Włóczyłeś się już nocą po Forcelli? Zaglądałeś w ciemne zaułki Quartieri Spagnoli? A może zdążyłeś sprawdzić czy La Scampia i Secondigliano wyglądają dokładnie tak jak w Gomorze? Możliwe jednak, że prawdziwy dreszcz emocji wywołuje w tobie dopiero kontakt z tymi, którzy znaleźli się już po drugiej stronie życia? Jeśli tak, to powinieneś skierować swoje kroki na cmentarz Fontanelle, który – pomimo swej sławy – nie cieszy się wcale wśród turystów odwiedzających Neapol zbytnią popularnością.
Cmentarz ten bez chwili wahania mogę zaliczyć do najmroczniejszych miejsc, jakie miałem przyjemność odwiedzić we Włoszech obok słynnych kapucyńskich katakumbów w Palermo. O ile jednak katakumby w Palermo są nietypowym cmentarzem, o tyle ossuarium Fontanelle stało się miejscem narodzin dziwacznego zwyczaju, który niejednego może przyprawić o ciarki.
CMENTARZ FONTANELLE W NEAPOLU
Wydaje się, że ludziom Południa Europy z większą łatwością przychodzi przekraczać granicę między światem żywych i umarłych, a pokonanie granicy między sacrum i profanum jest jak przejście na drugą stronę ulicy. Dzięki specyficznemu rodzajowi duchowego usposobienia potrafią oni z niespotykaną lekkością łączyć w sobie to, co innym wydaje się sprzecznością nie do pogodzenia. Nie jest im obce bliskie obcowanie ze śmiercią łączone przy tym z radością życia w jego bardzo doczesnym wymiarze. Czasem jednak ta „południowa duchowość” staje się trudną do pojęcia dewocją, zabobonem czy perwersyjnym dziwactwem podszytym magią.
Cmentarz Fontanelle mieści się w rejonie Sanità, dzielnica Materdei – nie należąca rzekomo do najprzyjemniejszych, szczególnie po zmroku – ale z pewnością w swym klimacie bardzo „neapolitańska”. Cmentarz dość nietypowy. Wchodzimy do wielkiej jaskini w samym środku miasta wprost z ulicy. To tak jakbyśmy w jednej sekundzie znaleźli się w zupełnie innym wymiarze czasu i przestrzeni. Wszędzie widzimy stosy czaszek i kości – schludnie zresztą poukładanych jedna na drugiej pod ścianą jaskini. Całokształt miejsca wywołuje wrażenie, że dla mieszkańców Neapolu śmierć jest raczej czymś swojskim.
Fontanella znaczy źródełko, ale również wodopój, gdyż jeszcze w XIX wieku przychodzili w to miejsce głównie pasterze zainteresowani znalezieniem wodopoju. Od starożytności okolica ta była jednak znana z obecności pokładów wulkanicznego tufu, który z łatwością pozwalał drążyć korytarze, komnaty oraz różnego rodzaju pomieszczenia. Jako pierwsi korzystali z tych właściwości gleby Grecy. To oni jako pierwsi grzebali tam swoich zmarłych. Później z tej dogodności skorzystali Rzymianie i oczywiście chrześcijanie, których katakumby możemy obecnie zwiedzać. Sam tuf był także wydobywany jako materiał budowlany, czego efektem było powstanie licznych – całkiem sporych rozmiarów – komnat.
MIASTO WIELKICH KATASTROF
Pomieszczenia te – wskutek straszliwych katastrof, jakie nawiedziły Neapol – miały się wkrótce stać cmentarzami. Największą z nich była niewątpliwie epidemia dżumy z 1656 roku, która zmniejszyła liczbę populacji ówczesnego Neapolu z 400 do 150 tysięcy. Właściwie trudno doliczyć się dokładnej liczby ofiar. Jako, że liczba zmarłych była przeogromna, nie było mowy o pochówku w normalnym tego słowa znaczeniu. Poza tym – jak to już na tym okrutnym świecie bywa – śmierć zebrała swoje największe żniwo wśród najbiedniejszych mieszkańców miasta. Większość spośród 40 tysięcy bezimiennych nieszczęśników, których szczątki spoczęły w tym starym kamieniołomie pochodzi właśnie spośród ofiar tejże epidemii.
