“Sycylia zaś wcale nie jest tak niebezpieczna, jak to lubią malować
ludzie, którzy nigdy blisko niej nie byli”
Goethe Podróż włoska
Sycylia – o jakaż tu panuje błoga beztroska życia płynącego, a jakby zatrzymanego. Feria barw, a do tego bezlitosny żar słońca i rozkoszowanie się każdą chwilą, dla której przyszłość nie ma znaczenia! Może to być jednak zwykły pozór! Z jednej strony prawda, a z drugiej – nie cała prawda. Kłamstwo rzadko przecież przyjmuje dziś postać całkowitego zmyślenia, jest raczej niedopowiedzeniem – nie całą prawdą! Stoję więc na środku Piazza Bellini – w samym sercu Palermo, przyciągany przez wszystkie świata strony jednocześnie i nie wiem, w którym mam najpierw udać się kierunku. Ot taki – pełen napięć – urok sicilian vibes.
Sycylia to przecież – obok wszechobecnej jedności przeciwieństw – prosta radość ulotnej chwili podszyta smutkiem przemijania. Zmysłowość atakowana jest obsesją śmierci w jej najbardziej fizjologicznym wymiarze. Z drugiej śmierć na Sycylii to zawsze coś więcej niż tylko ustanie funkcji życiowych. Eros i Tanatos wydają się tu być dwoma obliczami tego samego – pojawiającego się w wielu wcieleniach – bóstwa niczym Chrystus-Dionizos z rojeń Szymanowskiego.
„Sycylia jest jedynym na świecie obszarem cywilizacyjnym – pisze w Zielonej kopule Gustaw Herling-Grudziński, w którym przeszłość i teraźniejszość współżyją ciągle w nierozerwalnym, konwulsyjnym uścisku? Kto wie, czy nie dlatego Sycylijczycy zakochani są równocześnie w śmierci i w życiu.”
UMARLI ZA ŻYCIA ŻYJĄ PO ŚMIERCI
Tutejsze katakumby kapucynów nie są w tym zakresie żadnym wyjątkiem. To, co najbardziej w nich przeraża to właśnie to, że wystawione na widok publiczny trupy są wciąż tak mocno przywiązane do życia. Same zwłoki nie budzą aż takiego lęku. Ludzi przeraża raczej to, że oni mogą być wciąż żywi. Ludzie żyjący tutaj głęboko w to wierzą. Granica między życiem i śmiercią nie jest nieprzekraczalna. Stąd ten – niezrozumiały dla wielu – kult świętych, których męczeństwo jest raczej zwycięstwem nad śmiercią i cierpieniem, a nie porażką i absolutnym końcem. Kiedy śmierć w świecie Zachodu wydaje się być banalnym faktem biologicznym, na Sycylii wciąż jest wydarzeniem metafizycznym, które otwiera na inny rodzaj obecności.
„Kto raz zasmakował w sycylijskim smutku – pisze Roman Brandstetter – Ten marzy o nim Codziennie. Kiedy znowu wrócę do ciebie, Kraju nieufności? Do ciebie, ojczyzno stojących zegarów? Do ciebie, Obsesjo podziemi?”
Wydaje się także, że śmierć pojawia się na Sycylii w nieodłącznym skojarzeniu z mafią, lecz jest to fałszywy trop, o czym – w swojej przerażającej książce Sycylijski mrok – pisze Peter Robb, przytaczając słowa samego sędziego Falcone.
„Kultura śmierci – powiada Falcone – nie jest zjawiskiem typowym wyłącznie dla mafii. Jest nią przesiąknięta cała Sycylia. Zaduszki to dla nas wielkie święto. Dajemy wtedy słodycze z twardego jak kamień cukru, zwane główkami śmierci. Samotność, pesymizm i śmierć to główne wątki naszej literatury, od Pirandella po Sciascię.”
PALERMO – ŚMIERĆ CZAI SIĘ ZA ROGIEM?
