Początek marca. Niestety ta sobota, pomimo całkiem przyzwoitej temperatury, zapowiada się wietrznie. Rzeczywiście, porywy chłodnego wiatru skutecznie neutralizują tak wytęsknione w tym momencie promienie słońca. Poszukiwacze słońca z północy najchętniej już teraz odkryliby przed jego obliczem wszystko, co tylko wypada odsłonić. Tym razem jednak słońce, które – równo świeci tak dobrym jak i złym – przegrywa z porywami złośliwego wiatru.
PIESKIE POPOŁUDNIE W OTRANTO
Plaża w Otranto całkiem pusta. Tylko zbłąkany pies przebiegł po niej tam i z powrotem, po czym oddalił się w nieznane. Zapewne w poszukiwaniu swojego pana. Mam nadzieję, że szczęśliwie się odnaleźli. Puste plaże, choć dla wielu mogą wydawać się smutne, mają swój niezaprzeczalny urok. Można na nich ot po prostu usiąść i patrzeć na morze, kontemplując odwieczne ruchy jego fal. Morze, które było, jest i będzie, zawsze tak obojętne jak i cała natura wokół nas. Było morze – nie było nas, będzie morze – nie będzie nas. Wpatrując się jak migocze w słońcu – niczym Ajschylos – dostrzegasz „śmiech jego fal nieprzeliczony”.
Popołudnie – jak to zawsze w Italii – sprawia, że uliczki są praktycznie opustoszałe. Miejscowi wyjdą na miasto za dobrych kilka godzin. O tej porze roku turystów prawie nie ma. Z rzadka słychać wałęsające się postacie z przewodnikami w ręku. Miasto wydaje się niemalże wymarłe. Nawet gdybyś chciał coś zjeść, o tej porze możesz pomarzyć. Restauracje otwierają się najwcześniej o 19. No na szczęście jest kawiarnia, w której dopełniam popołudniowego rytuału picia kawy. We Włoszech to tym bardziej przyjemne.
800 MĘCZENNIKÓW Z OTRANTO
Otranto – najbardziej wysunięte na wschód miasto Italii. Do wybrzeża Albanii – przez cieśninę o tej samej nazwie – jest stąd zaledwie 75 kilometrów. Miasto stało się słynne przede wszystkim za sprawą tragicznych wydarzeń, jakie się w nim rozegrały w sierpniu 1480 roku. Wtedy to turecka flotylla w liczbie 90 galer, na których płynęło 18 tysięcy żołnierzy, zepchnięta gwałtownym wiatrem, zamiast do obranego celu – Brindisi, dobiła nieopodal tego 6 tysięcznego wówczas miasta, należącego do Królestwa Neapolu.
Padło ono ofiarą pragnienia podboju chrześcijańskiego świata przez siły islamu, dowodzone przez Gedika Ahmeda Paszę. Sułtan Mehmed II zwany Zdobywcą, gdyż to on właśnie zdobył w 1453 roku Konstantynopol, kładąc w ten sposób kres istnienia Bizancjum, postanowił uderzyć w samo serce chrześcijaństwa i podnieść rękę na Wieczne Miasto. Czas na inwazję był iście wyborny, gdyż skłócone państwa Półwyspu Apenińskiego toczyły między sobą boje. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby mu się to udało. Napaść na Otranto wywołało prawdziwą panikę – nie tylko w kręgu papiestwa – ale w całej chrześcijańskiej Europie. Pewien niemiecki franciszkanin Johann Hilten – fan Joachima z Fiore – przepowiadał, że na tym się nie skończy; nie tylko Italia, ale także i Niemcy zostaną wkrótce podbite przez Turków. Uprawiana przez niego teologiczna geopolityka wieściła nieuchronny koniec świata poprzedzony nadejściem Antychrysta!
Całe szczęście drugie uderzenie Turków na twierdzę Joannitów na Rodos skończyło się niepowodzeniem, a w maju 1481 roku sułtan Mehmed spoczął w objęciach hurys. Dzięki temu zjednoczone, na chwilę, państwa Italii odbiły Otranto, w którym turecką okupację przeżyło zaledwie 300 osób.
400 osobowa załoga obrońców miasta nie miała żadnych szans w starciu z tak wielką siłą przeciwnika. Po dwóch tygodniach oblężenia, Turcy wdarli się do miasta. Starcy i małe dzieci jako bezużyteczni zostali natychmiast zamordowani. Kobiety i starsze dzieci wywieziono do Turcji celem sprzedania ich na targu niewolników. Natomiast – jak podaje tradycja – grupie 800 mężczyzn i chłopców w wieku od 15 do 50 lat dano wybór: islam albo śmierć!
Wtedy to w ich imieniu miał przemówić krawiec Antonio Primaldi, który zwrócił się do barbarzyńskich najeźdźców tymi oto słowami: „Dotąd walczyliśmy w obronie kraju, by ocalić życie; teraz musimy walczyć, by ocalić dusze dla naszego Pana, który umarł za nas na krzyżu”. Wszystkich błyskawicznie ścięto. Ich szczątki poniewierały się niepogrzebane, dopóki nie odbito miasta z rąk tureckich. Dziś ich kości można oglądać w jednym z ołtarzy katedry w Otranto.
To właśnie relikwie owych słynnych 800 męczenników kanonizowanych całkiem niedawno, bo 12 maja 2013 roku, choć ich proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1539 roku, a zakończył w 1771 roku, w czasie pontyfikatu Klemensa XIV. Ogłoszenie ich świętymi dokonane zostało przez papieża Franciszka, który – dla dobra monologu międzyreligijnego – nie omieszkał zapomnieć kto i dlaczego wysłał owych 800 nieszczęśników do lepszego – miejmy nadzieję – świata. Ich hurtowe wyniesienie na ołtarze było największą liczebnie kanonizacją w Kościele katolickim.
