostem Rzymskim, którego – pomimo swej nazwy – nie zbudowali bynajmniej Rzymianie, lecz Arabowie, nazywany także mostem San Miguel oraz – tak zwany – Stary Most zwany inaczej Mostem Arabskim.
JAK DOTRZEĆ?
Jak kto jest na tyle odważny, że nie są mu straszne kręte górskie drogi, na których jadący z naprzeciwka trąbią na zakręcie, może wypożyczyć samochód i jechać tam na własną rękę. Kto jednak nie jest tak pewny swoich umiejętności, może wybrać pociąg z Malagii lub autobus – tak jak ja – oddając swoje życie w ręce kogoś, kto przebywa tę drogę niemalże codziennie. W miejscowościach wypoczynkowych mnóstwo jest lokalnych biur podróży oferujących wycieczkę do Rondy z dodatkowymi atrakcjami w postaci zwiedzania starego miasta w Marbelli czy przystanku w Puerto Banus. Ronda znajduje się około 100 km na północ od Malagii.
PLAZA DE TOROS, CZYLI ANDALUZYJSKA CORRIDA
Tylko raz do roku odbywa się w tamtejszej arenie do walki z bykami (plaza de toros) to krwawe przedstawienie. Należy ona do najstarszych, wciąż działających w Hiszpanii, a Ronda zalicza się do kolebki andaluzyjskiej corridy. To właśnie tutaj zrezygnowano z walki z bykiem na koniu. Sam budynek powstał w latach 1783-1785, a jego twórcą był ten sam nieszczęśnik, który swoją śmiercią przypieczętował budowę Nowego Mostu w Rondzie. Rozrywka to dla mnie wątpliwa i bezsensownie okrutna, dlatego też ani mi w głowie, żeby takie widowisko oglądać, choć akurat moja wizyta w tym mieście przypadała dokładnie w czasie wrześniowej fiesty, to jest w dzień poprzedzający – tak długo wyczekiwaną przez jej amatorów – corridę.
Tutejszą corridę rozsławił Pedro Romero (1754 – 1839), torreador, który w ciągu swojej kariery pozbawił życia tysiące byków, samemu nie odnosząc przy tym większych szkód. To właśnie jego postać uwiecznił na swoich rycinach sam Francisco Goya.
Z Rondą, którą wielokrotnie odwiedział, związany był wielki amator corridy – Ernest Hemingway. Do dziś ma on tam krzesło ze swoim imieniem. Jak wiadomo corrida stała się jego gorącą pasją, której motyw przewija się w wielu jego książkach. Także słynna scena z książki Komu bije dzwon, w której zwolennicy generała Franco zostają straceni poprzez zrzucenie z wysokiego klifu, miała być inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, jakie zdarzyły się w Rondzie podczas okrutnej wojny domowej.
PAŁAC DE MONDRAGON
Pałac otoczony jest ogrodami, w których możesz rozkoszować się jakże miłą chwilą pozbawioną wszystkich trosk codzienności. Możesz usiąść w krużgankach przypominających o dawnym przepychu arabskiego panowania i pobyć sobie trochę jakby „w innym świecie”, bo przecież prawdziwe życie – wydaje nam się – zawsze być gdzie indziej.
Obecnie znajduje się w nim muzeum miejskie, w którym obejrzysz eksponaty związane z Rondą z każdej niemal epoki. Zbudowany w 1314 roku przez króla Abomelika, stał się siedzibą króla Ferdynanda II Aragońskiego po odbiciu tych ziem z rąk Arabów w roku 1485. A jest co wystawiać. Ronda jest przecież jednym z najstarszych miast Europy. Ludzie żyli na tych terenach już 30 tys. lat temu, a samo miejsce zamieszkiwane jest od ponad 9 tys. lat.
A kogóż tu nie było? Celtowie już w VI wieku przed Chrystusem założyli osadę o nazwie Arunda. Później w okolicy osiedlili się Fenicjanie. Obecna Ronda pochodzi z czasów rzymskich i została założona podczas drugiej wojny punickiej przez Scypiona Afrykańskiego. Zaś tytuł miasta otrzymała w czasach Juliusza Cezara.
KOŚCIÓŁ SANTA MARIA DE MAYOR I PLAC DUQUESA DE PERCENT
W mieście naszą uwagę zwraca minaret…! Tak – minaret kościoła Santa Maria La Mayor, czyli po naszemu Matki Boskiej Większej, mieszczącego się przy najurokliwszym placu miasta, znanego jako Duquesa de Parcent, na którym – a jakże – akurat wtedy, kiedy miałem przyjemność zawitać – w najlepsze trwała fiesta. Kościół budowany był ponad 200 lat jako połączenie stylu gotyckiego z renesansowym. A minaret dlatego, że pierwotnie stał tam meczet, z którego w środku zachował się łuk z arabską kaligrafią – fragment mihrabu, czyli modlitewnej niszy.
Oh, chrześcijanie zniszczyli meczet – zakrzyknie ktoś oburzony! Toż to bezeceństwo! Ale także meczet nie był pierwotną budowlą, jaka stała w tym miejscu. Został on postawiony w miejscu starego kościoła z czasów wizygockich. I ten także – jak się okazuje – nie był pierwotną budowlą. Wzniesiono go na pozostałościach rzymskiej świątyni, w której oddawano cześć bogini Dianie. Swiątynię tę zbudowano z okazji zwycięstwa, jakie Juliusz Cezar odniósł nad Pompejuszem w 45 roku przed Chrystusem w bitwie pod Mundą, która była niczym innym jak rzymską nazwą dzisiejszej Rondy.
Całkiem sporo jest w Rondzie atrakcji, o których można pisać i pisać: renesansowy pałac del Marques de Salvatierra, kościół pod wezwaniem Ducha Świętego, arabskie łaźnie, gospoda Posada de las Animas, muzeum poświęcone piractwu – Museo del Bandoleros czy choćby Pałac Arabskiego Króla, w którym żaden zresztą arabski król nie mieszkał. Będąc na Costa del Sol, wpadnijcie koniecznie do Rondy! Przeczytaj także o próżniaczym życiu na Costa del Sol.