A jednak wielu turystów zanim zacznie cieszyć swoje zmysły tym, co Sycylia ma im do zaoferowania, jeśli już myśli o śmierci to raczej w sposób pozbawionych kontekstów kulturowych. Pyta o swoje bezpieczeństwo, choć – gdyby oprzeć się – na statystykach z 2019 roku, okaże się, że rzeczywistość daleko odbiega od naszych lęków wykarmionych na błędnych wyobrażeniach. Otóż miastami o najwyższym poziomie przestępczości we Włoszech są: Mediolan, Florencja i Rimini. Palermo, a nawet owiany „złą sławą” Neapol nie znalazł się nawet w pierwszej piętnastce.
Zapewne inaczej wyglądałby ranking, gdybyśmy wzięli pod uwagę jedynie przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu, ale przecież tym, czego obawiamy się najbardziej jest zazwyczaj kradzież, a w najgorszym wypadku rozbój. To już nie te czasy, o których w 1786 roku, Goethe pisał – w swojej Włoskiej podróży – słowa, które, choć dotyczyły akurat Rzymu, odnosić się miały do całej Italii. „Co uderza wszystkich cudzoziemców – i o czym znowu mówi – całe miasto, to morderstwa. Są one tu na porządku dziennym. W ostatnich trzech tygodniach w naszej dzielnicy zabito czterech ludzi.”
MAFIA ZABIJA TYLKO LATEM
Ja osobiście, a często podróżuje samotnie – nie zapuszczam się po zmierzchu w boczne, nieoświetlone i puste uliczki jak w przypadku Palermo, gdzie oczywiście także są miejsca „nieoczywiste” i dzielnica, do której nikt o zdrowych zmysłach się nie zapuszcza, czyli wyjątkowo złej sławy Zona Espasione Nord. Zwykle ludzie pytają jednak jak dziś wygląda sytuacją z mafią. Nie są to już złote czasy Cosa Nostry i akurat nie jest to powód do nostalgii.
Od około 15 lat nie usłyszysz już na ulicach Palermo wystrzału z broni palnej, lecz nie oznacza to, że mafia nie robi dalej swoich interesów. To właśnie – mniej więcej – w tym czasie Cosa Nostra weszła w układ z mafią nigeryjską – kontrolującą afrykański szlak przerzutu narkotyków – znaną jako Czarny Topór. Sprzedaż narkotyków i prostytucja, a w zasadzie handel ludźmi to w dużej część interesu zlecona przybyszom z Afryki, którzy zostali zobowiązani do załatwiania konfliktów bez użycia broni palnej; nazwa do czegoś przecież zobowiązuje. Taki deal między dwiema potężnymi organizacjami przestępczymi opłaca się każdej ze stron. Mimo tego najlepiej odwiedzić Palermo zimą – co mam w zwyczaju robić – gdyż – jak to mówią – mafia uccide solo d’estate.
PIAZZA BELLINI – W SAMYM SERCU PALERMO
Tak więc stoję w samym środku Piazza Bellini – sercu Palermo. Tuż obok jest ruchliwa Via Maqueda i emblematyczne dla miasta Quatro Canti oraz Piazza Pretoria ze swoją słynną fontanną wstydu. Nie da się nie zauważyć, że znajdujące się na Piazza Bellini budynki są położone na różnej wysokości względem siebie. Otóż przy budowie Via Maqueda pod koniec XVII wieku, obniżono także poziom placu zwanego wówczas San Cataldo.
W 1848 roku przemianowano go na Piazza Bellini z uwagi na to, iż taką samą nazwę słynnego kompozytora otrzymał także znajdujący się tutaj Teatr Travaglini z 1742 roku. Znajdują się przy nim trzy znakomite kościoły, których pominięcie będzie ciosem w samo serce Palermo: chiesa di San Cataldo, chiesa di Santa Maria dell’Ammiraglio zwany La Martoraną oraz chiesa di Santa Caterina d’Alessandria wraz z przyległym do niego klasztorem. Dwa pierwsze wraz z katedrą w Monreale i Cefalu stały się w 2005 roku częścią światowego dziedzictwa UNESCO jako arcydzieła sztuki normańsko-arabskiej na Sycylii. Wszystkie obiekty możemy zwiedzać w ramach szlaku architektury sakralnej, co polega miej więcej na tym, że kupujemy bilet w jednym z kościołów, a następnie pokazujemy go w następnym i dostajemy zniżkę. Zawsze kilka euro można w ten sposób zaoszczędzić.