W roku 1764 – „pamiętnym jako rok wielkiego głodu” – Komitet Zdrowia Publicznego ponownie zaczął grzebać w Fontanelle najuboższych, dla których brakło miejsca w przykościelnych cmentarzach. W 1804 roku architekt Carlo Praus wykonał projekt poszerzenia nekropolii. Wkrótce miała się ona przydać ponownie, bowiem w 1837 roku, miasto nawiedziła epidemia cholery, co stało się okazją do pozbierania wszystkich szczątków z okolicznych cmentarzy i przeniesienia ich do ossuarium. Od tamtego czasu aż do roku 1872 pozostawało ono zamknięte.
W tym samym roku pieczę nad cmentarzem powierzono proboszczowi parafii Matki Bożej – ks. Gaetano Barbatiemu, któremu wraz z pobożnymi mieszkańcami Neapolu zawdzięczamy karkołomne przedsięwzięcie uporządkowania tego miejsca. Główna nawa jaskini została nazwana „nawą ofiar zarazy”, pozbierani z cmentarzy parafialnych i klasztorów spoczywają w „nawie kapłanów”, podczas gdy ostatnia jest „nawą włóczęgów”, gdyż tam właśnie pochowano najbiedniejszych mieszkańców miasta. To właśnie wtedy osoby zaangażowane w jego porządkowanie, zaczęły „nawiązywać ze zmarłymi” swoistego rodzaju więź, oferując im oryginalną „ulgę w cierpieniu”.
ANIME PEZZENTELLE – „DUSZE SPECJALNEJ TROSKI”
Pochowani bez chrześcijańskiego pogrzebu, z dala od poświęconej ziemi wydają się być „duszami specjalnej troski” – anime pezzentelle. Lecz niekoniecznie myślano wyłącznie o ich zbawieniu, a może nawet przede wszystkim myślano o własnej doczesnej szczęśliwości. Dusze zmarłych zaczęto więc prosić o „różnorakie łaski” wtykając karteczki z intencjami w puste oczodoły czaszek z nadzieją, iż wdzięczne nie poskąpią wstawiennictwa w zaświatach.
Powszechna w Kościele modlitwa za zmarłych, mająca na celu skrócić im pobyt w czyśćcu – stanie pośmiertnej pokuty za popełnione w doczesności grzechy – stała się osobliwym zabobonem wyrażającym się w praktyce „adptowania” czaszek. Nie chodziło tu o bezinteresowną modlitwę o poprawę pośmiertnego losu czyjejś duszy, lecz raczej zabobonną magię. Culto delle anime pezzentelle, czyli kult dusz porzuconych zdecydowanie nie wpisuje się w doktrynę katolicką, gdyż Kościół ma w zwyczaju modlić się za wszystkich zmarłych, wobec czego nie ma czegoś takiego jak „dusze opuszczone”.
Opieka nad duszą miała się więc wyrażać w opiece nad czyjąś czaszką. Był to nie tyle akt chrześcijańskiej troski, lecz pozagrobowa transakcja. Gdy opiekun – zwany capuzzelle — był przekonany, że jego troska jest odwzajemniona, polerował „adoptowaną” czaszkę i starał się otaczać wszelką troskliwością. Gdy jednak okazywało się, że czaszka czy też raczej związana z nią dusza nie reaguje na makabryczne zaloty, ten bez cienia skrupułów rzucał ją w kąt jaskini i szukał kolejnej – bardziej skłonnej do współpracy.