JAK DOTRZEĆ DO OTRANTO?
Dość makabry. Czas na przyjemniejsze tematy, czyli słów kilka jak tam dotrzeć. O ile nie masz samochodu, jest z tym pewien problem, ponieważ z Lecce dotrzesz tutaj pociągiem linii regionalnych Ferrovie del Sud Est z jedną, czasami z dwiema przesiadkami, jeśli miałeś mniej szczęścia. Jeśli masz go w życiu nieco więcej odepną tylko wagon, a konduktor uprzejmie poinformuje cię, że nie ma przesiadki w Zollino. Bilet kupujesz w kiosku z gazetami. Tak – w kiosku z gazetami! Ponoć jest jakieś oznaczenie, ale naprawdę trudno je zauważyć. Następnie kasujesz bilet w kasowniku Trenitalii. Tak Trenitalii, ale nie jedziesz Trenitalią, tylko Ferrovie del Sud Est. Nic nie szkodzi.
Uwaga na powrót. Z powrotem możesz czekać sobie spokojnie na peronie na pociąg, który nigdy nie nadjedzie, ponieważ od pewnej godziny nie pojedziesz już pociągiem, lecz autobusem podjeżdżającym pod stację. Trzeba to sobie sprawdzić wcześniej na rozkładzie. Wsiadasz więc w autobus, który zawiezie cię do Maglie, skąd przesiądziesz się już do pociągu jadącego wprost do Lecce. Skomplikowane? Skądże! Niestety jakieś podstawy włoskiego trzeba znać i pytać ludzi, upewniając się jak tylko się da. Dla Polaków – a przy tym zwolenników patriotyzmu konsumenckiego – prawdziwą przyjemność sprawi niewątpliwie polski akcent w postaci przejazdu pociągiem wyprodukowanym w bydgoskich zakładach PESA S.A.
TRZY RZECZY, KTÓRE MUSISZ ZOBACZYĆ W OTRANTO
Przeszłość Otranto jako części Apulii odznacza się długą, zróżnicowaną i tym samym niezwykle ciekawą historią. Jako greckie miasto zostało nazwane Hydruntum od nazwy potoku, który wpływał do zatoki. Następnie było ważnym rzymskim portem. Nie zmieniło się to w czasach bizantyjskich, kiedy było głównym portem południowego Adriatyku. Ale to już niestety dawna przeszłość. Ponoć w 1999 roku zlikwidowano promy na grecką wyspę Korfu. Dla ciekawostki to właśnie w porcie Otranto w sierpniu 1836 roku, Juliusz Słowacki wsiada na statek płynący na Korfu, by stamtąd udać się dalej, w podróż na wschód.
A kogo tu później nie było? W 1068 roku Normanowie pod wodzą Roberta Guiscarda wypędzili stąd Bizantyjczyków. To właśnie oni rozpoczęli budowę katedry w Otranto ukończonej w drugiej połowie XII wieku jako efekt połączenia stylu wczesnochrześcijańskiego, bizantyjskiego i romańskiego. Zaraz po wejściu do katedry, pierwsze co rzuca się w oczy to mozaika wykonana w latach 1163 – 1166 przez mnicha znanego jako Pantaleone.
Głównym jej motywem jest biblijne drzewo życia, wokół którego rozgrywa się cała historia rodzaju ludzkiego. A kogóż w niej nie ma? Mozaika – ku naszemu zaskoczeniu – przedstawia nie tylko sceny biblijne, ale także postaci historyczne jak chociażby Aleksandra Wielkiego, czy legendarne jak króla Artura, a nawet postacie znane z mitologii. Przy katedrze w Palazzo Lepez działa także niewielkie muzeum diecezjalne, w którym można zobaczyć pozostałości wcześniejszej mozaiki z IV i V wieku, jaka znajdowała się w miejscu obecnej katedry. W katedrze w bocznej kaplicy, znajdują się czaszki męczenników zabitych przez Turków. Część z tych relikwii znajduje się także w kościele świętej Katarzyny w Neapolu.
Czasy bizantyjskie pamięta z kolei inny kościół w Otranto, a mianowicie pierwotna katedra pod wezwaniem świętego Piotra pochodząca z XI wieku. Niestety zamknięta podczas mojej wizyty, więc nie dało się zobaczyć fantastycznych fresków, jakie w sobie kryje. Kościół ten stanowi najlepszy przykład budownictwa bizantyjskiego w Apulii.
Trzecim z kolei punktem do zobaczenia w Otranto jest Castello Aragonese – monumentalna budowla, której raczej nie da się nie zauważyć. To zamek zbudowany przez Ferdynanda Aragońskiego między 1485 a 1498 rokiem na miejscu starszej fortyfikacji pamiętającej czasy Fryderyka II Hohenstaufa.
Półwysep Salento, na którym znajduje się Otranto jest pełen ciekawych i pełnych uroku miejsc. W powszechnej świadomości jest jednak z pewnością jednym z najmniej uczęszczanych i znanych we Włoszech regionów. Jak mówiła mi pewna Polka – od 18 lat mieszkająca w Lecce – kilkanaście lat temu z rzadka można było znaleźć tam jakiegoś turystę, nie mówiąc już o naszych rodakach. Teraz – dzięki połączeniom tanimi liniami lotniczymi – zmienia się to radykalnie. Apulia jest ponoć ostatnio w modzie. I dobrze. Taką modę to ja rozumiem.