Bazylikata nie należy do najczęściej odwiedzanych regionów Włoch. Wręcz przeciwnie. To biedny rolniczy region. Jeden z najbardziej zacofanych. Dawna rzymska Lukania. To tutaj – między innymi – znajduje się Venosa – rodzinne miasto Horacego – rzymskiego satyryka i poety z I wieku przed Chrystusem. Jeżeli jednak już ktoś robi wypad do Bazylikaty, najczęściej odwiedza Materę – miasto, które wygląda jakby niewiele się tam zmieniło od przynajmniej dwóch tysięcy lat. A jest to obok Kadyksu, jedno z najstarszych, nieprzerwanie zamieszkałych miast Europy. Chyba nie widziałem bardziej pochłoniętego przez historię włoskiego miasta jak właśnie Matera. Nic dziwnego, że Mel Gibson kazał jej w Pasji udawać Jerozolimę, a wcześniej swoją głośną Ewangelię według Mateusza zrealizował tu Pier Paolo Pasolini. Zresztą filmów, które nakręcono w Materze jest już około dwudziestu.
MATERA – OD NĘDZY DO PIENIĘDZY
Od 1993 roku znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. A w 2019 roku wraz z bułgarskim Płowdiwem będzie Europejską Stolicą Kultury. Dziś jest perłą południa Italii, lecz nie zawsze tak było. Jeszcze kilkanaście lat temu miejsce to było narodową hańbą dla nowoczesnego państwa. W takich – mniej więcej – słowach wyraził się w 1950 roku ówczesny premier Włoch Alcide de Gasperi. Korzystając z planu Marshalla, postanowił coś z tym zrobić.
Jeszcze w latach 50-tych w tzw. sassi di Matera, czyli wykutych w skale domostwach, które przypominają niewielkich rozmiarów pieczary, mieszkały całe rodziny. Znajdują się one na terenie dwóch dzielnic, po dwóch stronach rzeki Gravina – Sasso Caveoso i Sasso Barisano.
Wydrążone w wapieniu jamy są dziś w większości puste. Z daleka wygląda to jak piętrzący się stos czaszek, które złowrogo gapią się na nas swoimi pustymi oczodołami. Dziś część z nich została jednak odzyskana. Począwszy od 1986 roku, zezwolono na ponowne zamieszkiwanie w zabytkowej części miasta. W związku z tym część z nich zamieniła się w niewielkie muzea, sklepy, restauracje i pensjonaty. Można powiedzieć, że Matera została na nowo odkryta.
Dziś przeżywa turystyczny boom. Aż 25 % domostw dostępnych jest w serwisie Airbnb – najwięcej w całych Włoszech. Tak zmartwychwstaje Matera. To, co kiedyś było symbolem zacofania tej części Włoch, dziś jest największą atrakcją turystyczną regionu, a posiadanie jednego z takich sassi uchodzi ponoć za szczyt luksusu i wyrafinowanego smaku. Tak to historia lubi zataczać koło. Zostanie jaskiniowcem staje się snobistycznym celem.
Niektórzy jednak narzekają. Twierdzą, że Matera – podobnie jak inne włoskie miasta – zaczyna ulegać zjawisku disneyizacji. Taka – wydaje się – być nieuchronna cena popularności. Miejsca takie jak te zatracają swój pierwotny charakter. Zostają przetrawione przez masowy styl konsumpcji i udostępnione w zbanalizowanej formie. Prawda miejsca zostaje zastąpiona łatwostrawnym produktem dla kulturowych barbarzyńców.
MATERA – ZAPOMNIANA PRZEZ BOGA I LUDZI
Pomimo pewnego uroku, jaki tworzy obraz prostego życia ich mieszkańców, warunki, jakie panowały w sassi nie należały do najprzyjemniejszych. Rzekłbym, że były dość podłe, nawet jak na ówczesne standardy. Nie da się tego inaczej określić jak prawdziwie włoskie slumsy. Pomijając fakt, iż mieszkało się tam wciąż wraz z bydłem i trzodą chlewną, były to ciemne nory bez elektryczności czy kanalizacji, z których dobywał się chłód, zapach stęchlizny i wszechobecna wilgoć. Zupełnie nie dziwi fakt, że śmiertelność noworodków była tam gigantyczna i dochodziła do 50 procent. Malaria, cholera i inne choroby wprost dziesiątkowały jego mieszkańców.
„Drzwi były z powodu gorąca pootwierane. Przechodząc zaglądałam do wnętrz, które nie miały żadnych okien tylko drzwi dostarczające powietrza i światła. Czasem nie było nawet drzwi. Wchodziło się z góry po schodkach i zasuwało otwór. W owych ciemnych dziurach o ścianach z ziemi, widziałam łóżka, nędzne graty i łachmany. Na podłodze leżały psy, barany, kozy i świnie. Każda rodzina ma do rozporządzania jedną taką jamę i sypiają tu wszyscy razem: mężczyźni, kobiety, dzieci i zwierzęta. W ten sposób żyje dwadzieścia tysięcy ludzi.”