LA MARTORANA – POCHWAŁA RÓŻNORODNOŚCI
Pierwsze kroki zdecydowałem się skierować do Santa Maria dell’Ammiraglio, czyli kościoła Matki Boskiej Admirała. Mowa tu o Wielkim Admirale Królestwa Sycylii – Jerzym z Antiochii – fundatorze kościoła zbudowanego z myślą o wiernych obrządku bizantyjskiego w połowie XII wieku jako wotum dziękczynne za opiekę podczas śródziemnomorskich – niejednokrotnie awanturniczych – eskapad. Inna – popularniejsza nazwa – to La Martorana; ta z kolei pochodzi pochodzi od Eloisy da Martorana, fundatorki klasztoru benedyktynek, do którego w latach 1435-1866 należało sprawowanie pieczy nad świątynią. Siostrzyczki wyspecjalizowały się w produkcji marcepanowych owoców zwanych frutta martorana i stąd do dziś ich sława. Benedyktynki lepią zresztą nie tylko owoce, ale i rozmaite ckliwe figurki aniołków, serduszek, które następnie barwią ekstraktami z róży, szafranu i pistacji. Także one udoskonaliły wielkanocny przysmak zwany cassata – istna bomba kaloryczna złożona z migdałów, ricotty oraz kandyzowanych owoców.
Od 1943 roku świątynia ponownie służy katolickiej parafii obrządku bizantyjskiego i przynależy do diecezji Piana degli Albanesi, jednocześnie wiosce leżącej w głębokim interiorze wyspy; tam właśnie żyją wciąż potomkowie albańskich imigrantów Tutaj także w 1268 roku, po tak zwanych nieszporach sycyjliskich, zebrał się sycylijski parlament, by oddać koronę Piotrowi Aragońskiemu.
Kościół zbudowano na planie krzyża greckiego, niestety późniejsze dobudówki zdeformowały jego pierwotny kształt, podwajając jego długość. W XVI wieku zniszczono jego dotychczasową fasadę i wstawiono barokową, a w 1726 roku – w wyniku trzęsienia ziemi – stracił on swoją kopułę. To straszne, bo arabski podróżnik Ibn Jubair w 1184 roku, widząc fasadę świątyni, miał rzecz, że to najpiękniejsza rzecz na świecie, jakie oglądały jego oczy. W efekcie tegoż barokowego spaskudzenia, zniszczeniu uległo wiele elementów pierwotnej architektury jak choćby główna apsyda, narteks i atrium.
Ostały się tylko dwie boczne apsydy. Nie dajmy się jednak zwieść nijakiemu zewnętrzu. Prawdziwa uczta dla oka czeka nas bowiem wewnątrz. Tym, co naprawdę odbiera dech w piersiach są bogate mozaiki z połowy XII wieku, które przetrwały w stanie niemalże nienaruszonym. Piszę, że niemalże, ponieważ w XVI wieku przeniesiono z pierwotnej lokalizacji – a właściwie zniszczonego normańskiego portyku – mozaiki przedstawiające admirała Jerzego u stóp Matki Boskiej oraz Chrystusa koronującego króla Rogera II (1095–1154) odzianego na wzór bizantyjskiego władcy.
Głównym punktem mozaikowego uniwersum jest – umieszczony w centrum kopuły – błogosławiący Chrystus Pantokrator z ziemskim globem u swoich stóp. Wokół niego – wzdłuż podstawy kopuły – rozmieszczono czterech aniołów w akcie prostracji. Wszystko to dzieło bizantyjskich artystów. Ciekawostką jest, iż u podstawy kopuły znajduje się także – wykonany z drzewa sosnowego fryz zawierający napis pochodzący z liturgii bizantyjskiej – Sanctus, Hosanna i Gloria przetłumaczony na język arabski, który był językiem ojczystym – pochodzącego z Antiochii – fundatora.
Co ciekawe, na jednej z kolumn znajduje się także inskrypcja w języku arabskim zawierający Basmalę, czyli formułę rozpoczynającą każdy niemalże każdą surę Koranu: w imię Boga miłosiernego i litościwego oraz tekst Bóg mi wystarcza, On jest najlepszym obrońcą. Jak twierdzi Jeremy Johns w swoim artykule The Arabic inscriptions of the Norman kings of Sicily: a reinterpretation, została ona prawdopodobnie użyta po raz kolejny i pochodzi z zupełnie innego budynku.