ADOPCJA ZA ŻYCZENIE
A oczekiwania bywały naprawdę spore. Duszyczka czyśćcowa, której czaszkę ktoś adoptował miała spełniać nieraz bardzo wygórowane oczekiwania. Nie tylko zapewniać pomyślność w sferze ducha, ale np. typować numery totolotka! Jest od tego nawet specjalista – niejaki don Francisco – hiszpański kabalista. W zamiast czaszka zostanie wymyta, włożona do skrzyneczki, otrzyma różaniec, kwiatki, maskotki i komplet świętych obrazków. Najbardziej pożądane w swej skuteczności były ponoć czaszki dzieci, lecz jako, że takowych nie było w nadmiarze, ludzie organizowali zapisy na „wolną” czaszkę dziecka.
Nie jest możliwe, aby z czasem z miejscem tym nie zaczęto wiązać różnych legend, w których dobrzy ludzie próbują wyrwać biedne dusze z otchłani zapomnienia. Czaszki zaczynają więc „opowiadać” swoje historię i otrzymują imiona. Mają ponoć przychodzić do swoich opiekunów w snach. Pojawia się choćby postać Lucii – młodej dziewczyny, która zmarła tuż przed ślubem, a także „kapitana”, który pojawił się na weselu i pozbawił życia knąbrnych nowożeńców. Kolejna dotyczy pocącej się czaszki (a capa che suda) kobiety o imieniu Concetta, która jakoby dziwnie lśni, podczas gdy wszystkie inne pokryte są kurzem. Czaszka ta ma – rzecz jasna – mieć uzdrawiającą moc, jako, że jej pot jest potem dusz czyśćcowych.
BYŁAM TYM, KIM JESTEŚ: BĘDZIESZ TYM, KIM JESTEM
Ta pogańska swawola ludowej wyobraźni trudna była do okiełznania przez władze kościelne. Ostatecznie więc miejscowy biskup Corrado Ursi 29 lipca 1969 roku wydał dekret zakazujący tego rodzaju praktyk, wskutek czego cmentarz został zamknięty. W latach 2000-2004 przeprowadzono tam prace restauracyjne, wzmocniono ściany jaskini i ponownie uporządkowano szczątki. Od 2010 roku cmentarz jest udostępniony zwiedzającym bezpłatnie.
Aby znaleźć ekwiwalent dla ludzi autentycznie zatroskanych pośmiertnym losem zmarłych, Kościół zarządził w zbudowanym tuż obok kościele Maria Santissima del Carmine, msze w intencji zmarłych, a 2 listopada, czyli w dzień zaduszny organizuje procesję wewnątrz grobowej groty.
Nie ma w tym nic dziwnego, że ludzie odczuwają w tym miejscu bardziej niż gdzie indziej grozę śmierci. Lecz to wcale nie konieczność śmierci jest tutaj najsmutniejsza, a tragizm jej anonimowości. Bo tak naprawdę prawdziwie umiera ten, kogo nikt nie kocha. Fakt, że wśród czaszek, z których każda – na pierwszy rzut oka – wydaje się taka sama jak wszystkie inne, traci się poczucie indywidualności, jaką mamy za życia; traci się imię i historię własnego życia. Śmierć odziera nas z tożsamości i rzuca w otchłań braku znaczenia. Bezimienny grób zawsze więc powinien budzić sprzeciw przyzwoitego człowieka. Stąd też rodzi się pewnie i troska capuzzelle o to, by wyrwać swych „podopiecznych” z czeluści zapomnienia, w której jako bezimienni otrzymują zmyślone imiona i fikcyjne historie swojego życia.
Zabobon, nie zabobon, ale zostawić duszyczkom kilka drobnych monet na pewno nie zaszkodzi. Jeśli więc lubisz czasem włączyć w swym życiu opcję „slow life” i przyhamować nieco, cmentarz Fontanelle jest dla ciebie obowiązkowym punktem podczas twojej kolejnej wizyty w Neapolu, bo Neapolu nigdy za dużo. A duszyczki czekają na ciebie codziennie między 10 a 17. Requiesant in pace.
Leave a Reply