Carlo Levi, Chrystus zatrzymał się w Eboli
Nie sposób było spędzać czasu inaczej jak na zewnątrz. Zresztą – jak dobrze wiemy – prawdziwe włoskie życie toczy się głównie na ulicy. Tutaj jednak nie miało w sobie nic z idylli dolce vita; upływało w brudzie, tumanach kurzu, wśród nieznośnego upału i chmar atakujących zewsząd much.
Wewnątrz znajdują się wspólne dla kilku rodzin dziedzińce, na których odnaleźć można choćby piec do pieczenia chleba. Spędzając czas przy prostych czynnościach dnia codziennego, musieli stawać się sobie bardzo bliscy. Kiedy w latach 50-tych roku zostali eksmitowani i przesiedleni do nowych domów, niektórzy nie potrafili przystosować się do „cywilizowanego” życia „na poziomie” i wracali z powrotem. Wraz z utratą sassi, stracono też bezpowrotnie pewien szczególny rodzaj solidarności, zwany kulturą vicinato. Dziś możemy zwiedzić za kilka euro wnętrze takiego skalnego mieszkania, chociażby Storica Casa Grotta di Vico Solitario.
NAJCIEKAWSZE KOŚCIOŁY MATERY
Oprócz domów mieszkalnych są także kościoły. Część z nich – rzecz jasna – także wydrążona jest w skale. Jest ich tu ponoć koło stu pięćdziesięciu. Oto tylko kilka z nich: San Pietro Barisano, Santa Lucia delle Malve, Santa Maria de Idris czy San Giovanni.
Najstarszym skalnym kościołem jest kościół San Pietro Barisano z XII wieku, choć pierwszy kościół o nazwie San Pietro in Veteribus stał tutaj już około 1000 roku. Wykuta w tufie fasada kościoła jest bardzo prosta. Wewnątrz kościoła, lewa z naw posiada wejście do niewielkiej groty będącej miejscem pochówku dla najbardziej uprzywilejowanych obywateli. Po opuszczeniu sassi, kościół został niestety splądrowany.
Kościół Santa Maria de Idris zawdzięcza swoją nazwę greckiemu słowu Odigitria, które oznacza wskazującą drogę jak nazywano Matkę Boską w Konstantynopolu. Nazwę tę mogli przynieść ze sobą bizantyjscy mnisi, którzy przybyli do Matery w VII wieku. Wewnątrz znajdują się cenne freski przedstawiające św. Jana Chrzciciela, św. Mikołaja czy oraz Chrystusa Pantokratora – świadectwo wpływów bizantyjskich. Mały korytarz prowadzi do kolejnego kościoła – San Giovanni w Monterrone – także posiadającego liczne freski.
Za najstarszą część miasta uważana jest dzielnica Civita – to wzgórze ze zbudowaną w stylu romańskim katedrą, zaskakującą jednak wchodzących do jej środka barokowym wnętrzem. Co ciekawe frontony ustawione w ołtarzu pochodzą z greckiej świątyni w Metaponcie.
Z kolei w kościele Santa Lucia znajdują się dwa najsłynniejsze w mieście freski pochodzące z drugiej połowy XIII wieku: Madonna del Latte oraz San Michele Arcangelo e San Gregorio.
Kościół San Giovanni Battista jest najładniejszym kościołem w Materze, jeśli wierzyć na słowo, bo nie zobaczyłem wszystkich. Zbudowany w XIII wieku, w apulijskiej wersji stylu romańskiego na pozostałościach wcześniejszego kościoła Santa Maria La Nova, od którego przejął nazwę. Został przebudowany w XVIII wieku i wtedy dopiero przemianowany na kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela.
Aha, oprócz kościołów wspomnieć trzeba, że jest jeszcze zbudowany w stylu aragońskim Castello del Conte Tramontano, którego budowa rozpoczęła się w 1501 roku. Nie została niestety ukończona. Z pięciu wież, które zamierzał postawić hrabia, wzniesiono tylko trzy, gdyż hrabiego w 1514 roku – zmęczeni jego tyrańskimi rządami – zabili mieszkańcy Matery. Wedle najnowszej wiedzy, na zamku trwają w dalszym ciągu prace konserwatorskie.
Matera nie chce być jednak skansenem, w którym żyje tylko i wyłącznie przeszłością. Dziś mieści się tu jeden z dwóch ośrodków Włoskiej Agencji Kosmicznej. Drugi jest w Trapani na Sycylii. Jako jedno z miast testuje możliwości sieci 5G. Matera chce więc być normalnym miastem, które patrzy w przyszłość.
A i na koniec wspomnę, iż – podobnie jak niedaleka Altamura – Matera szczyci się także własnym chlebem. Który z nich lepszy? Spróbujcie sami! Tylko nie próbujcie wydawać głośno swojego werdyktu! Obraza może być sromotna.