Otto Demus – specjalista od bizantyjskich mozaik miał stwierdzić o tutejszych mozaikach, iż są „samą kwintesencją subtelności i piękna w sztuce”. Wnętrze kościoła – wskutek wszystkich wprowadzonych tu na przestrzeni wieków – zmian, jest obecnie dość eklektyczne. W XVIII wieku flamandzki malarz Willem lub Guglielmo Borremans (1670–1744) namalował wewnątrz freski, a w barokowym ołtarzu umieszczono obraz autorstwa Vincenza z Pawii z 1533 roku. W 1870 roku za zadanie oczyszczenia kościoła z późniejszych naleciałości otrzymał Giuseppe Patricolo – członek Komisji ds. Starożytności i Sztuk Pięknych. Nie znam niestety szczegółów podjętych przez niego działań, lecz metody, jakie zastosował były ponoć niezwykle brutalne, za co był mocno krytykowany. Zajmował się on zresztą także kolejnym kościołem, znajdującym się tuż obok.
SAN CATALDO – POWAGA SKROMNOŚCI
Bo zaraz obok Martorany znajduje się kolejny klejnot architektury sakralnej, a mianowicie Chiesa di San Cataldo. Kościół miał być częścią całego kompleksu budynków – dziś już nieistniejących – należących do niejakiego Maio z Bari – admirała, a później wielkiego kanclerza króla Wilhelma I (1154-1166). Maio z Bari był następcą Jerzego z Antiochii i niektórzy uczeni przypuszczają, że tym, co skłoniło go do ufundowania kościoła był ambicjonalny impuls nie okazania się gorszym od swego szczodrobliwego poprzednika. Kościół zawiera ewidentne elementy apulijskiej wersji stylu romańskiego, w szczególności podobieństwa do katedry w miejscowości Molfetta. Jest to więc typowo sycylijskie budownictwo, gdzie styl romański rodem z Apulii łączy się z charakterystyczną dla północnej Francji dzwonnicą, arabskimi formami oraz bizantyjskimi arkadami.
Prace budowlane zakończono w 1154 roku, lecz nie wykończono nigdy wnętrza świątyni. Kościół przekazał – znany nam już dobrze z poprzedniego wpisu – Wilhelm II Dobry, benedyktynom z Monreale, którzy urządzili tu szpital. Nie mieści się w głowie, ale w XVIII wieku postanowiono, że będzie tu … poczta. Dziś – Bogu dzięki – kościół należy do Zakonu Rycerskiego Bożego Grobu w Jerozolimie, zwanego popularnie bożogrobcami.
To zresztą ci sami, którzy założyli – leżące obok mnie – piszącego te słowa, dosłownie tuż za miedzą – miasto Chorzów, który w przeciwieństwie do bardzo młodych Katowic został lokowany na prawie niemieckim już w 1257 roku. Upraszczam oczywiście, bo niektóre z dzielnic mojego rodzinnego miasta także pochodzą ze średniowiecza jak chociażby dzielnica Dąb, którą jako wieś rownież założyli Bożogrobcy.
Powrócimy jednak na Sycylię, na Piazza Bellini. Z zewnątrz San Cataldo niczym szczególnym by się nie wyróżniało poza pewnym potrójnym elementem, który z kościołem raczej się nie kojarzy. Prosta bryła z trzema czerwonymi kopułami, które od razu przywodzą na myśl raczej jakąś budowlę arabskiej proweniencji. Owe kopuły wyznaczają wewnątrz centralną nawę świątyni. Podtrzymuje je sześć kolumn antycznego pochodzenia, z których każda może się poszczycić posiadaniem innego kapitelu aniżeli sąsiadka. Nie wdając się jednak w szczegóły konstrukcyjne, ze smutkiem muszę napisać, że z pierwotnego wyglądu – poza mozaikową posadzką – pozostał jedynie ołtarz i blok białego marmuru udekorowany greckim krzyżem i symbolami ewangelistów. Nie napiszę więc nic więcej o oryginalnym wystroju, ponieważ tego – jak wspomniałem – nigdy go tu nie było.
Gwałtowana śmierć fundatora była tego powodem; ot Maio został zasztyletowany na zlecenie Matteo Bonello, a w tle kobieta i wielka polityka. Gdy już znajdziemy się wewnątrz świątyni ogarnia nas zewsząd nastrój prawdziwe średniowieczny – surowość i prostota całkowicie odbiegają od bogactwa wystroju Martorany, lecz – szczerze mówiąc – ma to swój niezaprzeczalny urok; oprócz prefiguracji przyszłej chwały, ogołocenie to wciąż część tego samego misterium, w którym uczestniczą chrześcijańskie świątynie.
SANTA CATERINA D’ALESSANDRIA – BLASK OBFITOŚCI
Na przeciwległej stronie placu stoi kościół całkiem inny od dwóch omówionych. To święta Katarzyna Aleksandryjska, współtowarzyszka byłego klasztoru dominikanek, w którym urządzono obecnie muzeum. To właśnie od nazwy klasztoru, dla którego potrzeb wzniesiono kościół pod koniec XVI wieku, przejął on swoją nazwę. Wspominałem, że benedyktynki z Martorany produkowały owoce z marcepana, a z kolei tutejsze dominikanki zasłynęły produkcją szerokiego wyboru słodyczy. Obecnie przy muzeum działa sklepik, w którym kupić można łakocie wedle “sekretnych receptur” zakonnych. To tutaj także miał ponoć stać pałac Jerzego z Antiochii. Niestety, z powodu późnej pory, nie zwiedziłem klasztoru, co zamierzam uczynić przy najbliższej wizycie w Palermo.
Z zewnątrz nie wyróżnia się on niczym szczególnym, późnorenesansowa fasada niczym nie zaskakuje, lecz jak bardzo inny jest to kościół od dwu poprzednich widać od razu po wejściu do środka; wewnątrz zewsząd atakuje nas agresywny barok z rokokowymi elementami. To sycylijski barok w najdoskonalszym wydaniu, dokładnie to za co jest równie uwielbiany, jak i nienawidzony przez wielu. Sporo oglądających przyznawało, że byli tak zaskoczeni po przekroczeniu progu, że oddech sam się wstrzymywał, widząc taką moc zdobień: fresków, rzeźb i stiuków. Pomimo poczucia przytłoczenia ogromem ozdobności, widać od razu, że jest w tym jakiś porządek, jakaś jedna myśl panuje tu nad całością, która powstawała przecież na przestrzeni dość długiego czasu. Zresztą większość tych dekoracji podchodzi dopiero z XVIII wieku.
Na sklepieniu kościoła widzimy monumentalny fresk autorstwa Filippo Randazzo z 1744 r. przedstawiający „Chwałę Świętej Katarzyny”. Sama postać świętej męczennicy należy jednak bardziej do legendy i – co ciekawe – jej historia jest łudząco podobna do historii aleksandryjskiej filozofki Hypatii. Niestety nie mamy za nadto miejsca, by roztkliwiać się nad jej losem. Z kolei na kopule widzimy fresk „Triumf Zakonu Kaznodziejskiego” wraz „Alegorią Czterech Kontynentów”, będących dziełem Vito d’Anna. Fresk w prezbiterium przedstawiający „Wywyższenie Eucharystii” jest autorstwa Antonio i Paolo Filocomo i pochodzi z 1728 roku. Po prawej stronie transeptu znajduje się – pochodzący z 1534 roku – posąg św. Katarzyny, którego autorem jest słynny na całą Sycylię Antonello Gagini. W pobliżu ołtarza, na posadzce znajduje się medalion przedstawiający psa z pochodnią – symbol zakonu dominikanów, czyli pańskich psów (domini canes).
W pierwszej kaplicy na prawo znajduje się ciekawy panel, z którego dosłownie wychodzą na zewnątrz postaci, na nim przedstawione: to sam prorok Jonasz dokładnie w momencie, w którym ma go połknąć wielka morska ryba oraz hiszpański galeon, którym uciekał z Niniwy. Trochę ahistoryczne, ale przecież mamy do czynienia z opowieścią, która – choć nigdy się nie zdarzyła – przecież ciągle się wydarza: ucieczka przed Bogiem doprowadziła proroka do otchłani, którego symbolem jest morskie monstrum.